piątek, 8 kwietnia 2016

Stuhrm

„Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności” – wywiad z Maciejem Stuhrem przeprowadzony przez Beatę Nowicką ukazał się w zeszłym roku, wydawałoby się, że kurz medialny po ukazaniu się książki dawno opadł, a recenzowanie jej w tym momencie nie ma sensu. 

Nic bardziej mylnego, Stuhr po okresie pewnego wyciszenia zawodowego, znów jest na fali wznoszącej, złośliwi mogliby nawet uznać, że wyskakuje z każdej lodówki. 

Jako aktor wszechstronnie utalentowany, niezależnie od tego, czy gra, śpiewa, tańczy, prowadzi gale, pisze felietony, wzrusza i bawi widzów/czytelników do łez. 

Mało jest w Polsce tak błyskotliwych , rozważnie prowadzonych karier. Niewielu jest tak inteligentnych, dowcipnych, zdystansowanych aktorów, którzy jednocześnie mają odwagę by od czasu do czasu wyjść z roli ulubieńca publiczności i zabrać głos w debacie publicznej. Stuhr to potrafi, nic dziwnego, że lektura wywiadu z nim jest czystą przyjemnością.

Ukazanie się tej pozycji na rynku było sporym zaskoczeniem, Stuhr słynie bowiem z tego, że wywiadów udzielać nie lubi, prywatnie introwertyk, ma alergię na dzielenie się swoją prywatnością, tak popularne w niektórych kręgach. A jednak sztuka namówienia go do rozmowy udała się Beacie Nowickiej – dziennikarce, która „przepytuje” aktora od lat, w związku z czym, On darzy ją zaufaniem, które jest niezbędne do tego, by przedsięwzięcie pt. wywiad – rzeka miało sens i przyniosło zadowalający efekt. I tak oto jest „Stuhrmówka”.

Niektórzy zarzucali aktorowi, że za wcześniej zdecydował się na tego typu podsumowanie, że nie ma wystarczającej liczby doświadczeń życiowych i zawodowych, by wyskakiwać przed szereg z tego typu publikacją. Wydaje się, że w jego przypadku czynnik czasowy ma niewielkie, żeby nie powiedzieć żadne znaczenie. Za dwadzieścia lat wciąż znajdą się przecież osoby, które powiedzą o Macieju – młody Stuhr i będą go postrzegać jako syna swojego ojca. Przywiązywanie się do tego typu opinii nie ma więc żadnego sensu.

Rozmowa Nowickiej ze Stuhrem jest klasyczna w układzie: zaczynamy od dzieciństwa by dojść do teraźniejszości. Mamy tu więc opowieści o przodkach, podobieństwie do nich, relacjach z młodszą siostrą, przygody z czasów harcerstwa, młodzieńczych wybrykach szkolnych, pierwszych zauroczeniach. „Poważniej” zaczyna być w części dotyczącej studencko – kabaretowych czasów, które, poniekąd niechcący stały się początkiem ogromnej popularności Stuhra, związanej z działalnością estradową i wystąpieniem w najbardziej kasowych komediach polskich lat 90. Gdy wydawało się, że świat stoi przed nim otworem i może zająć się już wyłącznie odcinaniem kuponów od szybko zdobytej sławy, on wykonał krok w tył – zrezygnował z kabaretu i postanowił zdawać do Szkoły Teatralnej. W związku tym w rozmowie pojawiają się oczywiście wątki słynnej fuksówki, zawodowych mistrzów, pierwszych, po ukończeniu szkoły castingów, ról teatralnych.

Całość jest niezwykle anegdotyczna. Stuhr o wszystkim opowiada z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru. Sporo tu zabawnych kulis planów filmowych, scen kabaretowych, garderoby teatralnej. Wziąwszy pod uwagę, że aktor współpracuje z najwybitniejszymi reżyserami i aktorami w tym kraju, jest to niewątpliwie smaczny kąsek.

Kwestie prywatne, choć się pojawiają zostały omówione z klasą i umiarem. Nie znajdziemy tu rozliczeń z przeszłością, wyznań na wyłączność i innej tego rodzaju idealnej pożywki dla tabloidów. Wywiad jest uzupełniony wypowiedziami rodziny, przyjaciół i bliskich znajomych Stuhra, co również jest interesującym dodatkiem do tego typu publikacji. Spojrzenie osób trzecich pozwala na zobaczenie aktora w nieco innym świetle.

To nie jest książka, która zmieni wasze życie, nie jest to też książka, która odkrywa nową, zupełnie nieznaną twarz Macieja Stuhra. Jest to natomiast rzecz, przy której będziecie się świetnie bawić. Wydaje się, że zapewnienie czytelnikom rozrywki na dobrym poziomie było głównym celem tej publikacji i został on osiągnięty w stu procentach.

Ocena: 7/10

„Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności”, Wydawnictwo Znak 2015.