poniedziałek, 22 czerwca 2015

W niespełnieniu

Nauczycielka” Judith W. Taschler , to prosta historia o trudnej miłości. O jej wyjątkowości bardziej decyduje forma niż treść.
Niech nie zniechęci Was niepozorny, wieloznaczny tytuł i nie zwiodą zapowiedzi wydawcy. Kryje się pod nim kipiąca emocjami, kameralna powieść obyczajowa, mająca niewielki związek z nauczaniem.


Matylda chce  zostać nauczycielką niemieckiego, Xawer jest początkującym pisarzem. Poznają się w czasie studiów, zakochują w sobie. Łączy ich zamiłowanie do literatury i opowiadania historii, dzielą cele życiowe, Ona nade wszystko pragnie zostać matką i mieć rodzinę, której brakowało jej w dzieciństwie. On marzy o globalnej sławie i uznaniu, rodzina nie znajduje się na liście priorytetów. Matylda osiąga swój zawodowy cel, bierze na siebie ciężar utrzymania domu i nieustannie wspiera ukochanego, by mógł w spokoju szlifować swój talent. Z upływem lat myśl o dziecku staje się obsesją kobiety, z kolei próby literackie Xawera są dalekie od doskonałości i nie przynoszą spodziewanych rezultatów. Frustracja obu stron rośnie lawinowo. Pewnego dnia, po szesnastu latach związku Matylda zastaje puste mieszkanie, Xawer znika bez pożegnania.


Do tego momentu jest to klasyczna, niczym nie wyróżniająca się opowieść o miłości. Zarówno bohaterowie, jak i motywy ich postępowania i tzw. tło wydają się aż nazbyt oczywiste i sztampowe. Na szczęście, kiedy lektura zaczyna nudzić, bo wydaje się, że wszystko jest jasne i nic już nie zaskoczy, w prezencie od autorki dostajemy zwrot akcji, który ratuje czytelników przed zaśnięciem i przywraca im ciekawość tego, co będzie dalej?

Przy okazji warsztatów pisarskich Xawer i Matylda spotykają się ponownie, po latach mają szansę wyjaśnić sobie niedomówienia z przeszłości. On przyjeżdża do szkoły, w której ona jest oddaną swojej pracy nauczycielką, jako znany pisarz, któremu udało się odnieść sukces. Początkowo w rozmowach, ze strony Matyldy pojawia się mnóstwo żalu, pretensji, rozgoryczenia, z czasem jednak uspokaja się, nabiera dystansu, próbuje zrozumieć, dlaczego ukochany odszedł do innej kobiety i dał jej dziecko, którego nigdy nie chciał mieć.

W historii pojawiają się coraz to nowe wątki, kolejni bohaterowie, napięcie rośnie stopniowo. Prostota zmienia się w skomplikowaną, niejednorodną gatunkowo układankę. Klarowne dotąd postaci zyskują nowy rys, zostają przełamane, dzięki czemu jednoznaczna, kategoryczna ocena ich postaw nie jest już tak łatwa, wymaga refleksji.

Ciekawa jest sama forma powieści. Losy Matyldy i Xawera opowiedziane są poprzez splot listów, które wymieniają między sobą, wymyślonych historii opowiadanych sobie nawzajem oraz dialogów z rozmów przeprowadzonych na żywo. Z jednej strony podkreśla to ważność komunikacji międzyludzkiej, z drugiej pokazuje, że nawet najbliżsi sobie ludzie mają z nią poważny problem i te same fakty widzą i interpretują w całkowicie inny sposób. Ponadto taka, a nie inna forma dodaje całości klimat intymności i kameralność.

„Nauczycielka”, to przede wszystkim powieść o niespełnieniu, straconych złudzeniach, niewykorzystanych szansach, winie, karze, przebaczeniu i w końcu o uzdrawiającej mocy literatury. Choć są to motywy wykorzystywane przez pisarzy od wieków, Taschler ostatecznie udało się „ugryźć” temat w nieco inny sposób. Całość jest przejmująca i zostaje w głowie na dłużej.

Ocena: 7/10
J.W. Taschler, „Nauczycielka”, Wydawnictwo W.A.B. 2015.

sobota, 6 czerwca 2015

Nieznośny ciężar dorosłości

Andrzej Saramonowicz – twórca kinowych hitów: „Lejdis” i „Testosteronu”, postanowił sprawdzić swe umiejętności na polu prozatorskim. Efekt? Popliteratura, do przełknięcia w jeden wieczór, nie powodująca skutków ubocznych.


Po sukcesie swoich filmów Saramonowicz został uznany za specjalistę od komedii. Udało mu się bowiem coś, co przez wiele lat było nieosiągalne dla innych rodzimych twórców gatunku. Połączył rozrywkę na dobrym poziomie z sukcesem frekwencyjnym, a niektóre dialogi z wyżej wymienionych tytułów weszły do codziennego języka. Kolejne filmy nie powtórzyły sukcesu pierwszych, w temacie filmowym nastała cisza, ale życie jak wiadomo nie znosi próżni. Saramonowicz zmienił więc branżę i stworzył „Chłopców” – powieść, będącą niejako przedłużeniem filmowych dokonań. Autor w dalszym ciągu porusza się bowiem, w znanym sobie i rozpracowanym wcześniej obszarze komedii obyczajowo – erotycznej.


Główny bohater Jakub Solański jest uznanym neurochirurgiem, świeżo upieczonym rozwodnikiem w średnim wieku, a co najważniejsze ojcem 11 – letniego Mateusza. W ramach korzystania z odzyskanej wolności stary Solański zostaje seksoholikiem. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności obiektami jego zainteresowania są przede wszystkim matki szkolnych kolegów Matiego. Temu ostatniemu nie przysparza to oczywiście popularności w towarzystwie i nie ułatwia zbudowania na nowo relacji z ojcem.

Narracje ojca i syna w powieści prowadzone są równolegle. W rolę nad wiek dojrzałego, świadomego i odpowiedzialnego wcielony został jedenastolatek, który obserwuje, surowo ocenia i błyskotliwie komentuje poczynania ojca. Mateusz chciałby w dalszym ciągu widzieć w tacie bohatera z niedawnego dzieciństwa, jego zachowanie sprawia jednak, że staje się antywzorcem, nie dającym poczucia bezpieczeństwa. Solański senior chciałby być z kolei lepszym rodzicem, skupienie na sobie, niefrasobliwość i spłycone postrzeganie rzeczywistości uniemożliwiają mu jednak zrozumienie syna.
„Chłopcy” poruszają kilka wydawałoby się poważnych tematów. Wśród nich:  syndrom Piotrusia Pana, kwestia losu powtórzonego, poszukiwania własnej tożsamości i osamotnienia w świecie pełnym możliwości wyboru. Całość utrzymana jest jednak w mocno komediowej, groteskowej konwencji, co spłyca refleksje, czyniąc je banalnymi i trywialnymi. Wrażenie śmieszności nie mija nawet po nagłym zwrocie akcji i zmianie tonu.

Mocną stroną powieści niewątpliwie jest język i żartobliwość. Saramonowicz jedynie potwierdza, że pisanie zabawnych dialogów wciąż jest jego specjalnością. Mnóstwo tu błyskotliwych bon motów, złotych myśli, łatwo wpadających w ucho. Niekiedy okazuje się, że to, co dobrze brzmi na ekranie, na papierze kompletnie „nie żre”, zdarzają się więc tzw. suchary i żarty zupełnie nietrafione. Drażni również przesadna ilość wulgaryzmów. Ten nadmiar sprawia, że lektura staje się męcząca. Trudno wytłumaczyć go stylem autora, czy konwencją tekstu.

Debiut literacki Saramonowicza nie ma ambicji bycia wielką literaturą. Autor stworzył tekst czysto rozrywkowy, ku uciesze mas, obliczony na sukces sprzedażowy. W tej kategorii jest to bardzo dobra propozycja, czyta się szybko, nie wywołuje większych zgrzytów, pozwala na reset umysłu np. podczas urlopu. Ci, którzy lubią literaturę przez duże L, „Chłopców” potraktują raczej jako kolejny przykład nie wartej uwagi książkowej konfekcji, której mnóstwo na rynku.

Ocena: 6/10
A.Saramonowicz, „Chłopcy”, Wydawnictwo Wielka Litera 2015.
*Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wielka Litera http://www.wielkalitera.pl/