„Damy,
dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy” Anny Dziewit-Meller to kolejna w
ostatnim czasie książka o silnych, mądrych, odważnych kobietach, które dzięki
swej determinacji zapisały się trwale w historii – przeznaczona dla młodych
czytelniczek i czytelników. Wyróżnia ją nieoczywisty klucz doboru postaci i
ciekawy pomysł narracyjny.
Trudno oprzeć się
wrażeniu, że na naszym rynku zapanowała ostatnio moda na publikacje o niezależnych
ambitnych, dzielnych kobietach - dla kobiet zarówno dorosłych, jak i tych dużo
młodszych. Niewątpliwie jest to dobry trend: edukację, budowanie feministycznej
świadomości warto rozpocząć jak najwcześniej. Nie sposób nie łączyć tego wysypu
„dziewczyńskiej” literatury z sytuacją polityczną w Polsce: Czarnym Protestem,
próbami ograniczania wolności wyboru kobietom przez polityków.
„Damy, dziewuchy,
dziewczyny” ukazały się niemal w tym samym czasie, co głośne „Opowieści na
dobranoc dla młodych buntowniczek” Eleny Favilli i Francesci Cavallo. Siłą
rzeczy książka Anny Dziewit-Meller będzie traktowana jako polska odpowiedź na…
i do niej porównywana. Łączy je tylko temat, różni sposób jego realizacji.
Zamiast pójść utartym,
sprawdzonym szlakiem i napisać o współczesnych, powszechnie znanych i
podziwianych kobietach sukcesu ze świata kultury, mediów, czy sportu, autorka
postanowiła sięgnąć nieco głębiej do polskiej historii. I był to znakomity
pomysł. Dzięki temu udało się bowiem odkurzyć, wyciągnąć na światło dzienne
postaci kobiet nieco zapomnianych, bądź całkowicie nieznanych. Nie tylko
dzieciom, ale również dużej części dorosłych.
Ilu z nas – dorosłych wie,
kim były Henryka Pustowójtówna, Elżbieta Drużbacka, Magdalena
Bendzisławska? Ilu z nas na co dzień pamięta
o Krystynie Krahelskiej, Krystynie Skarbek, Narcyzie Żmichowskiej? Wszystkie
one są bohaterkami tej książki. W tym ciekawym gronie nie zabrakło też miejsca
dla najbardziej znanej kobiety – uczonej Marii Skłodowskiej-Curie, Izabeli
Czartoryskiej, królowej Jadwigi Andegaweńskiej. Pojawiają się tu również
bardziej współczesne postaci, jak himalaistka Wanda Rutkiewicz czy projektantka
mody Barbara Hulanicki.
Narratorką opowieści
jest uczestniczka Powstania Styczniowego Henryka Pustowójtówna. Przychodzi w
odwiedziny do domów swoich koleżanek, w ten sposób przedstawiając kolejne postaci
z kart książki. Wspólnie tworzą barwną, charakterną grupę. Są wśród nich:
poetka (Drużbacka), lekarka (Bendzisławska), malarka (Stryjeńska),
przyrodniczka (Kossak) i wiele innych.
Dzielą je czasy, w
których żyły, wiek, obszar działalności, łączy to, że wszystkie musiały pokonać
liczne przeciwności losu, by móc robić to, co chciały, spełniać się i osiągnąć
cele, które sobie postawiły. Do tych przeszkód należał przede wszystkim brak
dostępu do edukacji, niemożność uczestniczenia w życiu publicznym, ostracyzm
społeczny. Zostało to wielokrotnie w książce podkreślone.
Warto uświadamiać dzieciom, że świat nie zawsze był tak otwarty i pełen możliwości, jak teraz. Nie wszystko przyszło łatwo i zostało dane raz na zawsze. W związku z tym należy to doceniać i mądrze z wszystkich tych dobrodziejstw korzystać.
Warto uświadamiać dzieciom, że świat nie zawsze był tak otwarty i pełen możliwości, jak teraz. Nie wszystko przyszło łatwo i zostało dane raz na zawsze. W związku z tym należy to doceniać i mądrze z wszystkich tych dobrodziejstw korzystać.
Bardzo dobrym
rozwiązaniem jest wprowadzenie przewodniczki w postaci Pustowójtówny. Poprzez
swoją bezpośredniość, język, którego używa udaje się stworzyć przyjacielską, pozbawioną dystansu relacje z
młodymi czytelnikami. Dzięki temu całość jest dla nich atrakcyjna w formie, zrozumiała i
łatwo przyswajalna.
Dodatkowym ułatwieniem i atutem jest obecność ramek, w których zostały wyjaśnione trudniejsze słowa i szerzej omówiono niektóre zjawiska. Można je traktować jako mini kompendia wiedzy.
Dodatkowym ułatwieniem i atutem jest obecność ramek, w których zostały wyjaśnione trudniejsze słowa i szerzej omówiono niektóre zjawiska. Można je traktować jako mini kompendia wiedzy.
Na uwagę zasługują
również piękna okładka i ilustracje
autorstwa Joanny Rusinek. Obecność czarno-białych portretów w książce dla
dzieci początkowo może nieco dziwić, wydawać się mało zachęcająca. Gdy jednak weźmiemy
pod uwagę jej temat i czasy, o których mowa okaże się, że jest to
absolutnie spójna, pasująca koncepcja.
„Damy, dziewuchy,
dziewczyny” to interesująca książka dla małych i dużych, bez względu na płeć.
Dorosłym pozwoli odkryć, bądź przypomnieć sobie postaci, o których zapomnieli
lub nie mieli pojęcia. Dziewczynkom pokaże, że warto marzyć, być odważną i nie
poddawać się w dążeniu do celu, mimo przeciwności losu, a chłopcom udowodni, że
dziewczynki również mają ekscytujące, zapierające dech w piersiach przygody, a
określenie słaba płeć należy włożyć między bajki. Raz na zawsze.
Miejmy nadzieję, że to
dopiero początek fali i już wkrótce pojawi się u nas jeszcze więcej
tak mądrych, zrealizowanych z pomysłem książek dla najmłodszych. Są one
wyjątkowo ważne i potrzebne zwłaszcza teraz, gdy w ramach reformy edukacji
usiłuje się napisać historię na nowo, wymazując z jej kart niewygodne dla
rządzących postaci.
Lekcjom patriotyzmu i feminizmu w formie zaproponowanej przez Annę Dziewit-Meller w „Damach, dziewuchach, dziewczynach”, mówię stanowcze: TAK.
Lekcjom patriotyzmu i feminizmu w formie zaproponowanej przez Annę Dziewit-Meller w „Damach, dziewuchach, dziewczynach”, mówię stanowcze: TAK.
Ocena: 8/10
A.Dziewit-Meller, „Damy,
dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”[il.J.Rusinek], Wydawnictwo Znak emotikon 2017.
*Dziękuję Wydawnictwu Znak emotikon za przekazanie egzemplarza do recenzji.