piątek, 30 maja 2014

Gorąco polecam

Nazwisko Passent od lat jest gwarancją najwyższej jakości w dziennikarstwie. Daniel Passent uznawany jest za mistrza felietonu, a jego publikowane w „Polityce” teksty dla wielu są lekturą obowiązkową.

Talent po ojcu niewątpliwie odziedziczyła córka – Agata, pisząca dla „Twojego Stylu”. Osiągnięcie zawodowej pełnoletności postanowiła uczcić wydaniem zbioru felietonów pt. „Kto to Pani zrobił?”.


Jak wiadomo bycie dzieckiem znanych i utalentowanych rodziców jest błogosławieństwem i przekleństwem zarazem. Agata Passent, pewnie też musiała „zmagać” się z etykietką córki Tej Osieckiej i Tego Passenta oraz opinią, że wszystko załatwili jej rodzice, co z pewnością nie ułatwiało wyboru drogi zawodowej. Każda ścieżka w tym przypadku była trudna i ryzykowna. Zarówno całkowicie odmienna profesja, jak i próba „ścigania” się z ich talentem nie miała sensu. Passent poszła w ślady rodziców, zajęła się pisaniem. Obroniła się tym, że robi to po swojemu. W ten sposób nie musi już nic nikomu udowadniać, bo odnalazła swój własny, rozpoznawalny styl i konsekwentnie się go trzyma. Jest zabawnie, ironicznie, przewrotnie, a co najważniejsze, z sensem.


Siłą tekstów zawartych w zbiorze „Kto to Pani zrobił?”, jest to, że trzymają się z dala od spraw „wielkiego świata”. Autorka jest wnikliwa obserwatorką codzienności, zachowań i relacji międzyludzkich. Jednocześnie nie brak tu refleksji na temat istotnych problemów społecznych. Felietony zostały podzielone na sześć grup: z życia Polaka, z życia warszawki, z życia kosmopolitki, z życia matki, żony i kochanki, z życia myślicielki oraz z życia mojego.

Passent interesuje się w felietonach pozornie bardzo odległymi sprawami. Zajmują ją zarówno relacje damsko – męskie, zmiany, jakie zaszły w obyczajowości, rodziny patchworkowe, program edukacji w szkołach kredyty, ale również budownictwo mieszkaniowe w Warszawie i to, że Mick Jagger spał podobno z czterema tysiącami kobiet. Autorka rysuje też Polaków portret własny, pisząc o narodowej skłonności do obrażania się, arytmetyce cierpienia i ulubionym zajęciu – narzekaniu. Nie zabrakło także wątku popkultury i tego, jak zmieniają się media. Dziennikarka o wszystkim pisze z dużą dozą ironii, dystansem, ale przede wszystkim poczuciem humoru i zrozumieniem. Passent często wygłasza dość śmiałe, a nawet kontrowersyjne opinie, z którymi można się nie zgadzać, czy polemizować. Z pewnością jednak, warto się z nimi zapoznać, choćby po to, by móc wyrobić swoją własną opinię.

Choć felietonista przekornie mówi, że nie myśli, czynność tę od wieków deleguje innym to książka „Kto to Pani zrobił, skutecznie temu twierdzeniu przeczy. Passent myśli bowiem ciekawie i wielokierunkowo. W jednym z felietonów, wyraża też tęsknotę za surowymi krytykami, narzeka na „polecaczy”, którym wszystko się podoba. Choć bardzo bym chciała spełnić Jej prośbę i się do czegoś przyczepić, to mogę jedynie do tego, że mogłaby pisać więcej, może czas pomyśleć o większej niż felieton formie? Czekam z niecierpliwością. W książce wszystko się zgadza, niestety nie pozostaje mi więc nic innego, jak napisać z przekonaniem: gorąco polecam!

Ocena: 7/10
A.Passent, „Kto to Pani zrobił?”, Wielka Litera 2014.
*Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wielka Litera http://www.wielkalitera.pl/

poniedziałek, 5 maja 2014

Tour de mitteleuropa

W najnowszej książce pt.: „Czardasz z mangalicą”, Krzysztof Varga powraca na Węgry. Ta podróż, z jednej strony jest okazją powrotu do osobistych wspomnień autora, z drugiej próbą sportretowania współczesnego społeczeństwa węgierskiego, badaniem roli, jaką odgrywa w jego życiu historia, a także poszukiwaniem podobieństw między dwiema ojczyznami Vargi.


Pisarz odbywa już drugą literacką podróż na Węgry. Teraz jedynie kontynuuje eskapadę rozpoczętą w świetnym „Gulaszu z turula”. Można, więc stwierdzić, że wcale nie odkrywa Ameryki, raczej odwiedza stare, dobrze znane kąty. A jednak, odkrywa, chociażby, dlatego, że konsekwentnie omija centrum, stolicę, utarte szlaki. Porusza się po obrzeżach, odwiedza prowincję, miejsca, w których, jak pisze czas się nie zatrzymał, bo po prostu nigdy w nich nie istniał. W tym tkwi największa siła książki. Czytelnik sięgając po nią ma szansę poznać, jak wygląda prawdziwa codzienność Węgrów, która toczy się, poza głównym nurtem.


„Czardasz z mangalicą” rozpoczyna się osobistym wspomnieniem o ojcu i jego nie do końca zrealizowanej pasji filatelistycznej. Konieczność uporządkowania pozostałego po nim zbioru znaczków, wywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Postać ojca autora pojawia się w wielu miejscach tekstu. Wątek ten nadaje całości nostalgiczny ton. Książka jest też niewątpliwie próbą rozrachunku z przeszłością.

Po tym akcencie wyruszamy w drogę. Zaczynamy w Miszkolcu, następnie ruszamy m.in. do Peczu, Suboticy, Szegedu, Debreczyna i oczywiście najważniejszego - Budapesztu. Do niektórych miejsc pisarz dotarł z konkretnego powodu, do innych całkiem przypadkiem, zbaczając z drogi do zamierzonego wcześniej celu. Niezależnie od tego, w jakim mieście się zanim dotarł do centrum miasta, zwiedzanie go rozpoczynał od przedmieść, gdyż jak pisze, bez nich nie ma miasta. Za każdym razem ważnymi punktami na jego mapie były również dworce kolejowe i cmentarze. Pisarz ma do nich szczególny stosunek, jako do miejsc, w których czas się zatrzymał, bądź nie istnieje. Varga pisze również, że o ile płucami każdego miasta są tereny zielone, tętnicami boczne uliczki, prowadzące do głównej, to sercem każdego węgierskiego miasta jest bazar, hala targowa.

„Węgierska kuchnia jest trwalszym fundamentem tego narodu niż chrześcijaństwo.” Trudno więc dziwić się, że jedzenie, co sugeruje już sam tytuł jest niezwykle istotnym tematem książki. Varga penetrując prowincjonalne miasteczka odwiedza niepozorne, dziwne restauracje, a czasem wręcz speluny. Autor przy wyborze potraw kieruje się pamięcią smaku i najczęściej wybiera te dania, które jadł w dzieciństwie. W zestawach tych pojawiają się: pőrkolt z galuszkami, kanapki ze sznyclami, langosz, zupa rybna, zupa gulaszowa. Królową węgierskiej kuchni jest jednak dla pisarza paprykowana słonina z mangalicą właśnie. W odwiedzanych przez Vargę przybytkach doskonale widać odporność i niechęć Węgrów do zmian. Jadłospis i wystrój niektórych lokali pozostaje niezmienny od dziesięcioleci. Kuchnia jest również terenem, który dzielnie przeciwstawia się wpływowi zachodu. Autor wysnuwa nawet teorię, że depresyjno – melancholijne usposobienie Węgrów po części może być związane z upodobaniem do ciężkiej, tłustej kuchni.

„Tylko serbskie umiłowanie klęski jest większe niż węgierskie, a węgierskie większe niż polskie, a polskie jest ogromne.”. Zdanie to doskonale oddaje, kolejny motyw przewodni książki, a jednocześnie opisuje cechę  Węgrów, którą jest zanurzenie w przeszłości i rozpamiętywanie porażek. Historia i jej rola w życiu społeczeństwa to temat, który Varga poddaje dokładnej analizie. Zwraca uwagę, że niektórzy wciąż przeżywają klęskę, jaką był traktat z Trianon, podpisany po I wojnie światowej. Poza tym jest to także państwo pełne pomników upamiętniających bohaterów przegranych bitew.

„Czardasz z mangalicą” to przede wszystkim doskonała podróż sentymentalna. Mnóstwo tu osobistych wspomnień z dzieciństwa, powrotów do ulubionych miejsc, potraw, książek i filmów. Pojawiają się również niezwykle celne spostrzeżenia o charakterze antropologiczno – socjologicznym. W tekstach panuje nostalgiczny nastrój. Varga snuje egzystencjalne refleksje na temat przemijania, starzenia się. Nie brak bolesnej konstatacji, że ocalenie od zapomnienia jest skazane na porażkę. Mimo to warto próbować i podejmować starania. Bez przeszłości teraźniejszość, bowiem, nie byłaby taka sama. Lektura obowiązkowa dla miłośników Węgier i nie tylko. Idealna również dla tych, którzy nie oszaleli na punkcie portali społecznościowych, internetu, natomiast dużo bliższy jest im świat papierowych listów i mają problem z zaakceptowaniem współczesności.

Ocena: 8/10
K.Varga, „Czardasz z mangalicą”, Wydawnictwo Czarne 2014.
*Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne http://czarne.com.pl/