niedziela, 28 maja 2017

Uwikłani

„Sznurówki” to pierwsza, wydana w Polsce książka Domenica Starnone. W zapowiedziach wydawniczych i niektórych recenzjach, jako zachęta do lektury, pojawia się informacja, że autor jest mężem Anity Raji, która według spekulacji mediów, ukrywa się pod pseudonimem Elena Ferrante. Wszystkie te plotki, przypuszczenia i koligacje rodzinne nie mają żadnego znaczenia. Najważniejsze, że Starnone okazuje się utalentowanym pisarzem, a jego powieść z powodzeniem można zaliczyć do intrygujących i zaskakujących.

Vanda i Aldo pobrali się we wczesnej młodości. Mają dwoje dzieci – syna – Sandra i córkę – Annę. Za nimi kilkadziesiąt lat małżeństwa Wiodą z pozoru spokojne, pozbawione emocji życie emerytów, w Rzymie. Towarzyszy im kot Labes. Zagadkowe włamanie do ich mieszkania wywołuje lawinę niechcianych wspomnień.

Powieść rozpoczyna się od listów porzuconej żony do niewiernego małżonka, który po 12 latach małżeństwa, postanowił uwolnić się z rodzinnych więzów i poszukać szczęścia u boku młodszej kobiety. W tej, nigdy niewysłanej do adresata korespondencji, mieści się cała gama emocji: żal, złość, ból, poczucie winy, zazdrość. Vanda miota się pomiędzy oskarżeniami, a próbą zrozumienia i oswojenia zaistniałej sytuacji. Głównym argumentem w walce z mężem stają się dzieci.

W drugiej części, spotykamy parę po czterdziestu latach wspólnego życia. Małżeński kryzys wydaje się być zażegnany, Aldo zrozumiał swój błąd i powrócił do rodziny. Emocje się uspokoiły i para żyje harmonijnie, czy na pewno? Tutaj, poznajemy męski punkt widzenia i opis zdarzeń.

W trzeciej części, tej skromnej objętościowo książki (221 stron) autor oddaje głos dzieciom – Annie i Sandrowi. Choć rodzicom wydawało się, że ich kłótnie i negatywne emocje nie dotknęły rodzeństwa, okazuje się, że było zgoła inaczej.

„Sznurówki” to wieloespektowa powieść o kryzysie rodziny, małżeństwa i tzw. tradycyjnych wartości. Starnone stawia liczne pytania i odważne tezy. Małżeństwo jawi się tu jako klatka, przestarzała instytucja, zupełnie nie odpowiadająca potrzebom dzisiejszego świata, rodzina to natomiast system wzajemnych zależności, powinności, z małą ilością praw. Autor zastanawia się, czy w sformalizowanym związku można dowolnie poszerzać granicę wolności, czy możliwe jest całkowite skupienie na sobie i dążenie do indywidualnego szczęścia, z pominięciem odpowiedzialności za drugą osobę? Wreszcie, czy faktyczne wybaczenie i pozbycie się poczucia winy, nawet w długotrwałej relacji jest realne i, na ile można zmienić własną naturę?

Historia opowiadana jest z trzech różnych punktów widzenia. Ten sprytny zabieg zmusza czytelnika do refleksji, porzucenia utartych ścieżek i schematów myślenia. Konfrontacji z własnymi poglądami i zajęcia stanowiska. Gdy już to zrobimy, po raz kolejny okazuje się, że nic nie jest proste, oczywiste ani takie, jakie wydawało się być na początku.

W powieści Starnone najwięcej dzieje się między wierszami. W nieoczywistych metaforach, niedopowiedzeniach.  Liczne perspektywy narracji, mnogość wątków, czynią ze „Sznurówek” ważną pozycję, na temat szeroko pojętego kryzysu relacji. Pozostaje mieć nadzieję, że nie jest to ostatnia, wydana w Polsce książka autora. Po lekturze bowiem, pozostaje olbrzymi apetyt na więcej.

Ocena: 8/10
D.Starnone, „Sznurówki”, Wydawnictwo W.A.B. 2017.

*Dziękuję Wydawnictwu W.A.B. za przekazanie egzemplarza do recenzji http://www.gwfoksal.pl/

* Książka na stronie wydawcy: http://www.gwfoksal.pl/ksiazki/sznurowki.html

środa, 24 maja 2017

Cud pamięci

Kiedyś sądziłem, że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami ,dopóki nie umiemy tego zrobić. „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy to rzadki przykład menuaru, tryptyku o utracie rodzica – matki. Literatura wybitna.

Każdy z nas zmierzył albo będzie musiał się zmierzyć w przyszłości z porządkowaniem rzeczy po bliskich zmarłych. Jest to proces nieunikniony. Nie da się do niego przygotować, każdy moment jest zły. Między innymi o tym nieprzygotowaniu, konieczności selekcji i dokonywania trudnych wyborów jest książka Wichy. Autor opowiada o matce, poprzez przedmioty, które po niej zostały. Zarówno, te ważne, cenne, jak i zupełnie niepotrzebne drobiazgi.

Znaczna część tekstów poświęcona jest porządkowaniu księgozbioru pozostałego po zmarłej. To matka bowiem nauczyła autora miłości, szacunku i właściwego ważenia słów.
Biblioteki są zapisami naszych czytelniczych porażek. Jak mało w nich książek, które naprawdę nam się podobały. Jeszcze mniej takich, które podobają nam się przy kolejnej lekturze. Większość to pamiątki po ludziach, którymi chcieliśmy być. Których udawaliśmy. Których braliśmy za siebie.

W rodzinnej bibliotece autora znalazła swe miejsce klasyka polska i światowa, dużo beletrystyki z lat 90., 4 – tomowa Encyklopedia PWN – u, poradniki, księgozbiór zawodowy matki (pracowała w poradni zawodowej). Fragmenty dotyczące dylematów w selekcji książek, są jednymi z najbardziej poruszających w zbiorze. W części „bibliotecznej” pojawiają się też wspomnienia o polowaniu na „Kto pocieszy Maciupka”, dobieraniu z największą uwagą księgozbioru dla wnuczek. Jest też o najwyższej półce, na której znajdowały się ulubione powieści matki. Wśród nich, działająca terapeutycznie Emma , Staroświecka historia, Saga rodu Forsyte’ów, Domostwo pani Wilcox. Bardzo znaczące miejsce w domu rodzinnym autora zajmowały, gromadzone z zapamiętaniem książki kucharskie i przepisy kulinarne, wycinane z gazet.

Matka uwielbiała zakupy, wraz z ojcem mieli swoje ulubione księgarnie, sklepy z zabawkami, punkty napraw. Kupowali całe mnóstwo niepotrzebnych przedmiotów: imbryczki, scyzoryki, lampy, latarki, nadmuchiwane podgłówki. Nie znikniemy bez śladu, a nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady

Matka jawi się jako osoba apodyktyczna, bezkompromisowa, lękowa, szczera do bólu i przez to wszystko niesłychanie trudna w kontaktach. Wicha pisze o Niej z czułością, ale bez sentymentalizmu. Teksty dalekie są od laurki. Autor nie boi się pisać, o tym, co w relacjach rodzinnych było trudne: swego rodzaju wzajemnym niedopasowaniu, które komplikowało bliskość, zawiłej historii rodzinnej matki i jej żydowskim pochodzeniu. O wszystkim, co zdecydowało o tym, jaka i dlaczego, taka właśnie była.

„Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to niezwykle osobista, momentami intymna wypowiedź. Jednocześnie te mikroeseje napisane są w bardzo oszczędny, powściągliwy, wyważony sposób. Bez grama ekshibicjonizmu. Krótkie, nieraz urwane w pół zdania, sprawiają, że wszystkie teksty kipią od niewypowiedzianych emocji. Czyni to ten niepozorny tom nadzwyczaj przejmującym. Podobnie, jak w przypadku pierwszej książki, „Jak przestałem kochać design”,pojawia się poczucie humoru, ironia, a nawet sarkazm. Tutaj wszystkie te środki zostały jednak użyte bardziej jako antidotum na tęsknotę, żal, rozpacz.

Lektura obowiązkowa o sprawach najważniejszych. Doskonale zapisana próba oswojenia straty. Tym cenniejsza, że wciąż, zwłaszcza w polskiej literaturze rzadka.

Ocena: 10/10
M. Wicha, „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, Wydawnictwo Karakter 2017.

* Dziękuję Wydawnictwu Karakter za przekazanie egzemplarza do recenzji https://www.karakter.pl/
*Wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z recenzowanej książki.

poniedziałek, 15 maja 2017

Czytaj, bo…

Gdy wydawało mi się, że w temacie „książek o książkach” napisano już wszystko, nic mnie nie zaskoczy i czas przestać zajmować się tym tematem, moim oczom ukazała się, wyświetlona po wielokroć w Internecie reklama książki : „Książka, dzięki której pokochasz książki. Nawet, jeśli nie lubisz czytać”. W ten oto sposób, padłam ofiarą nachalnej promocji czytelnictwa i zachęcona odważnym tytułem, natychmiast zapragnęłam sprawdzić, czy treść spełnia obietnicę złożoną na okładce?

W czasach, gdy czytelnictwo w Polsce, z roku na rok pikuje ostro w dół, a „Gazeta Wyborcza”, oczywiście w ramach jego wspierania alarmuje, że Liczba lektur jest przytłaczająca. Wychodzi na to, że w każdym roku licealista będzie miał do przeczytania sześć – siedem książek, a do tego dużo poezji i fragmentów obszernych tekstów, nie dziwi, że wydawcy szukają publikacji, które zachęcą dzieci i młodzież do czytania. W myśl zasady: „czym skorupka za młodu nasiąknie…” Książka Francoize Boucher, wydana przez Wydawnictwo Muchomor, jest jednym z takich przykładów.

Ta niepozorna, bo licząca zaledwie 112 stron książeczka, z uwagi na neonową, niebiesko – pomarańczową kolorystykę wprost krzyczy, by wziąć ją do ręki i zajrzeć do środka. A tam, znajdziemy pięćdziesiąt powodów, dla których warto czytać i pokochać książki. Wszystkie podane w bardzo zabawny, dostosowany do dziecięcej percepcji sposób.

Wśród nich są m.in. takie: od czytania w ogóle nie tyjesz, lepiej więc połykać książki niż kiełbasę, od czytania rośniesz dużo szybciej, niż od zupy; czytanie wzbogaca twoje słownictwo, zwiększa siłę twoich wypowiedzi i sprawia, że twoje rozmowy stają się wyjątkowo fascynujące. Każdy powód poparty jest dowodem, w postaci śmiesznego rysunku, wraz z komentarzem. Rysunki stylizowane są na niedbałe, wykonane mimochodem. Tak naprawdę ich wykonanie wymagało jednak dużej precyzji i umiejętności. Poza tymi istotnymi powodami miłości do słowa drukowanego znalazły się również te, zupełnie zmyślone, jak np.  nigdy nie zgubisz pilota do książki, książka nigdy się nie psuje. I te, z pozoru tylko mniej ważne: Książki nigdy nie robią hałasu. Dzięki nim możesz odpocząć w cudownej ciszy.



„Książka, dzięki której pokochasz książki..” z jednej strony namawia do indywidualizmu, nie czytania tego, co wszyscy, tylko tego, co podoba się nam, przekonuje, że można nie lubić czytać, a z naprawdę głupich książek zrobić sobie konfetti, bądź papier toaletowy. Z drugiej pojawiają się tu zdania: od czytania niektórych książek, możesz stać się głębokim debilem. Jak na publikację skierowaną przede wszystkim do dzieci pojawia się tu, za dużo, jak na mój gust określeń uważanych za obraźliwe, typu: debil, kretyn, cham. Dyskusyjna jest tez użyta w książce neonowa kolorystyka. Dzieci podobno takową uwielbiają, faktycznie jest ona krzykliwa, przyciąga wzrok i uwagę. Dla niektórych dorosłych może być ona jednak nieco męcząca dla oczu.

Obserwowałam  reakcję na lekturę książki Boucher wśród   młodszych i starszych członków mojej rodziny i znajomych. Działa – to znaczy bawi, przedstawicieli wszystkich pokoleń. Nie wiem ,czy faktycznie jest to ta jedyna „Książka, dzięki której pokochasz książki. Nawet jeśli nie lubisz czytać”. Z pewnością jest to publikacja, która ciekawi, intryguje i śmieszy, a to są emocje, które mogą być początkiem wielkiej miłości.

Ocena: 7/10
F. Boucher, „Ksiażka, dzięki której pokochasz książki. Nawet jeśli nie lubisz czytać”, Wydawnictwo  Muchomor 2017.

*Dziękuję Wydawnictwu Muchomor za przekazanie egzemplarza do recenzji: https://www.muchomor.pl/

środa, 10 maja 2017

Masłowidzenie

„Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu” to zbiór felietonów, jak pisze sama autorka, skierowany do tych, którzy na przekór modom, prądom, falom, pływom i horoskopom lubują się w nielubianym, interesują nieinteresującym.

Masłowska powraca na rynek wydawniczy, felietonami publikowanymi w magazynie internetowym dwutygodnik.com w latach 2013 – 2016. Swoją uwagę, tym razem zwraca na popularne zjawiska kultury masowej. Czasem udaje się też na peryferie popkultury, zanurza w jej odmętach i wyławia stamtąd to, co wyszydzane, pogardzane, a jednocześnie chętnie oglądane.

Największą przyjemność z lektury „Jak przejąć kontrolę nad światem...” będą miały osoby urodzone na początku lat 80. i wcześniej. Ci wszyscy, którzy w niedzielne popołudnia siadali, wraz z całą rodziną przed telewizorem, by z wypiekami na twarzy śledzić losy Carringtonów, wojny podjazdowe między Krystle, a Alexis i zadawali sobie pytanie, czy Steven jest gejem? Równie zadowoleni będą, pamiętający pierwszą polską telenowelę „W labiryncie” i eksplozję muzyki Disco Polo, zapoczątkowaną przez Telewizję Polsat i jej flagowy, swego czasu program „Disco Relax”. O wszystkim tym, pisze Masłowska w swoich tekstach. Ponadto, pochyla się nad fenomenem „Kuchennych rewolucji” i Magdy Gessler, kreśli wnikliwe portrety psychologiczne uczestników programu „Azja Express” i przyznaje się do uzależnienia od oglądania seriali, szukając przyczyn tego przyjemnego nałogu. Rozprawia z mitem bajkowej wyspy Bali, udaje w podróż do egzotycznego Tatarstanu, by pod koniec zająć się zespołem Bajm i Beatą Kozidrak. Słowem, dla każdego coś…strasznego. Młodsze pokolenie może traktować felietony pisarki, jako leksykon popkultury
.
O stylu Masłowskiej i jej zdolnościach słowotwórczych napisano już chyba wszystko. Jego kolejna szczegółowa analiza nie ma więc sensu. Podobnie jak w poprzednich książkach mamy tu do czynienia z Masłowidzeniem świata. Jest ono przepełnione ironią, sarkazmem, czarnym humorem, kpiną. Pochwały pojawiają się rzadko, takowa spotkała np. biografię „Beksińscy”, autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej. Nieco sentymentalny ton pojawia się w felietonie o latach dwutysięcznych, odnoszącym się do okresu istnienia czasopisma „Lampa” Pawła Dunina Wąsowicza. Czasami można odnieść wrażenie, że Masłowska sili się na sarkazm, jakby bała się, choć na chwilę wyjść z roli naczelnej prześmiewczyni. Socjologiczny Polaków portret własny, który wyłania się z tych tekstów, daleki jest od pastelowej palety barw.

Ci którzy wielbią Masłowską od czasów „Wojny polsko – ruskiej”, po lekturze najnowszego wydawnictwa będą to robić nadal. „Jak przejąć kontrolę nad światem…” nie przynosi bowiem w zasadzie żadnych zmian w stylu autorki. Zatem, nieprzekonanych do niej, lektura tego zbioru, w dalszym ciągu nie przekona.

Masłowska pisze, że tego co się raz zobaczy, nie da się już odzobaczyć. Lojalnie ostrzegam, że tego, co tu przeczytacie nie da się już odprzeczytać, zastanówcie się więc dobrze, czy na pewno chcecie przejmować kontrolę nad światem, bez wychodzenia z domu.

Ocena: 7/10
D. Masłowska, „Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu”, Wydawnictwo Literackie 2017.

* Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za przekazanie egzemplarza do recenzji http://www.wydawnictwoliterackie.pl/
* Książka na stronie wydawcy: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/4278/Jak-przejac-kontrole-nad-swiatem-nie-wychodzac-z-domu---Dorota--Maslowska

czwartek, 4 maja 2017

Ćwiczenia z pamięci

„Nasz film. Sceny z życia z Kubą. Wspomnienia” Krystyny Cierniak -  Morgenstern, czyta się tak samo, jak ogląda wszystkie filmy jej męża – z ciekawością.

Janusz „Kuba” Morgenstern zmarł we wrześniu 2011 roku. Był reżyserem filmowym i telewizyjnym. Najbardziej znane filmy jego autorstwa to m.in: Do widzenia, do jutra, Trzeba zabić tę miłość, Jowita, Żółty szalik. Morgenstern stworzył również niezwykle popularne seriale telewizyjne: Stawkę większą niż życie, Polskie drogi, Kolumbów. Poza reżyserią zajmował się także produkowaniem filmów. W tej roli wystąpił m.in. przy: Europa, Europa, Korczaku, Pannie Nikt, Poranku kojota, Chłopaki nie płaczą, Zemście.

Opowieść o wspólnym życiu rozpoczyna się od krótkiego przedstawienia historii rodzinnej obojga. On – urodzony w 1922 roku w Mikulińcach , niedaleko Tarnopola, pochodził z inteligenckiej rodziny żydowskiej, spolszczonej. W czasie wojny, wraz z rodzicami trafił do getta, z którego udało mu się uciec, z dwoma koleżankami. Tęsknota nie pozwoliła  jednak na rozłąkę z rodziną, wrócił. Okazało się, że rodzice po ucieczce syna postanowili popełnić samobójstwo, zażywając truciznę. Gdy Morgenstern wszedł do mieszkania, ojciec już nie żył, matki nie udało mu się uratować. Z uwagi na żydowskie pochodzenie przez całą okupację musiał się ukrywać, najpierw w piwnicy dyrektora Gimnazjum – Hryncyszyna, później – w lesie. Nigdy do końca nie opowiedział o dramatycznych przeżyciach wojennych. Ona przyszła na świat w przeddzień wybuchu wojny, w Inowrocławiu, pochodzi z inteligenckiej rodziny. Ojciec był wicedyrektorem Kredyt Banku w Poznaniu. Zmarł młodo, w wyniku powikłań po operacji.

Poznali się, gdy on był asystentem reżysera, a ona obiecującą studentką Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. I było, tak, jak w filmie. On wypatrzył ją w tramwaju i stwierdził, że będzie jego żoną. Pojawił się na jej uczelni, usiadł na ławce, w tym czasie ona właśnie schodziła ze schodów. Był 1959 rok i zaczęło się wspólne życie. Jak mówi sama Krystyna Cierniak – Morgenstern: Kuba reżyserował filmy, a ona ich małżeństwo.

Kłóciliśmy się z Kubą na każdy temat. I zawsze. Może dlatego byliśmy ze sobą pond pięćdziesiąt lat? Kłóciliśmy się, kiedy byliśmy razem, i wtedy, kiedy któreś z nas wyjeżdżało. Tyle, że wtedy przez telefon. Kłóciliśmy się, ale natychmiast zapominaliśmy o co[1].

„Nasz film” to przede wszystkim opowieść o małżeństwie Morgensternów. W tej relacji jego praca była ważniejsza od jej ambicji zawodowych. Choć równie utalentowana, Krystyna Cierniak – Morgenstern, wybrała życie w cieniu męża. Dużo ważniejsza, niż wyścig o sławę była dla niej harmonia w życiu prywatnym; stworzenie domu, do którego on wracał z radością i, który, z uwagi na swoje traumatyczne doświadczenia niezwykle cenił, wspólne podróże, a przede wszystkim życie towarzyskie, za którym oboje przepadali.

Poza historią o miłości jest to również historia o przyjaźni i bywaniu. U Literatów i w SPATIF – ie, Hybrydach gdzie bywała cała ówczesna śmietanka towarzyska Warszawy. U Literatów stołowali się m.in.: Holoubek, Konwicki, Łapicki, Szpilman. W SPATIF –ie, pojawiali się natomiast: Słonimski, Axer, Minkiewicz, Brzechwa, Stryjkowski. Morgensternowie przyjaźnili się m.in. z: Dygatami, Tyrmandem, Minkiewiczem, Osiecką, Polańskim, Cybulskim. Obowiązkowym miejscem letnich spotkań był basen Legii i nadmorskie Chałupy. O przyjęciach urządzanych w domu Morgenstetnów na Żoliborzu, do dziś krążą legendy.

W książce znajdziemy również listy narzeczonych, liczne fotografie dokumentujące ich wspólne życie, a także fragmenty wypowiedzi reżysera. Całość została uzupełniona o kalendarium artystyczne obojga.

Główną siłą tych wspomnień jest barwność czasów, w których żyli małżonkowie. Nieustanny ferment twórczy, który panował w artystycznym środowisku, bujność i intensywność życia towarzyskiego, generowała całe mnóstwo anegdot i zdarzeń, o których możemy dziś czytać z zapartym tchem.

„Nasz film. Sceny z życia z Kubą” to opowieść przepełniona miłością, wdzięcznością za wspólnie spędzony czas, tęsknotą za tym co było. Jest to też zapis prób poradzenia sobie ze stratą. I tylko od czasu do czasu pobrzmiewa w niej nuta żalu o niespełnienie zawodowe obojga i niewystarczającą ilość pochwał ze strony męża.

Ocena: 6/10
K. Cierniak – Morgenstern, „Nasz film. Sceny z życia z Kubą. Wspomnienia”, Wydawnictwo Literackie 2017.

* Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za przekazanie egzemplarza do recenzji http://www.wydawnictwoliterackie.pl/

* Książka na stronie wydawcy: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/4186/Nasz-film/


[1] K. Cierniak – Morgenstern, „Nasz film. Sceny z życia z Kubą”, Wydawnictwo Literackie 2017 , s.89.