piątek, 31 lipca 2020

Podsumowanie półrocza

Wiem, że mamy dziś ostatni dzień lipca i robienie teraz podsumowania może się wydawać co najmniej ekstrawagancją, jeśli nie przesadą, ale z drugiej strony mamy lato, wakacje, czas rozluźnienia i myślę, że to małe opóźnienie, nie będzie stanowiło żadnego problemu. Jeśli jeszcze szukacie inspiracji na lektury wakacyjne, potraktujcie ten subiektywny wybór jako listę typu: must read.

Zacznę od tego, że od dwóch lat mam szczęście i nie zdarza mi się już czytać całkowicie złych książek, zręcznie też unikam literackiej papki i tandety. Czytam różnorodnie, oczywiście poszczególne pozycje prezentują różny poziom, zdarzają się rozczarowania, ale nie zgrzytam już zębami w czasie czytania, nie prycham z poirytowania i nie rzucam w kąt niedokończonych książek. Jednym zdaniem: intuicja mnie nie zawodzi, złą literaturę wyczuwam na odległość i omijam szerokim łukiem. Uważam to za spory sukces i mam nadzieję, że ta pozytywna tendencja będzie się utrzymywała jak najdłużej. Podsumowanie będzie dość krótkie, dla wygody i większej czytelności podzieliłam je na kategorie.

  1. Najlepsza książka tego półrocza – oczywiście nie będzie to jedna książka, dokonałam tu podziału na literaturę obcą, polską i faktu.

Literatura obca: w tym roku nadrobiłam trochę pozycji z klasyki literatury, siłą rzeczy nie mogło ich tu zabraknąć.

Droga C. McCarthy – na pewno będę jeszcze szerzej pisała o tej książce, mam nadzieję, że przedstawiać nie trzeba, póki co zostawiam link do strony wydawcy.

https://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/5075/Droga/

Myszy i ludzie J. Steinbeck – więcej o książce pisałam tu.

Hana A. Mornstajnova – na pewno napiszę o tej książce w osobnym poście.

http://amaltea.az.pl/hana/

Normalni ludzie S. Rooney – recenzja tu.

Wierzyliśmy jak nikt R. Makkai – recenzja tu.

Zbieranie kości J. Ward – pisałam o książce tu.

Literatura polska : – tutaj lista będzie znacznie krótsza, bo czytam znacznie mniej polskiej prozy.

Bezmatek M. Marcinów – cały czas zbieram się do napisania recenzji tej książki. Z uwagi na temat i ciężar gatunkowy myślę, że pojawi się jesienią. Jest to proza, która pozostawia po sobie obezwładniające wrażenie, z gatunku tych, które miażdżą serce. Lektura konieczna!!!!

https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/bezmatek

Poufne M. Grynberg – pisałam o tej książce tu.

Od jednego Lucypera A. Dziewit-Meller – recenzja tu.

Najlepszy reportaż: – wybrałam tytuły o największym ciężarze emocjonalnym i jeden, którego przyporządkowanie do tej kategorii jest pewnym nadużyciem.

Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota P.P. Reszka

https://kulturalnysklep.pl/ksiazka/pluczki--poszukiwacze-zydowskiego-zlota-plu

Strup. Hiszpania rozdrapuje rany. K. Kobylarczyk

https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/strup

Osobisty przewodnik po Pradze M. Szczygieł – więcej o tej książce pisałam tu.

  1. Największe rozczarowanie półrocza: – po obu tytułach spodziewałam się zupełnie czego innego niż otrzymałam.

Polska przydrożna P. Marecki – więcej pisałam o tej książce tu.

https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/polska-przydrozna

Argonauci  M. Nelson

https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/argonauci

  1. Największe zaskoczenie półrocza:

Była sobie rzeka D. Setterfield – książka równie piękna w środku, jak na zewnątrz, a myślałam, że będzie raczej niewinnym, mało ambitnym czytadłem z piękną okładką. I takie niespodzianki lubię! Wciąż czeka w kolejce na obszerniejszą recenzję J

 

4. Premiery książkowe na które czekam – wybór ograniczyłam do sierpnia i początku jesieni.

https://www.karakter.pl/ksiazki/niewidzialne-kobiety-jak-dane-tworza-swiat-skrojony-pod-mezczyzn

http://amaltea.az.pl/pusta-mapa/

https://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/5274/Pokora---Szczepan-Twardoch

 https://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/5283/Dodatkowa-dusza---Wioletta-Grzegorzewska

https://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/5285/Jak-przejac-kontrole-nad-swiatem-2/

https://soniadraga.pl/produkt/wdziecznosc

 https://czytelnik.pl/pl/p/Stara-milosc/1114

https://wydawnictwocyranka.pl/product/koniec-swiata-umyj-okna/?v=9b7d173b068d

https://tajfuny.pl/?s=moralnej+paniki&post_type=product&type_aws=true&id=1&filter=1&awscat=Form:1+Filter:All


wtorek, 28 lipca 2020

Trzy po trzy


Rozpoczynam nowy cykl na blogu. Pod tym tytułem będę krótko pisała o trzech, nieco starszych książkach, które nie były intensywnie promowane przez wydawnictwa, często przeszły bez echa, a z różnych względów zasługują  na uwagę i uważam, że są wartościowe.

Eleonor Oliphant ma się całkiem dobrzeSzukałam czegoś w klimacie Dziewczyny z konbini Sayaki Muraty. Na taką potrzebę, Asia z kanału tuczytam polecała właśnie Eleonor. Główna bohaterka ma trzydzieści lat, wykonuje monotonną pracę biurową, znacznie poniżej kwalifikacji, chodzi cały czas w tym samym, nieśmiertelnym sweterku, ma ustalony plan dnia, którego ściśle się trzyma, źle znosi wszelkie odstępstwa od normy, jest samotna. Otoczenie odbiera ją jako dziwną, aspołeczną jednostkę. Taka postawa wynika u niej z bardzo trudnych doświadczeń z dzieciństwa. Eleonor usiłuje się z nimi uporać i nauczyć właściwego funkcjonowania w świecie. Wzruszająca, miejscami urocza i zabawna, choć jest to bardziej refleksyjny półuśmiech i śmiech przez łzy, niż głośny, radosny śmiech. To nie jest wybitna literatura, dużo słabsza od wspominanej już Dziewczyny z konbini. Mimo to, polecam ją waszej uwadze, bo myślę, że wiele kobiet zwłaszcza singielek może odnaleźć się w tej postaci i jej przemyśleniach.

http://www.harpercollins.pl/ksiazka,3507,eleanor-oliphant-ma-sie-calkiem-dobrze.html

Dzieci czasu. Z kalendarza dziejów ludzkościTa książka trafiła na moją półkę trochę przez przypadek. Kupiłam ją po prostu w bardzo atrakcyjnej cenie, a do koszyka wrzuciłam z ciekawości, bo słyszałam wcześniej kilka pochlebnych opinii. Na pierwszy rzut oka ta książka nie wzbudza zainteresowania, podchodziłam do niej trochę, jak pies do jeża. Wcześniej nie czytywałam kronik, a Internet jest pełen treści z cyklu: zdarzyło się dnia, czy zatem w dobie Wikipedii i zalewu informacji jest jeszcze coś o czym nie słyszeliśmy, czego nie odnotowano? Zmieniłam zdanie już po przeczytaniu kilku pierwszych wpisów. Każdy dzień jest dla Galeano pretekstem do mikropowieści o historii świata, a zwłaszcza Ameryki Południowej. Historia ta pełna jest brutalności, przemocy, śmierci. Dla równowagi, na szczęście sporo tu też sarkastycznego poczucia humoru i ironii. Autor często opisuje pozornie nieistotne zdarzenia, które nie znalazły miejsca w zbiorowej świadomości, a miały wpływ na losy świata. Odwołuje się zarówno do mitologii, jak i do antyku, by pokazać, że mechanizmy rządzące historią, polityką, zachowaniem społecznym, w gruncie rzeczy nie zmieniły się od wieków. Bardzo polecam do nieśpiesznej lektury, po kartce dziennie. Wtedy praca Galeano ujawnia cały swój kunszt. Być może zapisy nie napawają optymizmem, ale z całą pewnością skłaniają do refleksji.

https://www.gwfoksal.pl/dzieci-czasu-z-kalendarza-dziejow-ludzkosci-eduardo-galeano-sku133552603b1a62cc05a2.html

PsikusDomenico Starnone jest podobno partnerem życiowym Elleny Ferrante. Jego książki nie zyskały jednak takiej popularności i uznania. Niesłusznie, bo jest równie utalentowany jak galaktycznie znana Włoszka. Psikus to druga po Sznurówkach książka autora wydana w Polsce. Dużo lepsza od tej pierwszej. Znany ilustrator powraca do rodzinnego Neapolu, by zaopiekować się wnukiem, podczas kilkudniowej nieobecności jego rodziców. Konfrontacja z żywiołowym czterolatkiem, krytyka własnej twórczości, na którą nie był przygotowany, zmusza go do dokonania rachunku sumienia dotyczącego relacji rodzinnych, podejścia do pracy i stosunku do własnej twórczości. Oszczędna, a jednocześnie dynamiczna i trzymająca w napięciu powieść o przemijaniu, godzeniu się z losem i pożegnaniu z fałszywymi wyobrażeniami na własny temat. Subtelna i mocna zarazem.

https://www.gwfoksal.pl/psikus.html


czwartek, 23 lipca 2020

Od jednego Lucypera – Anna Dziewit-Meller


Literatura polska doczekała się w końcu wielowątkowej, gęstej, mocnej historii o kobietach, napisanej z kobiecej perspektywy. Warto było czekać.

Bardzo lubię sagi rodzinne. Gdy przeczytałam opis zamieszczony na tylnej okładce Od jednego Lucypera, od razu wiedziałam, że to coś dla mnie. Intuicja nie zawiodła, dostałam dużo więcej, niż się spodziewałam.

Główna bohaterka – Katarzyna, jest wykładowczynią na holenderskim uniwersytecie. Robi karierę zawodową, ma dobrą sytuację materialną, choruje na anoreksję. Emigrowała, żeby uciec od Śląska, chłodu emocjonalnego panującego w jej rodzinie i niemożności porozumienia z najbliższymi. Jedno zdjęcie, znalezione w szufladzie babci, które zapamiętała z dzieciństwa, niewypowiedziana historia sprawia, że chce poznać bliżej losy kobiet w swojej rodzinie. To zmusi ją do konfrontacji i zweryfikowania dotychczasowych poglądów na temat relacji rodzinnych.

Równolegle przenosimy się do schyłku lat 40. XX wieku i poznajemy historię Marijki – przodownicy pracy w chorzowskich zakładach azotowych. Ma poczucie sprawczości, niezależności i siły płynącej z możliwości awansu zawodowego i społecznego.

Mała historia rodzinna splata się tu z wielką Historią. Marijka przypadkowo wpada w jej tryby i niestety staje się ofiarą.

Od jednego Lucypera, to opowieść o sile rodzinnych więzów. O tym, że od korzeni nie da się odciąć, a od siebie samego nie można uciec. Niedopowiedzenia, przemilczenia, trupy trzymane w szafach i to, co zamiecione pod dywan, żeby ładnie wyglądało w obrazku, zawsze – wcześniej czy później upomną się o swoje, będą ciążyć, jak niechciany bagaż i utrudniać wzajemne zrozumienie.
Los powtórzony to nie wymysł psychologów, a coś, co zdarza się  często. Doświadczenia psychiczne przekazujemy w genotypie, przechodzą one z pokolenia na pokolenie i mają istotny wpływ na nasze życie. Przodkowie mogą być źródłem wsparcia i siły, ale bywają też przyczyną słabości, wstydu. Czas i miejsce urodzenia mocno determinują nasz los. Poza indywidualnymi uwarunkowaniami, istnieją także tzw. okoliczności dziejowe, na które nie mamy wpływu.

Czuć, że Anna Dziewit-Meller napisała tę książkę ze złości, wkurzenia na rzeczywistość i niezgody na częste w literaturze i kinematografii ukazywanie Śląska przez pryzmat narracji patriarchalnej. Ten nerw można wyczuć zwłaszcza w języku. Dosadnym, mocnym, bez upiększeń.

To powieść niezwykle zaangażowana społecznie. Mamy tu całe spectrum ważnych tematów, trafnych spostrzeżeń i komentarzy. Od emancypacji i statusu kobiet, przez pokątne aborcje dokonywane w latach 50.,brak systemowego wsparcia i możliwości wyboru, po rzeczywistość panującą na oddziałach położniczych w polskich szpitalach lat 80., która bardzo często była daleka od hasła: Rodzić po ludzku. Pojawiają  się również tematy gwałtu, mobbingu w pracy, czy wspomniane już zaburzenia odżywiania. Co cenne, pisarka nie unika odważnych opisów cielesności.

Chciałabym, żeby ta powieść miała kontynuację, bo jedyny i największy zarzut, jaki mam wobec niej, to fakt, że jest za krótka. Przez to miejscami nie udało się uniknąć skrótowości. W Polsce bardzo lubimy porównania. W związku z tym chciałabym, żeby Od jednego Lucypera, stało się rodzimym odpowiednikiem Ósmego życia. Zdaje sobie sprawę, że to daleko idące porównanie, ale w zasadzie, dlaczego nie?  Zachęcam autorkę do przemyślenia takiej możliwości J

Należy również docenić pracę lingwistyczną i dokumentacyjną, którą wykonała Dziewit-Meller. Do powieści włączony jest język śląski, a fabułę przecinają fragmenty autentycznych dokumentów IPN-u.

Od jednego Lucypera, to uniwersalna, dojrzała, pełnokrwista powieść. Będzie ciekawa i wartościowa dla wszystkich, bez względu na płeć. Absolutnie podpisuje się pod apelem Sylwii Chutnik, żeby w końcu przestać traktować literaturę pisaną przez kobiety i opisującą ich doświadczenia jako przeznaczoną tylko do nich.

A.Dziewit-Meller,Od jednego Lucypera, Wydawnictwo Literackie 2020.
*Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za przekazanie egzemplarza do recenzji.

piątek, 17 lipca 2020

Poparzone dziecko – Stig Dagerman


Literatura skandynawska powszechnie kojarzy się z minimalizmem, surowością, chłodem i oszczędnym stylem. Poparzone dziecko przełamuje i zaprzecza wszelkim tego rodzaju stereotypom. Powieść Dagermana stoi na przeciwnym biegunie.

Powieść ukazała się w 1948 roku. Wywołała wtedy bardzo wiele emocji, kontrowersji i oburzenia. Od tamtej pory czasy bardzo się jednak zmieniły i dziś historia młodego chłopaka, który wchodzi w miłosną relację z nową żoną swojego ojca, nie dziwi i nie szokuje już tak wielu osób. Mimo upływu czasu powieść jest jednak nadal aktualna. Przede wszystkim dzięki uniwersalnym motywom, ale również świetnemu tłumaczeniu Justyny Czechowskiej.

Alma – matka Bengta umiera nagle. Chłopak w czasie pogrzebu dowiaduje się, że jego ojciec od kilku lat zdradzał chorą matkę z inną kobietą. Zrozpaczony, osamotniony, w jednej chwili zostaje zmuszony do tego, by zbudować się na nowo i odnaleźć swoje miejsce w świecie. Wspiera go eteryczna, nieśmiała narzeczona – Berit.

Mamy tu do czynienia zarówno z powieścią inicjacyjną – obserwujemy przeobrażenie chłopca w mężczyznę, a także dziennikiem czasu żałoby, dramatem, w którym obserwujemy powolny rozpad rodziny, płomiennym romansem, gdzie rodzi się zakazane uczucie.

Ta książka kipi od emocji. Bengt miota się między rozpaczą i tęsknotą za matką, a żalem, nienawiścią i wściekłością na ojca. Pragnie zemsty na nim i jego kochance – Gun. Z czasem wikła się w miłosną relację z tą starszą kobietą. Ona z jednej strony w sposób oczywisty ma mu zrekompensować nieobecność matki. Z drugiej rodzi się między nimi erotyczna fascynacja, namiętność, a w końcu miłość. Do wachlarza emocji, które targają Bengtem dołączają zazdrość i poczucie winy. Młody mężczyzna jest coraz bardziej zagubiony, zupełnie nie potrafi uporządkować swoich uczuć. Doprowadza go to do podjęcia ostatecznej decyzji.

Poparzone dziecko w chwili ukazania się w oryginale podzieliło krytyków na dwa skrajne obozy. Przeciwnicy zarzucali Dagermanowi nadmierną psychoanalizę. Jest to słuszny zarzut. Główny bohater do bólu analizuje każdą przeżywaną emocje, reakcję, zaistniałe sytuacje. Często popada przy tym w egzaltację. Momentami czyni to cały tekst nieco teatralnym i sztucznym. Ponadto autor nie unika kategorycznych zdań i zasadniczego tonu. Przez to niektóre fragmenty nie są wolne od moralizatorstwa i dydaktyzmu.

Mój stosunek do tej powieści śmiało mogę określić jako klasyczną relację love & hate. Z jednej strony nie mogłam się oderwać od lektury. Byłam zachwycona klimatem i pięknymi opisami rodzącego się uczucia. Nadmiar emocji, nieustanne rozedrganie głównego bohatera, jego desperacja, sprawiły jednak, że przejęłam nastroje postaci. Było mi duszno, ciasno, chciałam, jak najszybciej wyjść z tej historii. Czułam się osaczona i przytłoczona. Ostatecznie zakończyłam czytanie z poczuciem ulgi i dużego zmęczenia.

Poparzone dziecko, to klasyka szwedzkiej literatury, którą z całą pewnością warto poznać. Należy jednak zaznaczyć, że nie jest to powieść łatwa w odbiorze i nie spodoba się wszystkim. Jeśli lubicie dzielenie włosa na czworo, często dokonujecie auto i psychoanalizy, sięgajcie po nią śmiało i bez obaw. Pozostali, niech robią to na własną odpowiedzialność, pamiętając o ostrzeżeniach.

Poparzone dziecko, S.Dagerman, tł.J.Czechowska, Wydawnictwo Poznańskie 2020.
Dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu za przekazanie egzemplarza do recenzji.

piątek, 10 lipca 2020

Lektury czerwcowe


Czerwiec to lato, czerwiec to początek wakacji. Pierwszą dekadę lipca, która właśnie mija, wciąż śmiało można uznać za początek wakacji i czas, w którym podsumowywanie czerwca jeszcze ma sens.

Podobnie, jak w przypadku poprzedniego wpisu, będzie to zbiór moich wrażeń z poszczególnych lektur, a nie szczegółowe recenzje i drobiazgowe opisy fabuł.

Zbieranie kości J.Ward, tł. J. Polak  świetna, poruszająca powieść o sile rodzinnych więzów, strachu, walce o przetrwanie, mimo wszystko. Proza pełna emocji, bólu, piękna, wyrażonych w bardzo oszczędny sposób. Styl Ward przywodzi na myśl klasykę amerykańskiej literatury. Wykreowani przez nią bohaterowie na długo zostają w głowie i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Uniwersalna treść bez problemu przetrwa próbę czasu. Wszystko to sprawia, że pisarkę już dziś śmiało można ustawiać na półce wśród klasyków amerykańskiej prozy.


Osobisty przewodnik po Pradze M. Szczygieł, zdjęcia F. Springer – Mariusz Szczygieł, to dla mnie klasa sama w sobie, autor z gwarancją jakości, którego książki kupuje w ciemno i czytam zawsze z dużym zainteresowaniem i emocjami. Nigdy mnie nie zawiodły. To pisarz, którego nie trzeba reklamować i, o którego książkach, wszyscy napisali już w zasadzie wszystko. Mimo to, dokładam swoją cegiełkę J Osobisty przewodnik po Pradze, to opowieść o mieście, poprzez opowieść o ludziach, a przede wszystkim opowieść o sztuce. Niezwykle erudycyjna, błyskotliwa, napisana z dużym poczuciem humoru i szacunkiem dla inteligencji czytelnika. Doskonały tekst został okraszony zachwycającymi, klimatycznymi zdjęciami autorstwa równie niezawodnego Filipa Springera. Lektura konieczna, nawet jeśli w tym roku zamierzacie podróżować jedynie palcem po mapie. Osobisty przewodnik nadaje się do tego idealnie.


Poufne M. Grynberg – Po książce Rejwach Grynberg dołączył do grona moich ulubionych autorów. Kolejne, kupuje natychmiast po premierze i niezmiennie zachwycają mnie po lekturze. Miniatury z życia rodzinnego naznaczonego historią, o której nie sposób zapomnieć, ale z którą trzeba nauczyć się żyć. Opowieści babć, dziadków, matek, ojców, córek, synów i wnuków. O traumach, decyzjach zmieniających koleje losu i strachu, który powraca w najbardziej błahych momentach codzienności. O radości życia i życiu w pełni, mimo wszystko. O pokoleniowych różnicach, poczuciu wspólnoty i ciągłości. Minimalistyczne, oszczędne w środkach wyrazu. Jednocześnie dla przeciwwagi napisane z dużym poczuciem humoru, czułością, zrozumieniem. Proza wybitna!


Książka o śmieciach S. Łubieński – zbiór tekstów dla Dwutygodnika, poszerzony i uzupełniony o kilka nowych. W czasie, gdy po ulicach polskich miast „fruwają” setki jednorazowych rękawiczek i maseczek, a władza wciąż uparcie i bezmyślnie ignoruje temat ekologii i nieuchronnych zmian klimatycznych, ta książka jest jak wyrzut sumienia i bolesny strzał prosto w serce. Łubieński przedstawia temat z wielu różnych perspektyw. Jasno mówi, że nie ma rozwiązań idealnych i złotego środka. Nie pozostawia nadziei i złudzeń. Jednocześnie pokazuje, że nie ma innej drogi, niż systemowe i wspólne, a także jednostkowe, oddolne i z pozoru nieistotne działania każdego z nas, na rzecz poprawy stanu naszej planety. Nie można z niej zawrócić. Brak wiedzy, świadomości, ignorancja, nie jest już żadnym usprawiedliwieniem. Lektura obowiązkowa dla wszystkich. Tych, którzy wątpią w zmiany, żeby w końcu otworzyli oczy i tych uświadomionych, żeby dowiedzieli się jeszcze więcej i spojrzeli na problem znacznie szerzej, niż dotychczas. Powinna być czytana na lekcjach biologii, na każdym szczeblu szkolnej edukacji.

Dziękuję Wydawnictwu Agora za przekazanie egzemplarza do recenzji.

RuRu – Joanna Rudniańska, z il. M. Kaniewskiego – Nie przepadam za zbiorami opowiadań. Za polskimi zbiorami opowiadań nie przepadam tym bardziej. W każdej regule zdarzają się jednak  wyjątki. Ruru to zbiór, który od pierwszych stron mnie urzekł i skradł mi serce. Bohaterami wszystkich opowiadań są dzieci, które są uczestnikami, bądź świadkami kluczowych wydarzeń w historii Polski. Tych bardziej odległych i tych całkiem współczesnych. Różnie na nie reagują i różnie sobie z nimi radzą. To właśnie ta dziecięca perspektywa, czyni całość jeszcze bardziej dojmującą i bolesną. Dzieci są szczere i niczego nie udają, widzą i rozumieją znacznie więcej, niż wydaje się dorosłym. Jest w tych tekstach to, co lubię najbardziej: oszczędność środków wyrazu połączona z gęstością emocjonalną, która wywołuje podskórne napięcie i skłania do refleksji. Co rzadkie w przypadku zbioru opowiadań – w tym, w zasadzie nie ma słabych punktów. Są natomiast teksty wybitne jak np. Gwiazdka Dawida.


Myszy i ludzie  J. Steinbeck, tł. Z. Batko – książka, po którą sięgnęłam z tęsknoty za amerykańską prozą, w ramach nadrabiania zaległości w klasyce literatury. Dwaj przyjaciele przemierzają Stany czasów Wielkiego Kryzysu, w poszukiwaniu pracy. Książka przejmująco smutna, bolesna, wzruszająca i piękna jednocześnie. Dowód na to, że nie potrzeba wielu słów, aby stworzyć absolutnie wielką literaturę.


Małe ogniska C. Ng, tł. A.Standowicz-Chojnacka – sięgnęłam po ten tytuł z ciekawości, po obejrzeniu serialu nakręconego na podstawie powieści, który w tym roku pojawił się na platformie Amazona. Zrobił na mnie duże wrażenie. Wielowątkowa opowieść o losach mieszkańców miasteczka Shaker Heights. Powieść mocno zaangażowana społecznie. O macierzyństwie, adopcji, podziałach rasowych, klasowych, społecznych. Niepozbawiona wad, bo sporo tu kalek i  dość jednowymiarowych postaci, jednocześnie ciekawa i warta uwagi. Jest to rzadki przykład, kiedy ekranizacja serialowa jest lepsza od książkowego pierwowzoru.


Życzę wam znalezienia wśród tych tytułów wielu inspiracji na wakacyjne lektury dla siebie.


niedziela, 5 lipca 2020

Lektury czasu kwarantanny




Zanim lato rozkręci się na dobre i wyruszymy na wakacyjne szlaki, postanowiłam zebrać w jednym tekście najbardziej wartościowe i godne uwagi książki, przeczytane przeze mnie w czasie przymusowej izolacji społecznej. 

Żeby nie było zbyt słodko i miło, dla kilku zupełnie nie wartych według mnie uwagi również znajdzie się tu miejsce. Tym samym zamykam na blogu temat lockdownu i epidemii. Czas iść dalej.

Nie mam czasu ani weny, żeby o każdej z tych książek napisać osobną, obszerną recenzję. Dlatego w tych krótkich notkach, bardziej niż na opisie fabuły, skupię się na swoich wrażeniach z lektur. Dla zainteresowanych szerszymi opisami treści, pod każdą notatką zamieszczę link odsyłający na stronę wydawcy. Może ktoś z was znajdzie wśród tych tytułów inspiracje dla własnych wyborów czytelniczych w przyszłości. Zapraszam!

Song nauczycielki V. Hjorth – Nauczycielka akademicka zostaje poproszona przez swojego studenta o udział w filmie na temat związków życia zawodowego z prywatnym. Ta decyzja odmieni jej życie i zmusi do zadania sobie fundamentalnych pytań. Kameralna, oszczędna w środkach, świetnie napisana, przepełniona emocjami, trzymająca czytelnika w podskórnym napięciu do samego końca. Powieść o tym, że nic nie jest takim, jakie się wydaje. Przywiązani do własnych przekonań i przyzwyczajeń często kreujemy na zewnątrz wizerunek, który ma niewiele wspólnego z prawdą. Dopiero zmiana perspektywy, wyjście ze strefy komfortu zmusza nas często do bolesnej konfrontacji i wyciągnięcia nie zawsze przyjemnych wniosków o sobie samym. Hjorth to znakomita, bardzo oryginalna autorka zupełnie w Polsce niedoceniana.  Niesłusznie pomijana przez krytyków, niewystarczająco promowana przez wydawcę. Zwróćcie uwagę na to nazwisko, warto.

Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za przekazanie egzemplarza do recenzji.

Centuria. Sto krótkich powieści rzek G. Manganelli – powieść z kategorii : eksperyment literacki. Mamy tu dokładnie 100, półtora stronnicowych historii. W każdej z nich występuje pojedynczy bohater, najczęściej mężczyzna i przeżywa pozornie nieistotny epizod w swojej codzienności. Można tę książkę odbierać na wiele różnych sposobów: jako możliwe początki powieści, skłaniające do zastanowienia, jakie mogłyby być dalsze ciągi tych opowieści, zbiór filozoficzno – egzystencjalnych refleksji, jako spójną całość, w której głównymi motywami są: samotność, przemijanie, strach przed śmiercią. Niezwykle oryginalna forma, zupełny brak dialogów. Przypadnie do gustu zwłaszcza wielbicielom światów tworzonych przez Italo Calvino. Bardzo pobudzająca intelektualnie, polecam.

Dziękuję Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu za przekazanie egzemplarza do recenzji.

Czas porzucenia E. Ferrante – na wstępie zaznaczę, że nie należę do wyznawczyń włoskiej autorki, której największą popularność przyniósł cykl neapolitański zapoczątkowany przez Genialną przyjaciółkę. Nie przepadam, a jednak sięgam po kolejne książki pisarki, co może wydać się dziwne J Mogę to wytłumaczyć jedynie tym, że wszyscy dookoła polecają, a ja sięgam po nie z nadzieją, że tym razem coś się zmieni. Nie zmienia się . To książki dla wszystkich, którzy lubią te książki, które już znają. Tym razem dostajemy historię porzuconej przez męża Olgi, która z dnia na dzień musi się odnaleźć w nowej sytuacji i zdefiniować siebie na nowo. Mamy tu powolnie rozwijającą się fabułę i pogłębione analizy psychologiczne świata wewnętrznego bohaterów, czyli znaki rozpoznawcze pisarki. Jedyną zmianą, poniekąd uzasadnioną przez opisaną historię jest agresywny, dosadny, często wulgarny język. Mnie osobiście ta przesada stylistyczna raziła. Ferrante prezentuje stabilny poziom, jednocześnie w jej twórczości nie widać żadnego rozwoju. W Czasie porzucenia nie znalazłam nic nowego, zaskakującego, odkrywczego. Zachwytu nie odnotowałam. Miałam za to poczucie zmarnowanego czasu. Czytacie na własną odpowiedzialność, polecam jedynie zagorzałym wielbicielom autorki.


Zgiń kochanie A. Harewicz – Debiut literacki. Historia młodej kobiety, matki, zmagającej się z depresją poporodową. Bohaterka próbuje na nowo zbudować swoją tożsamość i odnaleźć się nie tylko w nowej roli, ale także we własnym ciele. Monolog wewnętrzny postaci jest napisany w sposób niezwykle zmysłowy, dziki, nieokiełznany. W samej bohaterce jest bardzo dużo pierwotnej energii i instynktów, nad którymi nie zawsze potrafi zapanować. Na uwagę zasługuje tutaj ujęcie tematu macierzyństwa i pokazanie jego mrocznej strony. To w Polsce wciąż rzadko spotykane i mam wrażenie – nieakceptowalne społecznie. Drugą rzeczą jest styl pisania autorki, o którym pisałam powyżej. Może zachwycać i drażnić jednocześnie. Mnie ta książka nie urzekła, ani nie poraziła, tak jak innych recenzentów. Nie jest to jednak kwestia słabości tekstu, a raczej osobistej perspektywy. Także próbujcie śmiało i wyciągnijcie własne wnioski.


Moja osoba Ł. Najder – zbiór esejów autorstwa redaktora Wydawnictwa Czarnego, publikowanych w internetowym czasopiśmie Dwutygodnik oraz kilku innych tytułach. Świetna rzecz dla wszystkich, którzy podobnie jak ja lubią błyskotliwe komentowanie tego, co aktualnie za oknem i popkulturę. Spory rozrzut tematyczny: od prokrastynacji przez bolączki moli książkowych, humanistów, po świetny esej o stanach lękowych i nerwicach. W zbiorze znalazło się również miejsce dla Kuby Wojewódzkiego i rozważań  o współczesnych mediach.


Polska przydrożna P. Marecki – relacja z podróży po Polsce lokalnej: powiatowej, typu B i C. Książka, która w założeniu miała być eksperymentem socjologicznym, prowokacją i testem na inteligencję czytelników. W efekcie stała się obiektem zażartych dyskusji, sporów i ( głównie) krytyki. Stało się tak za sprawą stylu, w jakim jest napisana i używanego języka. Jest to język lakoniczny, potoczny, wręcz podwórkowy. Zdaje sobie sprawę, że skoro autor jest profesorem, nauczycielem akademickim to był to z jego strony w pełni świadomy, celowy zabieg. Nie przekonuje mnie jednak taka koncepcja. Męczyłam się bardzo przy czytaniu tej książki. Styl pisania był dla mnie niestrawny i nie do przyjęcia. Szkoda, bo sam temat świetny, realizacja  niekoniecznie.


Blizna Ava Ólafsdóttir – Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich Wydawnictwa Poznańskiego jest obecnie moją ulubioną serią wydawniczą na rynku. Przyznaje więc, że nie jestem do końca obiektywna w ocenie, bo podobają mi się w niej w  zasadzie wszystkie książki. Nie wszystkie jednakowo, ale uważam, że zawsze warto po nie sięgać. Kolejne tomy serii kupuje już w ciemno. Blizna to kameralna opowieść o wyobcowaniu i poszukiwaniu sensu życia. Główny bohater -  Jonas zmaga się z poczuciem zbędności i bezsensu swojej egzystencji. Wybiera się w podróż do kraju, w którym niedawno zakończyła się wojna. Autorka przekonuje, że czasem zmiana miejsca wystarczy do zmiany punktu widzenia i odkrycia zupełnie nowych możliwości. Z uwagi na zbyt oczywiste i banalne rozstrzygnięcia fabularne oraz niepogłębione refleksje, nie jest to najlepsza książka w serii. Mimo wszystko z niecierpliwością czekam na kolejne tytuły.


Ukochane równanie profesora Y. Ogawa – niezwykle popularna książka, chwalona niemal przez wszystkich recenzentów i książkową blogosferę. Minimalistyczna historia profesora matematyki, który w wyniku wypadku dysponuje jedynie 80 minutami pamięci. Pewnego dnia w jego domu zjawia się gosposia, wraz ze swym małym synkiem, który otrzymuje od profesora pieszczotliwe określenie Pierwiastek. Dostrzegam oczywiście niezaprzeczalny urok głównego bohatera, doceniam niepowtarzalny klimat, który udało się stworzyć autorce i uważam, że jest to dobra książka. Jednocześnie przyznaje uczciwie, że nużyła mnie lektura tej powieści. Może przez zbyt dużą obecność wątków matematycznych, bo nigdy nie pałałam sympatią do tej nauki. Miało zachwycić – nie zachwyciło. Z całą pewnością nie jest to kwestia słabości tekstu, a po raz kolejny osobistej perspektywy. Nie zrażajcie się zatem moją opinią, i jeśli tylko macie ochotę sięgajcie po tę oryginalną prozę.


O dwóch książkach przeczytanych w czasie kwarantanny napisałam osobne recenzje:

Wierzyliśmy jak nikt R. Makkai – cały tekst recenzji znajdziecie tutaj.

Pokaż mi swoją bibliotekę A. Rybka – cała recenzja tutaj.

O kilku mam zamiar napisać osobne teksty, dlatego nie znalazły się w tym zestawieniu. Pozostaje mi życzyć wam znalezienia w tym wpisie wielu wskazówek dla siebie i fascynujących czytelniczych przygód.