Najnowszą
książką Karolina Korwin – Piotrowska wraca do zawodowych korzeni, źródeł i
pierwszej miłości, czyli filmu. Miejmy nadzieję, że tym razem zostanie przy
niej na dłużej, bo księgę, która, na szczęście krótka nie jest (664 strony)
czyta się znakomicie.
Z miłością, zwłaszcza
pierwszą bywa tak, że choć się kończy to zostaje czasem na całe życie. Podobnie
było z Korwin – Piotrowską, która swą karierę telewizyjną rozpoczęła od
prowadzenia kultowego już w pewnych kręgach programu „Filmidło” i długo właśnie
z filmem była związana zawodowo. Na największych festiwalach, planach
filmowych, czy też w pracach nad promocją kinowych mega produkcji, czuła się,
jak ryba w wodzie, wydawało się, że jest to jej środowisko naturalne. Aż tu
nagle, ku rozpaczy niektórych dziennikarka postanowiła zmienić swe życie
zawodowe o 180 stopni. Miłość do filmu odwiesiła na kołku i jak w dym poszła za
czymś nowym, nieznanym, pociągającym. Tym czymś okazał się polski show –
biznes, który Piotrowska bacznie obserwuje i celnie komentuje, już od
dziesięciu lat w programie „Magiel Towarzyski”. Jednych oburza dosadnym
językiem, innych bawi do łez ciętymi ripostami. Niezależnie od reakcji, które
wywołuje jedno jest pewne ma osobowość, charakter i odwagę: cechy, których
próżno szukać w komplecie u większości kolegów po fachu. Nie bez przyczyny jej
nazwisko pojawiło się na liście najbardziej wpływowych dziennikarek w polskich
mediach.
Choć romans z show-
biznesem trwa w najlepsze, bo wybranek okazuje się być wciąż atrakcyjny, to
pierwsza miłość jest silniejsza, nie pozwala o sobie zapomnieć, a Korwin –
Piotrowska podjęła nieśmiałą próbę powrotu na „stare śmieci”, efektem tego był program:
„Kino, kanapa, książki”, który prowadziła wspólnie z Dorotą Wellman w TVN Style.
Program, choć lubiany przez widzów, nie zyskał wystarczająco wysokiej
oglądalności i szybko spadł z anteny. Ten bolesny zawód sprawił, że
dziennikarka ponownie zawodowo odwróciła się od filmu, w tym czasie nie
próżnowała, postanowiła odkrywać nowe lądy, co zaowocowało wydaniem dwóch przebojowych
książek o show biznesie. Aż wreszcie jest, pojawiła się ta trzecia,
najważniejsza: „Krótka książka o miłości” – w końcu, zgodnie z oczekiwaniami i
przewidywaniami sympatyków dziennikarki w całości poświęcona filmowi.
„Krótka książka o
miłości” jest w pełni subiektywnym wyborem dziewięćdziesięciu najlepszych,
ulubionych filmów zagranicznych według Karoliny Korwin Piotrowskiej. W żadnym
razie nie jest to encyklopedia, leksykon, czy historia kina od zarania do
współczesności, dlatego stawienie zarzutów, że nie pojawiły się tu tytuły z
okresu kina niemego, a jedne epoki są bardziej faworyzowane od innych jest
bezpodstawne, subiektywizm daje przecież prawo wyboru. Niemniej jednak
zwłaszcza dla młodego pokolenia „Krótka książka o miłości” może być doskonałym
przewodnikiem po świecie filmu, a dla starszych okazją do przypomnienia, bądź
uzupełnienia braków w kinowej klasyce.
„Krótka książka o
miłości” będzie sporym zaskoczeniem dla wszystkich, którzy kojarzą Korwin –
Piotrowską wyłącznie z plotkarską działalnością w „Maglu Towarzyskim” i często
surowymi ocenami zachowań rodzimych gwiazd. Jeszcze większą niespodzianką będzie
dla tych, którzy lubią oskarżać dziennikarkę o plucie jadem, wylewanie żółci i
inne tego typu. Drodzy Państwo, muszę Was rozczarować w tej książce nie
znajdziecie potwierdzeń dla swojej ulubionej tezy o podłości tej strasznej
Korwin – Piotrowskiej. Tomisko to pełne jest bowiem pozytywnych uczuć:
sympatii, podziwu, wzruszeń, radości, których dostarczają twórcy filmowi,
aktorzy i kino jako miejsce magiczne. Dziennikarka nie zrezygnowała oczywiście
z charakterystycznej dla siebie szczerości, dosadnego języka i bezpośredniości
przekazu. Niektóre recenzentki zarzucają dziennikarce protekcjonalny,
lekceważący ton, ale i on jest bezpodstawny. W świecie, w którym można wiedzieć
coraz mniej, by zaistnieć, ona zwyczajnie ma odwagę powiedzieć: inteligentny
człowiek powinien znać ten film, a nieznajomość tego jest błędem, bez względu
na gust. Oczywiście można stwierdzić, że Korwin – Piotrowska po raz kolejny
obraża ludzi, wywyższa się, ale można też uznać, że istnieje coś takiego jak
kanon, klasyka gatunku, którą naprawdę warto znać i zamiast się bulwersować nadrobić
własne zaległości.
To książka przede
wszystkim o emocjach, dobrych emocjach, które wywołują filmy. Od emocji
dziewięcioletniej dziewczynki, która po raz pierwszy, odświętnie ubrana wybrała
się do kina na „Gwiezdne wojny” i została dosłownie pochłonięta przez magię
kina począwszy, na emocjach dorosłej kobiety, która pisze o tym, że „Podwójne
życie Weroniki” dosłownie zmieniło jej życie skończywszy. W czasach blogów i
mediów społecznościowych recenzentem, krytykiem może być każdy, ilość gwiazdek,
oceny dobry/zły przestają mieć pierwszorzędne znaczenie, to, czym kierujemy się
przy wyborze filmów to wrażenia, które obraz wywołał u oglądającego i to, w jakim
stopniu jest w stanie przełożyć to, co przeżył w kinie na papier. W tej
książce dostajemy mnóstwo emocji, to one są najważniejsze i to one są główną
siłą całości. Niewątpliwie jest to najbardziej osobista z dotychczasowych
książek Korwin – Piotrowskiej – tu rzadko chowa się za ironią, trzyma gardę i
dystans, tu jest prawdziwa, tu pokazuje czytelnikowi prywatną twarz i uchyla
rąbek ze swojego prywatnego życia. Tu jest u siebie, co można wyczuć na każdej
stronie tego tekstu. Tak, tak proszę państwa, Korwin – Piotrowska ma uczucia i
nie boi się ich okazywać, zaskoczeni? I bardzo dobrze.
Ta książka jest też
zaproszeniem do dyskusji, a nawet kłótni, bo, co tu robi „Amelia”, „V jak
Vendetta”, czy „Igrzyska śmierci”? Gdzie podziało się „American Beauty”, „Grand
Budapest Hotel” o „Hotelu Marigold” nie wspominając? Czy klasyka filmowa może się obejść bez „Casablanki”
i „Przeminęło z wiatrem”? Czy da się rozmawiać o kinie z pominięciem Jamesa
Camerona? Tego typu dyskusji i przepychanek w oparciu o tę książkę można
prowadzić setki. Subiektywny wybór ma swoje przywileje i zamiast tracić energię
na spory warto stworzyć własną listę najważniejszych filmów.
„Krótka książka o
miłości” jest także zaproszeniem do odbycia wspaniałej podróży. Obok
absolutnych klasyków typu: „Ojciec chrzestny”, „Lot nad kukułczym gniazdem” „Ostatnie
tango w Paryżu” pojawiają się tu tytuły dużo mniej znane szerszej publiczności,
jak „Bullitt’, „Dworzec dla dwojga”, Nad złotym stawem”, „Ostatnie metro”.
Pierwszą myślą po przeczytaniu tego „wyznania miłosnego” jest: muszę to
obejrzeć już zaraz, natychmiast, a kolejnym krokiem gorączkowe przeszukiwanie
zasobów Internetu i portfela, aby móc, jak najszybciej zaspokoić ciekawość.
Taka reakcja jest największym sukcesem książki Karoliny Korwin – Piotrowskiej.
Ta książka jest gruba,
ciężka, nieporęczna, trudno ją dźwigać w torebce i czytać w tramwaju. Wszystkie
te niedogodności tracą jednak znaczenie, bo, gdy już zacznie się czytać, nie
można przestać i koniec końców trzeba ją dźwigać w torebce i czytać wszędzie
gdzie się da. Można oczywiście się czepiać, że zdjęcia „od czapy”, w
przypadkowych miejscach, a zieleń okładki wali po oczach, można też przyjąć, że
podkreślają one swobodny ton całości, a zieleń ma jedynie zaznaczyć radość ze
spędzania wolnego czasu przed kinowym/ telewizyjnym ekranem. Wybieram zdecydowanie
tę drugą opcję.
„Krótka książka o
miłości” wygląda na początek filmowo – książkowej przygody, która miejmy
nadzieję z czasem zamieni się w „Niekończącą się opowieść”, do której
dziennikarka systematycznie będzie dopisywać kolejne rozdziały. Powroty do domu,
nawet z najbardziej egzotycznych podróży są przecież najlepsze.
Ocena : 8/10
K.Korwin – Piotrowska, „Krótka
książka o miłości”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2016.