sobota, 17 grudnia 2016

Powtórka z rozrywki


O nowej powieści Szczepana Twardocha pt. „Król” napisano już w zasadzie wszystko. Zachwyty nad nią płynęły właściwie z każdej strony, w konsekwencji pojawiła się w większości zestawień najlepszych książek 2016 roku. Od premiery minęło już trochę czasu, szum medialny nieco ucichł, pora, więc najwyższa do tej beczki miodu, dodać odrobinę dziegciu.

O Twardochu śmiało można powiedzieć, że jest jednym z najpopularniejszych, a co za tym idzie, najlepiej sprzedających się polskich pisarzy w ostatnich latach. Za sprawą debiutanckiej, wielokrotnie nagradzanej „Morfiny” przebojem zdobył rynek wydawniczy, opanowując listy bestsellerów i, zyskując rzesze stałych czytelników. Wyraziste poglądy i wizerunek uczyniły też Twardocha jednym z najbardziej kontrowersyjnych rodzimych autorów. Tych etykietek w Jego wypadku można by zresztą mnożyć bez liku. Trzeba przyznać, że Twardoch szybko pojął zasady funkcjonowania współczesnego rynku wydawniczego, wie doskonale, że napisanie dobrej powieści to tylko połowa sukcesu, bo wizerunek publiczny i obecność medialna w szerokich kręgach są obecnie równie istotne. Z tymi czynnikami radzi sobie równie dobrze, jak z pisaniem, a to wciąż rzadkość wśród polskich twórców.

„Król” przenosi nas do Warszawy końca lat 30, konkretnie do jej części zdominowanych w tamtym okresie przez społeczność żydowską. Głównym bohaterem jest bokser Jakub Szapiro, który bierze pod specyficznie pojętą opiekę nastoletniego Mojżesza Bernsztajna. W wolnych od walki chwilach współpracuje z królem miejscowych gangsterów – Janem Kaplicą. Dalej mamy to, co dobrze z wcześniejszych powieści Twardocha już znamy: umiejętne mieszanie gatunków, doskonale odtworzoną topografię Warszawy, charakternych, pełnokrwistych bohaterów i pełną napięć fabułę. W powieści zaczytywać się mogą zarówno wielbiciele retro kryminałów, książek przygodowych, thrillerów politycznych, a nawet miejskich ballad.

Twardochowi nie można odmówić sprawności warsztatowej. W umiejętności budowania fabuły, wyprzedza o lata świetlne większość swoich kolegów po fachu, na krajowym podwórku. „Króla” czyta się bardzo szybko i z zainteresowaniem, które nie słabnie w zasadzie do samego końca. Znając jednak wcześniejsze powieści pisarza, zwłaszcza „Morfinę”, podczas lektury tej najnowszej ciężko oprzeć się wrażeniu, że gdzieś to już czytaliśmy, skądś aż za dobrze to znamy. „Król” momentami łudząco przypomina głośny debiut i wydaje się, że Twardoch zmienił tu jedynie dekoracje, szkielet pozostawiając ten sam. Jakub Szapiro został wyposażony w cechy Kostka Willemanna – ma te same problemy z własną tożsamością, to samo zamiłowanie do broni, alkoholu oraz oczywiście kobiet. Twardoch zastosował również te same zabiegi narracyjne. Oczywiście nie ma w tym nic złego – skoro sprawdziło się raz, zyskując uznanie publiczności, pokusa, by powtórzyć sukces jest z pewnością duża. Po pisarzu tej klasy oczekuje się jednak znacznie więcej, niż pozostawanie w bezpiecznym schemacie.

Rzeczy, które w „Królu” drażnią jest więcej. Naczelną wśród nich jest obecny także we wcześniejszej twórczości seksizm. Twardoch o kobietach wyraża się w zasadzie wyłącznie wulgarnie, z lekceważeniem, sytuując je najczęściej w rolach prostytutek, bądź w najlepszym razie strażniczek domowego ogniska. Służą wyłącznie, jako obiekty pożądania, „ozdoba” dla mężczyzny. Coś, co w pierwszej powieści od biedy mogło zostać uznane za celowy element fabuły, w czwartej z kolei jest już nie do zniesienia. Irytuje również wyrażana na każdym niemal kroku fascynacja przemocą, brutalnością w najgorszym możliwym wydaniu. Zastanawia i zadziwia graniczący z obsesją podziw dla ciała – oczywiście wyłącznie tego wysportowanego, w pełni zdrowego, bez skazy. Te elementy w połączeniu z ulubionymi gadżetami Twardocha, wykorzystywanymi tutaj w nadmiarze, czynią z powieści dość płytką intelektualnie, niewyrafinowaną rozrywkę.

Twardoch powinien wpuścić do swojej przyszłej twórczości nieco świeżego powietrza, pozbyć się starego, mocno zużytego już anturażu, bo kolejnej kalki, nawet najwierniejsza publiczność nie przyjmie już tak łatwo i z uwielbieniem.

Ocena: 6/10

Sz.Twardoch, „Król”, Wydawnictwo Literackie 2016.
*Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za przekazanie egzemplarza do recenzji wydawnictwoliterackie.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz