piątek, 24 września 2021

Lato, gdy mama miała zielone oczy Tatiana Tibuleac, tł. Dominik Małecki

Lato, gdy mama miała zielone oczy Tatiany Tibuleac, to bez wątpienia najpiękniejsza i najbardziej wstrząsająca powieść o rodzinie i miłości, jaką przeczytałam w tym roku.

Tego ranka, gdy nienawidziłem jej bardziej niż kiedykolwiek, mama skończyła trzydzieści dziewięć lat. Była mała, i gruba, głupia i brzydka. Najbardziej bezużyteczna ze wszystkich matek, jakie dotąd istniały. Przyglądałem się jej przez okno; sterczała przed bramą szkoły jak żebraczka. Zabiłbym ją odłamkiem myśli.*

Ten mocny, przepełniony negatywnymi emocjami początek, zapowiada kolejną historię o zbuntowanym nastolatku, który za wszelką cenę chce się uwolnić od rodziców i wybić na niepodległość. Powieść jakich wiele, na temat stary jak świat. Nic bardziej mylnego, więc nie dajcie się zwieść. W tej niewielkiej, kameralnej powieści rumuńskiej pisarki nie ma absolutnie nic typowego.

Relacja Aleksego z matką od początku była trudna. Naznaczona bólem, cierpieniem, tragicznymi wydarzeniami, które sprawiają, że kobieta zupełnie nie jest w stanie wypełniać swojej roli, otoczyć syna należytą opieką. Jest matką niedoskonałą, a jej miłość jest niewystarczająca. Chłopiec czuje się odrzucony, niekochany, niezrozumiany przez nikogo. Do matki żywi wyłącznie nienawiść, pogardę, odrazę. 

Punktem zwrotnym jest śmiertelna choroba matki i ostatnie lato, które zostaje im darowane. Nie mogą cofnąć czasu, naprawić wyrządzonych krzywd, mogą jedynie ocalić czas, który im pozostał. Oboje bardzo się starają to zrobić. Obserwujemy powolną, stopniową ewolucję uczuć Aleksa. Kiedy role się odwracają, nienawiść, dzień po dniu wyparowuje z serca chłopca. Zostaje zastąpiona przez troskę, opiekuńczość, poczucie odpowiedzialności, próbę zrozumienia, wybaczenia, w końcu: ogromne przywiązanie i miłość. 

Tym, co robi największe, piorunujące wręcz wrażenie w powieści Tibuleac jest język. Brutalny, ostry, bezwzględny, szczery, bezkompromisowy, w miarę rozwoju fabuły urzeka poetyckością, prostotą pięknem, które wywołują wzruszenie i łzy. W zasadzie każde zdanie jest tu perłą, która zostaje w sercu na długo, Chce się je zaznaczać, przepisywać bez końca, po to, by zapamiętać już na zawsze.

W tym niezwykle intymnym monologu syna - narratora do matki udało się uchwycić meandry zawiłej, szczególnej relacji, która łączy dziecko z rodzicami. To proza niezwykle przejmująca, smutna, melancholijna, gęsta, zaskakująca, świetnie skonstruowana, zachwycająca. Po prostu wybitna i jedyna w swoim rodzaju.

T. Tibuleac, Lato, gdy mama miała zielone oczy, tł. D. Małecki, Wydawnictwo Książkowe Klimaty 2021.

* Cytat pochodzi z omawianej książki, s.6.

https://ksiazkoweklimaty.pl/ksiazka/102/lato-gdy-mama-miala-zielone-oczy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz