Decydując
się na publikację „Tak sobie myślę” Jerzy Stuhr, jak sam mówi, wiele
zaryzykował. Odsłaniając prywatne poglądy, naraził się na krytykę ze strony
swojego środowiska, a przez szczerość zapisu mógł nadszarpnąć swój
nieskazitelny dotąd wizerunek w oczach publiczności.
Po lekturze można jednak odetchnąć z ulgą. Wydaje się bowiem, że aktor nie tylko wygrał walkę z chorobą, ale także zyskał jeszcze większą sympatię widowni.
Po lekturze można jednak odetchnąć z ulgą. Wydaje się bowiem, że aktor nie tylko wygrał walkę z chorobą, ale także zyskał jeszcze większą sympatię widowni.
Jerzy Stuhr jest jednym
z najwybitniejszych i najpopularniejszych polskich aktorów. Wiele z zagranych
przez niego ról, zarówno filmowych, jak i teatralnych, już dziś można nazwać
kultowymi.
Natomiast wygłaszane z ekranu frazy na stałe weszły do języka
polskiego, stając się elementami popkultury. Nie dziwi więc, że wiadomość o
jego chorobie zaniepokoiła rzesze wielbicieli aktora. Szok był jeszcze większy,
gdy okazało się, że cierpi na raka gardła. Myśl, że możemy już nie usłyszeć
najlepszego głosu polskiego dubbingu była porażająca i chyba nikt nie wziął jej
pod uwagę.
Wszyscy solidarnie skupili się na trzymaniu kciuków. Jerzy Stuhr
długo milczał na temat swojego stanu zdrowia, nie komentował żadnych doniesień
prasowych. Ilość listów, które otrzymał i olbrzymie wsparcie widowni sprawiło,
że wystąpił publicznie i udzielił kilku wywiadów.
Dla stworzenia sobie sfery
aktywności intelektualnej i z chęci pozostawienia śladów dla potomnych
zdecydował się na prowadzenie dziennika. Namowy redaktorek Wydawnictwa
Literackiego sprawiły, że podjął decyzję o jego opublikowaniu. Dzięki temu
możemy dowiedzieć się, co sobie myśli jeden z ulubionych aktorów dużej grupy
Polaków. Są to refleksje interesujące, skłaniające do przemyśleń, a nade
wszystko prowokujące do dyskusji na temat stanu polskiej kultury. Naprawdę
warto je poznać.
„Tak
sobie myślę” nosi podtytuł „Dziennik czasu choroby”. Nietrudno więc domyślić
się, że większość zapisów powstała w szpitalach i podczas krótkich pobytów w domu.
Przewijają się tu głównie cztery miejsca: Gliwice, Kraków, Zakopane i Skawa.
Myli się jednak ten, kto dosłownie odczyta podtytuł, spodziewając się jedynie
obserwacji ze szpitalnych sal i utyskiwań na złe samopoczucie. Zamiast tego są
niezwykle trafne i ironiczne komentarze na temat sytuacji politycznej i
społecznej w Polsce, momentami brutalnie szczere recenzje prac kolegów po fachu
(głównie filmy i spektakle teatralne), za które przeklina go pewnie połowa
środowiska teatralnego i filmowego.
Rektor PWST odważył się bowiem skrytykować
„święte krowy”, których w Polsce krytykować nie wolno i do tej pory nie zrobił
tego nikt. W kraju gdzie zanika wszelka merytoryczna krytyka i dyskusja o sztuce,
a zostają jedynie gwiazdki przyznawane przez redakcje prasowe, jest to naprawdę
nie lada wyczyn.
Jako że dziennik
powstał z myślą o mającej się narodzić wnuczce aktora i za namową córki
Marianny, nie brakuje w nim wątków rodzinnych, swego rodzaju podsumowań i
rozliczeń zarówno prywatnych, jak i zawodowych. Na wielu kartach tej książki
Jerzy Stuhr w piękny sposób przekazuje swoiste credo, wartości, którymi kierował się w życiu, te dla niego
najistotniejsze, które chciałby przekazać także swoim bliskim.
Ktoś mógłby
zapytać, a co z chorobą, którą tak konsekwentnie tu pomijam? Oczywiście pojawia
się. Autor nie unika tego tematu, mówi wprost o swoim stanie, rokowaniach
lekarzy. W całości przemyśleń stanowi ona jednak nieco poboczny temat. Owszem,
autor sygnalizuje chwile gorszego samopoczucia i nie ukrywa słabości związanych
ze stanem zdrowia. W żadnym momencie nie przekracza jednak granic intymności,
dobrego smaku, a nade wszystko nie epatuje cierpieniem, co w tej sytuacji
byłoby zrozumiale, a przez niektórych żądnych sensacji nawet pożądane.
Wszyscy krytycy
podkreślają, że „Tak sobie myślę” to książka, która daje nadzieję. Zdanie to
widnieje również na okładce. Trudno o bardziej trafne podsumowanie treści, bo
tym razem nie jest to jedynie chwytliwy slogan reklamowy. Pozostaje mi jedynie
zgodzić się z ogółem i powtórzyć, że jest to książka o nadziei, walce i chęci
życia. Od pierwszej do ostatniej strony widać, że autor nie ma zamiaru się
poddać. Ta lektura wręcz nakazuje optymizm i każe dostrzec pozytywne strony życia.
W dzienniku trudno
znaleźć element, który można by skrytykować. Wszystko się tu zgadza. Styl
zapisów jest nienaganny. Autor dba o poprawność językową, a sposób w jaki pisze
odzwierciedla cechy charakteru, za które pokochali go widzowie: klasę, takt,
godność, błyskotliwość, a przede wszystkim poczucie humoru.
Całości dopełniają
liczne fotografie z prywatnego archiwum i niezwykle staranne wydanie. Żal
tylko, że książka tak szybko się kończy. A miałoby się ochotę na tom drugi i
trzeci, czego w tym wypadku absolutnie nie należy jednak autorowi życzyć. Nie
pozostaje mi nic innego jak zachęcić do kupowania, czytania i polemizowania z
poglądami aktora. Jestem bardzo ciekawa, co Wy sobie pomyślicie po lekturze tej książki.
Ocena; 8/10
J.Stuhr, "Tak sobie myślę", Wydawnictwo Literackie 2012.
*Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego http://www.wydawnictwoliterackie.pl/aktualnosci/.
Bardzo lubię Stuhra i kilka razy widziałam tą książkę w księgarni. Nie wiem tylko czy chcę ją przeczytać. Jego aktorstwo i znakomite role to jedno, a życie rodzinne to drugie. Niekoniecznie mnie interesujące ;)
OdpowiedzUsuńawiola – na szczęście nie ma przymusu czytania :) Ale może jednak warto spróbować, skoro Lena tak zachwala...
OdpowiedzUsuńCzasem tego typu książki są bardzo zaskakujące. I nie chodzi o życie rodzinne aktora, bo ja również takimi rzeczami się nie pasjonuję (zawsze można pominąć pewne fragmenty), ale o cenne przemyślenia, zwłaszcza te dotyczące szeroko pojętej kultury.
Jeśli Sthur pisze w tej książce także o szumie informacyjnym i miałkości internetowych wypowiedzi (wszak "zanika wszelka merytoryczna krytyka i dyskusja o sztuce"), polecam lekturę każdemu uczestnikowi wirtualnej społeczności. Ja na pewno po nią sięgnę.
Kupiłam niedawno i przeczytałam jednym tchem.
OdpowiedzUsuń