czwartek, 17 stycznia 2013

Nieznośny ciężar samotności


Za oknami mroźno i śnieżnie. Marzy się Wam oderwanie od rzeczywistości i jazda bez trzymanki, z opcją bezpiecznego powrotu do siebie w dowolnym momencie? 

Remedium na taką potrzebę może być książka, w której słonie produkuje się w fabryce, karły są mistrzami tańca, a niezidentyfikowane zielone stwory ot tak zakochują się w kobietach. Jest to „Zniknięcie słonia” i Murakami w dobrej formie.


Długo opierałam się modzie na Murakamiego, jaka zapanowała w Polsce kilka lat temu. Po pierwsze z przekory, bo skoro czytają wszyscy, to ja na pewno nie, a po drugie, dlatego, że wydawało mi się, iż świat kreowany przez niego w powieściach nie jest moim. W któreś wakacje po usłyszeniu kolejnych peanów na cześć jego książek, postanowiłam dać pisarzowi szansę i przeczytałam sześć powieści z rzędu, aby przekonać się, o co chodzi z tym Japończykiem? Choć znalazłam wśród nich swoich faworytów – „Kafkę nad morzem” i „Norwegian Wood”, to doszłam też do wniosku, że autor stosuje kalki i w rezultacie ma się wrażenie czytania ciągle tej samej książki.


W „Zniknięciu słonia” Murakami wciąż opisuje ten sam typ bohaterów – zagubionych w wielkim mieście ludzi w średnim wieku, którzy dotkliwie odczuwają samotność w tłumie. Teoretycznie wszystko się zgadza: są związki, stabilna sytuacja zawodowa. Tylko gdy przyjrzymy się z bliska ,widać wyraźnie, że coś zgrzyta. Postaci łączy poczucie klęski, niemożność przeżywania życia w pełni i chęć ucieczki do lepszego świata.

Na tom składa się 17 opowiadań, opublikowanych przez autora w latach 80. i 90., które dopiero teraz zostały wydane w Polsce. Otwiera go „Ptak nakręcacz i wtorkowe kobiety” - tekst, który stał się inspiracją do napisania powieści „Kronika ptaka nakręcacza”. Część tekstów wydaje się być właśnie szkicami, które pisarz wykorzystał w późniejszej twórczości. Na kartach książki spotykamy całą galerię barwnych postaci. Jest kobieta, która nigdy nie śpi, student koszący trawniki, wielbiciel kangurów. Są to zwykli ludzie, mocno osadzeni w codziennym życiu, którzy nagle, za sprawą dziwnych okoliczności zostali postawieni w surrealistycznych sytuacjach. Reagują na nie z obojętnością, bo wszystko zostało już ustalone, a oni nie mają na to wpływu. Jeden z bohaterów mówi: „Możesz się wściekać, ile chcesz, ale nic nie poradzisz na to, na co nic nie poradzisz”. Oni rzeczywiście się nie wściekają, ze spokojem przyjmują wszystkie niespodziewane „zwroty akcji”.

Murakami, podobnie, jak w poprzednich utworach, doskonale łączy świat Wschodu z Zachodem i popkulturę z kulturą wysoką. Płynnie porusza się też pomiędzy światem realnym, a fantasmagorią. Urywa wątki, miesza gatunki, tylko po to, by w kolejnym zdaniu wszystko brutalnie sprowadzić na ziemię. Wydaje się, że wyobraźnia autora nie zna granic, a niektóre wizje są efektem narkotycznego transu.

„Zniknięcie słonia” było moim powrotem do prozy Japończyka po dłuższej przerwie. Muszę przyznać, że był to powrót udany. Co prawda niektóre wątki niebezpiecznie ocierają się o banał, niektóre zaś są „odjechane na maksa”. Stwierdzam jednak, że twórczość Murakamiego dawkowana w odpowiedni sposób bardzo pobudza wyobraźnię i literacki apetyt.

Ocena: 7/10
H. Murakami, „Zniknięcie słonia”, Muza 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz