sobota, 8 lutego 2014

Miasto zbuntowane

Moda na Nowy Jork trwa w najlepsze. W ostatnim czasie, w bardzo krótkim odstępie na naszym rynku ukazały się trzy publikacje na jego temat. 

Jako, że i moja fascynacja tą metropolią nie słabnie, po „Nowym Jorku” Magdaleny Rittenhouse, postanowiłam wziąć na tapetę „Nowy Jork zbuntowany. Miasto w czasach prohibicji, jazzu i gangsterów” Ewy Winnickiej. 

Jest to kolejna w serii, pięknie wydana przez PWN książka, opisująca dzieje miast, w okresie XX - lecia międzywojennego.


Epoka Międzywojnia to niezwykle barwny, dynamiczny okres w historii rozwoju miast. Szybko rozwijały się przemysł i gospodarka, ale przede wszystkim rozkwitała kultura, sztuka, a co za tym idzie również życie towarzyskie. Bogactwo i różnorodność epoki sprawia, że chętnie pochylają się nad nią badacze. Na tym także wydaje się opierać pomysł serii. Po Paryżu i Berlinie przyszła pora na Nowy Jork.


Autorka rozpoczyna swoją opowieść od przedstawienia historii narodzin tej wyjątkowej aglomeracji miejskiej. Przytacza dość powszechnie znane fakty, o których można przeczytać również w książce Rittenhouse. Później skupia się jednak na wprowadzeniu poprawki XVIII do konstytucji, czyli ustawy prohibicyjnej, która w założeniu miała uczynić ze Stanów „suchy” kraj. Regulacja mająca umoralnić państwo, natychmiast po wejściu w życie, przyczyniła się do gwałtownego rozwoju przestępczości, nielegalnego handlu i podziału społeczeństwa na „suchych” i „mokrych”. Kreatywność mieszkańców Nowego Jorku w obchodzeniu uciążliwych przepisów nie znała granic, a spożycie alkoholu wzrosło kilkukrotnie. Picie stało się wręcz modne, było wyrazem buntu przeciwko opresji. W takiej atmosferze cieplarniane warunku do rozwoju zyskały gangi, które zaczęły działać  na niespotykaną dotąd skalę.

 Tuż obok, niezależnie od restrykcyjnego prawa dokonywała się rewolucja obyczajowa. Przede wszystkim dotyczyła ona kobiet, które wraz z uzyskaniem praw do głosowania, zaczęły pozwalać sobie swobodne zachowanie i zmianę ubioru w sferze publicznej. Nie trzeba dodawać, że rozluźnienie obyczajów dotyczyło zwłaszcza sfery kontaktów damsko – męskich i nieskrępowanego korzystania z używek, dotąd zarezerwowanych wyłącznie dla mężczyzn. Stale rozwijający się przemysł i rosnąca powierzchnia miasta sprawiły, że nieustannie przybywały do niego rzesze imigrantów, w nadziei na poprawę warunków życia. Wśród nich byli także intelektualiści, pisarze, artyści, m.in.: Francis Scott Fitzgerald, Sinclair Lewis, Duke Elington. Rozkwitały również teatr i rewia.

Zbuntowane pokolenie wciąż szukało nowych środków wyrazu. Idealnie do tego nadawała się muzyka. Po wprowadzaniu prohibicji rozrywkę w klubach i barach zapewnić miały zespoły muzyczne. Właściciele restauracji poszukiwali nowych twarzy, które swoim talentem przyciągną klientów. Z kolei wszyscy, marzący o światowej karierze muzycy kierowali swe kroki na legendarną dziś Tin Pan Alley, gdzie swe siedziby mieli producenci muzyczni. Można powiedzieć, że zakaz spożywania alkoholu paradoksalnie przyczynił się do rozwoju jazzu. O tej muzyce i jej największych gwiazdach również przeczytamy w książce Ewy Winnickiej.

Niewielka odległość czasowa pomiędzy nowojorskimi lekturami skłania mnie do mimowolnych porównań. Zdaje sobie przy tym sprawę z pewnej niesprawiedliwości takiego działania, gdyż oczywiście dostrzegam różnicę w założeniach obu publikacji. W „Nowym Jorku” Magdalena Rittenhouse starała się zbadać serce i odkryć duszę miasta. Jej opowieść miała bardzo indywidualny i emocjonalny ton. Mimo wykorzystania równie bogatego materiału źródłowego, starannego wydania „Nowy Jork zbuntowany” ma jednak dużo bardziej encyklopedyczny charakter. Zdecydowanie brakuje tu dodatkowego „smaczku”, który decyduje o tym, że książkę połyka się natychmiast, a nie tylko czyta.

Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z Nowym Jorkiem, lub jesteście zafascynowani epoką  tekst Winnickiej będzie w pełni zadowalający. Jeśli natomiast chcecie odkryć coś więcej i ciekawi was, „co jest w środku”, wybierzcie pierwszą pozycję. Być może błędem było czytanie po sobie obu pozycji. Być może moja ocena po ich przeczytaniu w innej rozpiętości czasowej różniłaby się znacznie od tej. Jednak w zaistniałych okolicznościach, muszę przyznać, że dla mnie niekwestionowanym zwycięzcą nowojorskiego „pojedynku” jest „Nowy Jork”, widziany oczami Magdaleny Rittenhouse.

Ocena: 6/10
E. Winnicka we współpracy z M. Demczuk, „Nowy Jork zbuntowany. Miasto w czasach prohibicji, jazzu i gangsterów”, Wydawnictwo PWN 2013.
*Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa PWN http://www.dwpwn.pl/

1 komentarz: