czwartek, 5 lutego 2015

(Nie) wesoła dziewczyna

Lena Dunham po emisji serialu „Dziewczyny”, którego jest autorką, została okrzyknięta głosem pokolenia i damskim odpowiednikiem Woody’ego Allena. Idąc za ciosem, na fali sukcesu postanowiła wydać książkę. „Nie taka dziewczyna” – zbiór autobiograficznych felietonów właśnie ukazał się na polskim rynku. 


Oczekiwania i nadzieje wobec przedsięwzięcia były ogromne, o czym dobitnie świadczy suma 3,7 miliona dolarów zaliczki wypłacona autorce przez wydawnictwo Random House. Ci, którzy po lekturze tego drogocennego dzieła spodziewają się objawienia nieprzeciętnego literackiego talentu, doznają srogiego zawodu. Okazuje się bowiem, że w znacznej mierze refleksje Dunham, nie są warte przysłowiowego funta kłaków.


Serial „Dziewczyny”, który przyniósł autorce sławę i pieniądze w założeniu miał być odpowiedzią i przeciwwagą dla kultowego, w pewnych kręgach „Seksu w wielkim mieście”, opowiada o grupie dwudziestokilkulatków z Brooklynu, ich zmaganiach z codziennością i próbach stworzenia związków idealnych. Od wymienionego wyżej poprzednika różni go w zasadzie wszystko. Tutaj zamiast szpilek od Blahnika nosi się trampki, na życie zarabia mało ekscytującą i wymagającą intelektualnie pracą kelnerki, ciałom bohaterek i ich partnerom daleko do ideału, a czasami po prostu nie mają z czego zapłacić czynszu. Ta przyziemność i zwyczajność postaci w dużej mierze zdecydowała o sukcesie serialu. Ponadto Dunham już w pierwszym odcinku głosem granej przez siebie Hannach stwierdziła samozwańczo, że „zamierza być głosem swojego pokolenia, a przynajmniej jakimś głosem jakiegoś pokolenia”. Reakcja na serial sprawiła, że autorka naprawdę uwierzyła w te słowa i, jak widać konsekwentnie, (ze szkodą dla czytelników) realizuje swoją „misję”.

Uczciwie przyznaje, że nie jestem fanką „Dziewczyn”, owszem obejrzałam wszystkie sezony serialu, ale efektu wow zdecydowanie nie było, w związku z tym nie dołączyłam do licznego grona wyznawczyń Leny. Po książkę sięgnęłam z ciekawości, chcąc sprawdzić, czy ta „Dziewczyna” faktycznie jest tak zabawna, autoironiczna i inteligentna na jaką wykreowały ją media. Po lekturze nie spodziewałam się oczywiście wybitnego dzieła o wysokiej wartości merytorycznej, oczekiwałam raczej przyjemnej rozrywki i dużej dawki oczyszczającego śmiechu. Niestety, moje rozczarowanie rosło z każdą przeczytaną stroną. Zamiast radości szybko pojawiła się irytacja i znużenie, które nie opuściły mnie do samego końca czytania tekstu.

Dunham na początku książki zapewnia, że napisała książkę dla kobiet, po to, „by pomóc im wykonać choć jedno parszywe zadanie, albo uratować je przed stosunkiem w trakcie którego będą się bały zdjąć trampki (…). Nie dajcie się jednak zwieść tej pozornej misyjności i wpływu tekstu na życie kobiet. Lena napisała tę książkę dla siebie, dla potwierdzenia przekonania o swojej wyjątkowości i niebagatelnego zysku. Głównym punktem rozważań autorki jest ona sama i jej wydumane problemy.
Jako wychowana na Manhattanie córka znanych rodziców – fotografki i malarza, od dziecka obracała się kręgu nowojorskiej bohemy artystycznej. Miała niewielki kontakt z tzw. zwykłym życiem i dużo czasu na „poszukiwanie siebie” i rozważania o sensie życia.

W związku z niezachwianym przekonaniem o własnej wyjątkowości i błyskotliwości sądów bez skrępowania dzieli się z czytelnikami swoimi fobiami i lękami, które regularnie analizuje na kozetce u psychoanalityka, opisuje pierwsze doświadczenia seksualne, bóle miesiączkowe, problemy ginekologiczne. Oczywiście nie zostają nam oszczędzone wyznania o nieudanych relacjach damsko – męskich, zaburzeniach odżywiania i stosunku do diet (kilkanaście stron). Gdyby nadal było wam mało wiedzy o Lenie, możecie przeczytać o zawartości jej torebki lub niesmaczną historię, o tym, że jako dziecko obejrzała krocze siostry… Ekshibicjonizm i szczerość są tu posunięte do granic absurdu. Zamiast przełamywać tabu jedynie męczą i irytują do granic. Narcyzm autorki jest nie do zniesienia, inni ludzie w jej opowieściach pojawiają się dla zasady, Lena nie poświęca im uwagi, co czyni całość gadaniną bez sensu. Oczywiście opowiada o wszystkim z ironią, ma ogromny dystans do swojego ciała, które nie ma wzorcowych wymiarów, co dodaje jej swojskości i przysparza wielbicielek, ale to jedyne zalety tekstu.

W czasach nadmiaru informacji, gdy wszystko jest na sprzedaż, sprawdza się zasada mniej znaczy więcej. Wyznania Dunham nie robią wrażenia i odnoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Książka reklamowana jest hasłem „Młoda kobieta, o tym, czego nauczyło ją życie”. Cóż, można odnieść wrażenie, że Dunham nie była zbyt pilną uczennicą, zanim wyda kolejną książkę powinna sporo nadrobić, czytelnicy natomiast nie powinni nabierać się na status serialowej gwiazdy, zanim po raz kolejny pobiegną do księgarni i dadzą się nabrać na marketingowo wykreowaną błyskotliwość.

Ocena: 5/10
L.Dunham, „Nie taka dziewczyna”, Wydawnictwo Czarne 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz