Sarah M. Broom z topograficzną precyzją odtwarza historię swojej wielopokoleniowej rodziny i żółtego domu - miejsca, w którym się wychowała. Kreśli też surowy portret Nowego Orleanu. Znacznie odbiegający od powszechnych wyobrażeń na temat tego miasta. Porywająca lektura.
Bardzo chętnie sięgam po sagi rodzinne, autobiograficzne i biograficzne opowieści. Jednak ta konkretna początkowo umknęła mojej uwadze. Mam wrażenie, że przeczytałam ją na szarym końcu, kiedy zrobili to już wszyscy. Większość zdążyła się już również wypowiedzieć na jej temat. Mimo to, cieszę się, trafiła w końcu w moje ręce. Dzięki temu, nie ominęło mnie poruszające czytelnicze przeżycie.
Broom opisuje dzieje rodziny z perspektywy kobiet, które całe życie musiały walczyć o przetrwanie, a ich głównym pragnieniem było posiadanie własnego miejsca na ziemi. Udało się to dopiero jej matce - Ivory Mae.
Sarah jest najmłodszą z dwanaściorga rodzeństwa. Jej matka dwukrotnie wychodziła za mąż. Pierwszy raz, w bardzo młodym wieku, tuż po ukończeniu ósmej klasy. Ze związku z Webbem miała dwoje dzieci - chłopców: Eddiego i Michaela. Drugi mąż, ojciec Sary - Simon Broom miał z kolei dwie córki z poprzedniego małżeństwa. Od początku tworzyli więc rodzinę patchworkową. Niestety, Simon zmarł w wyniku wylewu, tuż po narodzinach Sarah.
Różnice wieku między rodzeństwem były tak duże, że Sarah miała problemy z odnalezieniem swojego miejsca w rodzinie, nawiązaniem relacji z rodzeństwem. Historia rodziny sprzed jej narodzin, zwłaszcza postać ojca, którego nie zdążyła poznać, była dla niej zagadką. Poznawała wszystko na podstawie relacji pozostałych współmieszkańców żółtego domu. Ci jednak nie byli zbyt skorzy do mówienia. Dzieciństwo upłynęło jej więc w dużej mierze na walce o akceptacje ze strony rodzeństwa i uwagę matki. Całe rodzeństwo dotknął również problem segregacji rasowej w szkole i podziałów klasowych wśród rówieśników.
Wymarzony żółty dom stał się własnością Ivory Mae w 1961 roku. Był to typ domu-wielbłąda: podłużny, parterowy, z frontem skierowanym do ulicy. Znajdował się na przedmieściach Nowego Orleanu. Obszar New Orleans East, według władz miał być kurą znoszącą miastu w przyszłości złote jaja. Tak naprawdę osiedle znajdowało się na \osuszonych, bagnistych terenach. Lokalizacja ta w ogóle nie była atrakcyjna dla białej części społeczeństwa.
Remont domu zakończył się w 1964 roku. Z powodu braku funduszy nie udało się dokończyć wszystkiego. Mnóstwo było prowizorycznych rozwiązań i niedoróbek. Ivory Mae lubiła ładne przedmioty i starała się nimi otaczać, tak by stworzyć rodzinie przytulne, ciepłe miejsce. To jednak nie wystarczyło, by wszyscy faktycznie poczuli się tam, jak u siebie. Po śmierci Simona dom systematycznie przeistaczał się w wymagającą ciągłych napraw i remontów ruderę. Ivory Mae nie była w stanie sprostać jego stale rosnącym potrzebom.
W ten sposób upragnione miejsce na ziemi stało się powodem do wstydu. Rodzina nie zapraszała do siebie nikogo spoza swojego kręgu. Tworzyli własny mikrokosmos, w którym mogli liczyć wyłącznie na siebie i okolicznych sąsiadów. którzy znali prawdziwe warunki ich życia. Izolowali się wbrew swojej naturze i potrzebom. Wszystko dlatego, ze na zewnątrz prezentowali zupełnie inny obraz siebie. Rodzeństwo zawsze chodziło dumnie wyprostowane, porządnie, schludnie ubrane, czyste i ufryzowane zgodnie z normami i modami. Dopiero wnętrze domu pokazywało ich prawdziwą sytuację. Do jej ujawniania nie chcieli dopuścić.
Mimo różnych przeciwności dom trwał, a starsze rodzeństwo Sary często zatrzymywało się w nim na dłużej, w wyniku różnych zawirowań życiowych. Do czasu. W 2005 roku Nowy Orlean nawiedziła "wielka woda" w postaci huraganu Katrina. Żółty dom przestał istnieć, cała rodzina w jednej chwili, podobnie, jak setki tysięcy innych mieszkańców Nowego Orleanu straciła dach nad głową.
Żółty dom jest też w dużej mierze portretem miasta. Nowy Orlean widziany oczami Broom, jawi się jako skorumpowane, pełne przemocy i bezprawia miasto, w którym kwitnie bieda i podziały społeczne. Obraz ten pogarsza się jeszcze po przejściu huraganu. Wtedy zaczyna panować totalny chaos, uderza bezradność władz i bezsilność ludzi.
Broom doskonale miesza style i łączy gatunki. Autobiografia i biografia łączy się tu z reportażem i publicystyką. Epicki rozmach z dokumentalną szczegółowością. O Nowym Orleanie pisze konkretnie i rzeczowo, o ludzkiej tragedii po przejściu huraganu Katrina - bez szukania taniej sensacji i prób wymuszenia na czytelnikach emocji. O rodzinie - szczerze, z dużą świadomością, zdobytym przez lata dystansem, bez lukru i prób zamiatania pod dywan tego, co było trudne. Trzeźwe spojrzenie łączy się tu z czułością, a słowna precyzja z metaforami i miejscami poetyckim językiem.
Duża bliska rodzina jest jak ameba. By się oddzielić od jej pełzającego ciała, trzeba je rozerwać. Czy autorce się to udało? Przekonajcie się sami. Warto, bo Żółty dom to również uniwersalna opowieść o świecie świadomych swojego losu kobiet, które tworzą wspólnotę i wspierają się wzajemnie.
Żółty dom S.M. Broom, tł. Ł.Błaszczyk, Wydawnictwo Agora 2020.
*Dziękuję Wydawnictwu Agora za przekazanie egzemplarza do recenzji.
*Cytowany fragment pochodzi z omawianej książki.
Świetnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń