niedziela, 28 lipca 2019

Lektury wakacyjne, część 4 – Trzy razy o świcie Alessandro Baricco


Trzy razy o świcie to zdecydowanie najcieńsza z moich dotychczasowych wakacyjnych lektur. Ma zaledwie 110 stron. Jednocześnie jest to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam tego lata.

Trafiła w moje ręce nieco przez przypadek. Skuszona promocyjną ceną, postanowiłam dorzucić ją do wirtualnego koszyka w księgarni. Jak bowiem powszechnie wiadomo, nie istnieje pojęcie: za dużo książek, jest tylko za mało miejsca na półkach J Na szczęście okazało się, że zachłanność czasem popłaca, bo był to bardzo dobry wybór.

Zamiast streszczenia fabuły, tym razem cytat:

Książka ta przedstawia historię prawdopodobną, która jednak nie mogłaby się wydarzyć w rzeczywistości. Opowiada bowiem o dwóch osobach, które spotykają się trzykrotnie, lecz za każdym razem jest to spotkanie wyjątkowe, pierwsze i zarazem ostatnie. Mają taką możliwość, ponieważ żyją w innym Czasie, którego na darmo szukać w naszej codzienności. Czas ten wypełniają opowieści, które są ich wielkim przywilejem.*

Tych dwoje to: Mary Ho Pearson i Malcolm Webster.

Minimalistyczna, nasycona emocjami proza o sprawach istotnych: przeznaczeniu, nieodwracalności wyborów życiowych, straconych szansach, złudzeniach. Mimo niepozornych rozmiarów jest to niezwykle treściwa książka. Mnóstwo tu życiowej mądrości, trafnych, choć bolesnych refleksji, smutku, melancholii. Do tego świetne dialogi i ciekawie prowadzona narracja. Czego chcieć więcej? Nieco surrealistyczne, acz bardzo przyjemne i ważne doświadczenie czytelnicze. Na zakończenie, jeszcze jeden cytat na zachętę:

No dobrze, nie ma w tym nic nadzwyczajnego, on jest mężczyzną mojego życia, a ja kobietą jego życia ,ot co, tyle że nigdy nie udało nam się żyć razem. (…)Nie jest powiedziane, że jeśli naprawdę kogoś kochasz, i to bardzo, najlepszym rozwiązaniem jest wspólne życie.*

A.Baricco, Trzy razy o świcie, tł. L. Rodziewicz-Doktór, Wydawnictwo Sonia Draga 2019.
* Wszystkie cytaty pochodzą z omawianego tekstu.



piątek, 26 lipca 2019

Lektury wakacyjne, część 3 – Pamiętnik księgarza Shaun Bythell


Po serii lektur o sprawach ostatecznych: śmierci, przemijaniu, cierpieniu samotności i trudnych: dysfunkcyjnych rodzinach, nakazałam sobie przeczytanie czegoś z kategorii: "lekkie, łatwe i przyjemne", do tego najlepiej zabawne. Tak oto w moje ręce trafił Pamiętnik księgarza. Czy był to dobry wybór? Niekoniecznie.

Z racji wykształcenia i zainteresowań tzw. książki o książkach zawsze budziły moją radość. Choć w pewnym momencie przestałam po nie sięgać, bo poczułam przesyt tematem, to jednak wciąż zdarza się, że widząc nowy tytuł z tej kategorii nie mogę się oprzeć lekturze. Zwłaszcza, jeśli okładka obiecuje rzecz przezabawną, ciepłą i gwarantuje parsknięcia śmiechem. Czuje wtedy natychmiastową potrzebę zweryfikowania tych opinii.

Szkot Shaun Bythell prowadzi antykwariat w małym, sennym miasteczku – Wigtown. Zatrudnia ekscentrycznych pracowników, wśród nich -  Nicky, która żywi się jedzeniem znalezionym w śmietniku przy supermarkecie i usilnie stara się przekonać do tego swojego szefa. Sklep odwiedzają równie specyficzni klienci. Sam Shaun, żyje w związku na odległość z Anną, swój czas wolny spędza najczęściej na łowieniu ryb, spotkaniach z przyjaciółmi w lokalnym pubie i oczywiście czytaniu książek.

W codziennych zapiskach opisuje swoją pracę: kontakty z uciążliwymi klientami, trudności związane ze sprzedażą internetową, kupowanie księgozbiorów po zmarłych i wszystkich, którzy z różnych przyczyn chcą się pozbyć swoich książek. Dużo czasu poświęca również na organizowanie działań stworzonego przez siebie Klubu Przypadkowej Książki i lokalnego festiwalu literackiego, który z czasem zyskał rozgłos i uznanie na świecie. Jest też oczywiście dużo narzekań na wciąż za małą sprzedaż i niezadowalające dochody.

Owszem, jest w tej książce sporo sarkazmu i ironii, ale zamiast spontanicznych wybuchów śmiechu i obiecanych parsknięć, towarzyszył mi jedynie delikatny półuśmiech, od czasu do czasu. Całość, rozciągnięta niepotrzebnie na 380 stronach jest dość monotonna i po prostu nudna. Dla ludzi związanych zawodowo z książką z pewnością nie ma tu nic odkrywczego. Może być interesująca tylko dla tych, którzy lubią czytać i zawsze chcieli pracować wśród książek. W dodatku tekst raczej utrwala stereotypy dotyczące zawodu i wizerunku księgarza, niż przedstawia go w nowym świetle. Najciekawsze dla mnie były cytaty z książki Bookshop Memories Georga Orwella, umieszczone na początku każdego rozdziału.

Jeśli możecie kupić tylko jedną książkę w miesiącu, macie mało czasu na lekturę lub mało miejsca w walizce, dokonajcie innego wyboru czytelniczego. Pamiętnik księgarza nie jest złą książką, ale raczej szkoda na nią czasu i pieniędzy. Ja po odwiedzinach w dziale: „lekkie, łatwe i przyjemne”, z radością wracam do mojego ulubionego : „lektury trudne i przygnębiające”. Postępowanie wbrew naturze, zwłaszcza na wakacjach się nie opłaca J

S.Bythell, Pamiętnik księgarza, tł. D. Malina, Wydawnictwo Insignis 2019.

sobota, 20 lipca 2019

Lektury wakacyjne, część 2 – Dokąd odchodzą parasolki Afonso Cruz


Potrzebowałam grubej, smutnej powieści. Takiej, która pochłonie mnie bez reszty i pozwoli nie myśleć o niczym innym. Dokąd odchodzą parasolki, wydawała się idealnie spełniać wszystkie kryteria.

Do sięgnięcia po tę powieść zachęciło mnie polecenie Oli z Parapetu Literackiego, która uznała ją za jedną z najlepszych książek ubiegłego roku. Gdy wreszcie otrzymałam ją w prezencie, nie mogłam doczekać się lektury. Z uwagi na dużą objętość (600 stron), postanowiłam odłożyć ją jednak na wakacje, kiedy będę miała więcej czasu.

Życie twórcy dywanów -  Fazala Elahiego to swoiste ćwiczenia z utraty: najpierw opuszcza go żona, krótko po tym w tragicznych okolicznościach umiera jego mały syn. Zostają mu jedynie zrzędliwa siostra – Amina oraz niemy kuzyn o nadprzyrodzonych zdolnościach – Badini. Pogrążony w rozpaczy Elahi usiłuje na nowo znaleźć sens życia. Gdy wydaje się, że wyszedł na prostą, los ponownie wystawia gorliwego muzułmanina na próbę.

Baśniowa powieść, zanurzona w świecie Orientu początkowo urzeka. Mnóstwo tu melancholii, alegorii, realizmu magicznego. Niestety w miarę rozwoju fabuły nasila się atmosfera religijnego wzmożenia i  pseudo duchowego natchnienia, które niebezpiecznie ociera się o kicz i banał. To drażni, a rozciągnięte na sześciuset stronach zwyczajnie męczy. Zakończenie całości mnie osobiście nieco rozczarowało.

Jeśli lubicie opasłe, smutne powieści, bez happy endu, a do tego jesteście zagorzałymi fanami Orientu i wszystkiego, co się z nim wiąże, z całą pewnością będzie to coś dla was. Moje oczekiwania wobec tej książki były dużo większe i ogólnie rzecz biorąc jestem zawiedziona po lekturze.


A.Cruz, Dokąd odchodzą parasolki, tł. W. Charchalis, Wydawnictwo Rebis 2018.



poniedziałek, 15 lipca 2019

Lektury wakacyjne, część 1 – Współczesna rodzina Helga Flatland


Połowa lipca już za nami, a za mną pierwsza część urlopu. Doszłam do wniosku, że jest to dobry moment, żeby podzielić się wrażeniami z lektur, które spakowałam do walizki i tych, które po prostu uda mi się przeczytać w lecie. Nie będą to pełnowymiarowe recenzje, a krótkie notatki, w których skupię się na przemyśleniach i emocjach, które we mnie wzbudziły, bądź nie.

Coraz ciekawiej prezentuje się oferta Wydawnictwa Poznańskiego. Moje szczególne zainteresowanie wzbudziła Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich. Przeczytanie Współczesnej rodziny, planowałam od momentu jej pojawienia się na rynku. Mimo że książkę otrzymałam wcześniej w prezencie, lekturę świadomie odłożyłam na wakacje. Czy był to dobry wybór? Raczej tak.

Spokojna, niewinna sytuacja – rodzinny urlop z okazji 70. urodzin ojca – Sverrego zmienia się, gdy rodzice postanawiają ogłosić trójce swoich dzieci, że postanowili się rozstać po czterdziestu latach małżeństwa. Liv, Ellen i Hakon w jednej chwili muszą odnaleźć się w nowej sytuacji, porzucić wszystkie dotychczasowe wyobrażenia o domu rodzinnym, spojrzeć prawdzie w oczy i zmierzyć się z nie zawsze wygodnymi faktami.

Pozornie, otwarta, tolerancyjna, zżyta ze sobą emocjonalnie rodzina w miarę rozwoju fabuły okazuje się być konserwatywna i zwichrowana, jak wiele innych.

Autorka zastosowała ciekawy zabieg narracyjny – o tych samych wydarzeniach opowiada oddzielnie każdy z rodzeństwa. Ta wielogłosowość doskonale pokazuje, jak bardzo różnie pamiętamy i przeżywamy te same zdarzenia, nawet wychowując się w jednym domu.

Rzecz o tym, że nasze wyobrażenia o nas samych i rodzinie, w której dorastamy z reguły mocno rozmijają się z rzeczywistością. Uświadomienie sobie tego jest bolesnym procesem. O nieumiejętności odcięcia pępowiny i niemożności oderwania się od korzeni. O tym, że nie ma rodzin idealnych i bezproblemowych, wystarczy zajrzeć pod podszewkę. O presji społecznej i emocjonalnej wywieranej na kobietach nieposiadających dziecka i wreszcie o problemie bezpłodności, z którym boryka się coraz więcej par.

Powieść „bez akcji”, oparta na dialogu, ze szczegółowymi portretami psychologicznymi bohaterów. Dla wielbicieli powolnych narracji, lubujących się w odkrywaniu krajobrazu emocjonalnego postaci, bądź tych, którym bliski jest szeroko pojęty temat dysfunkcyjnej rodziny. Ostrzegam, że niecierpliwi mogą mieć problem z doczytaniem powieści do końca. Niemniej jednak polecam i jeszcze tego lata planuje sięgnąć po kolejne tytuły serii skandynawskiej.

H. Flatland, Współczesna rodzina, tł. K.Drozdowska. Wydawnictwo Poznańskie 2019.