poniedziałek, 28 września 2020

Dziennik hipopotama - Krzysztof Varga

 

Dziennik hipopotama to solidnie napisany tom. Stworzony zgodnie z zasadami i nawiązujący do najlepszych wzorców gatunku. Bez wstydu może stać na półce obok Dzienników Pilcha. 
 
Obwoluta tej książki jest straszna, zniechęca do lektury. Brzmi, jak ostrzeżenie: nieupoważnionym wstęp wzbroniony, otwierasz na własną odpowiedzialność lub ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją. Biorąc pod uwagę treść, nie jest to zamysł całkowicie bezzasadny. Tylko, dlaczego tak topornie wykonany?

Dla stałych czytelników felietonów Vargi, publikowanych w Dużym Formacie treść ani ton Dziennika nie będą zaskoczeniem. Autor skupia się w nim przede wszystkim na tym, na czym zna i w czym czuje się najlepiej, czyli: kulturze. Dużo pisze o filmach, serialach, literaturze. Oczywiście daje upust swoim obsesjom na punkcie kościoła katolickiego i polskiego patriotyzmu,wspomina o polityce.  
 
Początkowe wpisy mają objętościowy rozmach felietonów i są napisane w tym stylu.
Całość zapisu obejmuje dwa ostatnie lata: od 2018 do marca tego roku.

Varga nie bierze jeńców. Dostaje się tu absolutnie wszystkim. Kolegom po piórze: (Stasiukowi - za występ u Wojewódzkiego, Twardochowi - za całokształt), twórcom produktów książkopodobnch (Mrozowi i Lipińskiej) za psucie rynku, byłym przyjaciółkom ( Plebanek) za tworzenie sztucznego publicznego wizerunku. Działy promocji wydawnictw wydają duże pieniądze na promowanie chłamu, recenzenci i blogerzy zajmują się wyłącznie robieniem selfie z książkami,tworząc przy okazji kółko wzajemnej adoracji. Ostrze krytyki nie ominęło również festiwali literackich i spotkań autorskich, na które oczywiście sam autor często i ochoczo jeździ. Czytelnicy dokonują złych wyborów, politycy są źli i zepsuci. Jeśli zastanawiają się Państwo, czy według Vargi w ogóle coś jeszcze ma sens? Odpowiadam - tak, wyłącznie czytanie, oglądanie i słuchanie klasyków.

Dziennik hipopotama podczas lektury często denerwuje, męczy, irytuje, drażni. Varga marudzi, narzeka,zrzędzi, jest złośliwy, cyniczny, ironiczny, niesprawiedliwy. Bywa fałszywy, a nawet pogardliwy. Co chwila ma się ochotę z nim kłócić, nie zgadzać, polemizować. Na szczęście równie często chce się śmiać.

Perturbacje i trzęsienia ziemi w życiu prywatnym sprawiają, że niespodziewanie  pisarz porzuca na chwilę twarz naczelnego ironisty. W jego zapisach pojawiają się smutek, melancholia, strach przed przemijaniem, niepewność. 

W prawie wszystkich recenzjach pojawiają się zarzuty, o których piszę powyżej. I przynajmniej częściowo można je uznać za zasadne. Pytanie tylko brzmi: jaki sens ma pisanie grzecznych, neutralnych dzienników, które nikogo nie obchodzą? Dziennik hipopotama jest dokładnie taki, jaki powinien być każdy opublikowany przez jakiegokolwiek twórcę dziennik: wywołuje emocje, pobudza do samodzielnego myślenia i refleksji.

Można Vargi nie czytać, można się z nim nie zgadzać i nie ma żadnego obowiązku recenzowania jego twórczości. Jeśli już jednak się Go czyta i recenzuje, to nie sposób nie zauważyć, że jego spostrzeżenia często są trafne i po prostu ma rację. Jako jeden z nielicznych w swoim środowisku ma odwagę mówić bez ogródek to, o czym inni dla wygody wolą dyplomatycznie milczeć.

Ośmielam się stwierdzić, że od czasu Dziennika Pilcha, żaden współczesny polski pisarz, nie opublikował lepszego, niż Dziennik hipopotama Vargi. Obawiam się, że długo to nie nastąpi.

K.Varga, Dziennik hipopotama, Wydawnictwo Iskry 2020.
*Dziękuję Wydawnictwu Iskry za przekazanie egzemplarza do recenzji.



wtorek, 8 września 2020

Jesień – Ali Smith

 


To powieść idealna na nadchodzącą porę roku: melancholijna, oniryczna, a jednocześnie dająca nadzieję.

Ali Smith jest uznawana za najwybitniejszą współczesną szkocką pisarkę  Wielokrotnie nagradzana i nominowana do najbardziej prestiżowych nagród, w tym czterokrotnie do Nagrody Bookera. Ma bogaty dorobek literacki. Mam nadzieję, że dzięki Jesieni zdobędzie popularność i uznanie również wśród polskich czytelników.

Elisabeth Demand w dzieciństwie zaprzyjaźnia się ze swoim sąsiadem -  Danielem, który często pod nieobecność matki pełni rolę jej opiekuna. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dzieli ich ponad siedemdziesiąt lat. On wzbudza w niej pasję do historii sztuki i rozwija wyobraźnię dzięki snuciu opowieści. Samotna dziewczynka zyskuje ciekawego towarzysza rozmów, doświadczonego przewodnika po zagmatwanym świecie.

Z czasem ich kontakt się urywa. Elisabeth wraca do domu rodzinnego po latach, jako dorosła osoba, w szczególnym momencie – tuż po referendum w sprawie Brexitu. Ponad stuletni Daniel przebywa w domu opieki, znajduje się w śpiączce.

Jesień rozgrywa się w kilku planach czasowych. Elisabeth raz jest małą dziewczynką chodzącą na spacery z sąsiadem, by po chwili, na kolejnej stronie zmienić się w dorosłą kobietę, starającą się o nowy paszport. Z kolei Danielowi podczas długiego snu, raz wydaje się, że jest drzewem, innym z kolei, że już nie żyje i trafił do raju. Wspomnienia z domu rodzinnego, mieszają się z tymi o największej, nieszczęśliwej miłości. W ten sposób do fabuły zostaje wpleciona autentyczna postać – brytyjska malarka epoki pop artu -  Pauline Boty.

Te następujące po sobie w mgnieniu oka zmiany czasu sprawiają, że łatwo się w powieści zgubić i czasem trudno zorientować się, co jest teraźniejszością, co przeszłością, co snem, a co rzeczywistością. Początkowo może to sprawiać wrażenie chaosu i męczyć niektórych. Gwarantuje jednak, że z każdą kolejną stroną, ta fascynująca podróż w czasie coraz bardziej wciąga, zasysa i nie pozwala oderwać się od powieści.

Ta sprytna zabawa z czasem ma oczywiście głębszy sens i znaczenie. Smith pokazuje nam, że granice są płynne, umowne i nie mają znaczenia, bo wszystko ma swój czas.

Przez wątek Brexitu jest to też powieść niezwykle aktualna i zaangażowana społecznie. Autorka pokazuje podziały społeczne i ich skalę. Zastanawia się też nad momentem, w którym one tak naprawdę się zaczęły i do czego finalnie doprowadziły.

Największą siłą i wartością, która decyduje o tym, że Jesień jest powieścią szczególną i wyjątkową jest język, którego używa autorka. Momentami subtelny, delikatny czuły, niemal poetycki. W innych fragmentach cięty, wyrazisty, trafiający w punkt celnością spostrzeżeń. Niepozbawiony poczucia humoru (często czarnego) i ironii. W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o znakomitym przekładzie autorstwa Jerzego Kozłowskiego.

Najważniejsze, z czym zostawia nas Smith po lekturze Jesieni, to nadzieja. Powtarzające się, następujące po sobie pory roku zawsze oznaczają szansę na zmianę.

Jesień to pierwsza część tetralogii Pory roku, które mają ukazywać się w Polsce zgodnie z kalendarzem. Jeśli kolejne tomy będą tak dobre, jak ten pierwszy, oznacza to początek fantastycznej literackiej przygody, której dalszego ciągu nie mogę się już doczekać.

Jesień, A. Smith, tł. J.Kozłowski, Wydawnictwo W.A.B. 2020.

*Dziękuję Wydawnictwu W.A.B. za przekazanie egzemplarza do recenzji.