Juliusz
Machulski jest jednym z najbardziej znanych polskich reżyserów. Albercik,
Kwinto, czy Kiler to tylko niektóre z barwnej galerii postaci, które udało mu
się stworzyć i na trwałe wprowadzić do popkultury.
Muszę przyznać, że nie jestem fanką jego dwóch ostatnich filmów, ale z dużą ciekawością przyjęłam informację o pojawieniu się na rynku książki „Hitman”, gdzie reżyser pokazuje nieznaną dotąd szerszym kręgom twarz felietonisty.
Na wstępie pragnę uspokoić wszystkich, obawiających się, że jest to kolejny nieudany twór książkowy służący jedynie powiększeniu stanu konta twórcy. Otóż w zalewie złych książek różnej maści celebrytów i aktorów, ta jest prawdziwą perełką i warto czym prędzej wyłowić ją z księgarskiej półki.
Muszę przyznać, że nie jestem fanką jego dwóch ostatnich filmów, ale z dużą ciekawością przyjęłam informację o pojawieniu się na rynku książki „Hitman”, gdzie reżyser pokazuje nieznaną dotąd szerszym kręgom twarz felietonisty.
Na wstępie pragnę uspokoić wszystkich, obawiających się, że jest to kolejny nieudany twór książkowy służący jedynie powiększeniu stanu konta twórcy. Otóż w zalewie złych książek różnej maści celebrytów i aktorów, ta jest prawdziwą perełką i warto czym prędzej wyłowić ją z księgarskiej półki.
Większość felietonów
zebranych w książce została opublikowana w nieistniejącym już, niestety,
miesięczniku „Bluszcz”. Teksty układają się w niezwykle interesującą biografię
autora. Machulski opowiada o początkach swojej fascynacji filmem, które
oczywiście miały ścisły związek ze znanymi rodzicami, Janem i Haliną, idolach
młodości, a także najpiękniejszych wakacjach dzieciństwa. Nie brakuje również
ujawniania licznych sekretów filmowo-teatralnej kuchni. Dowiadujemy się m.in.,
jak powstawały pomysły na scenariusze największych hitów („Seksmisji”,
„Vabanku”), jaka atmosfera panuje na filmowych festiwalach oraz czy Hollywood
naprawdę jest miejscem magicznym. Znajdziemy tu niejedną prywatną historię, np.
o zamiłowaniu do nauki języków obcych czy piłki nożnej. Machulski nie unika
także wyrażania krytycznych opinii na temat swojego środowiska zawodowego i
trzeba przyznać, że jest to krytyka uzasadniona.
„Hitman” urzeka
filmowym stylem opowieści. Od pierwszych zdań czuje się, że są to teksty
doświadczonego filmowca. Machulski i tutaj pokazuje, że jest biegły w budowaniu
napięcia, nagłych zwrotach akcji, a przede wszystkim celnych pointach i
doskonałych anegdotach. Choć teoretycznie można uznać, że książka jest pewnym
rodzajem autobiografii, to jednak jednoznaczna klasyfikacja jest trudna z uwagi
na to, że reżyser opowiada o swoim życiu poprzez filmy, które stworzył lub
które z innych powodów były dla niego ważne. Dlatego też zapewne bardziej właściwe
byłoby określenie filmografia. Kwestie formalnego nazewnictwa nie są tu jednak
wcale istotne, bo „Hitman” na szczęście wymyka się klasyfikacjom. Nie ma tu ani
zbyt wielu dat, ani tym bardziej klasycznego układu od do. Każdy czytelnik ma
wolne pole dla własnej interpretacji. Dla mnie jest to po prostu historia
człowieka o barwnym, obfitującym w niezwykłe spotkania życiorysie, który do
tego wszystkiego otrzymał dar opowiadania. Dzięki temu i my z dużą
przyjemnością, choćby na moment, możemy zanurzyć się w tym wielkim,
niedostępnym świecie.
Mistrzowie
dziennikarstwa mówią, że jeśli potrafisz napisać felieton, to potrafisz napisać
wszystko. Juliusz Machulski w „Hitmanie” pokazuje, że jest w stanie osiągnąć
mistrzostwo również w tej dziedzinie. Jedno jest pewne: powinien kontynuować
swoją pisarską przygodę, bo to, co już ujrzało światło dzienne, powoduje apetyt
na więcej. Pozostaje mi życzyć „Hitmanowi”, by nie znalazł się w księgarniach
pomiędzy wywiadem rzeką z Nergalem a egzystencjalnymi refleksjami Kingi Rusin.
Was natomiast z przekonaniem zapraszam do lektury.
J. Machulski, „Hitman”, Wydawnictwo Agora 2012.
* Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora http://kulturalnysklep.pl/HITMAN/pr/-hitman--juliusz-machulski.html.
Bardzo jestem łasa na książkę, i gdybym starym zwyczajem co miesiąc kupowała tak zwane książki wypłtaki, to na pewno znalazłaby się październikowym stosiku. Będę polować na nią w bibliotece za czas jakiś:)
OdpowiedzUsuń