czwartek, 1 listopada 2012

Totalne zauroczenie



Agata Tuszyńska jest specjalistką od zgłębiania biografii fascynujących postaci. Wiera Gran, Irena Krzywicka, czy Maria Wisnowska to tylko niektóre z jej „odkryć”. 

Tym razem autorka postanowiła przybliżyć, a raczej pokazać z zupełnie innej strony osobę Leopolda Tyrmanda – legendy PRL-u, który opuścił Polskę w atmosferze skandalu. „Tyrmandowie. Romans amerykański” to historia trudnej miłości mimo wszystko.


Leopold Tyrmand zapisał się w historii polskiej kultury jako autor „Dziennika 1954” oraz „Złego”. Część osób zapamiętała go jako gorliwego popularyzatora jazzu i jedną z najbarwniejszych towarzysko postaci Warszawy w latach 50. XX w. W tamtym czasie miał też zasłużoną, jak się wydaje, opinię czołowego playboya. Z czasem komunistyczne władze zaczęły robić wszystko, by zmarginalizować jego pozycję. Moment kulminacyjny nastąpił, gdy wstrzymano wydanie jego powieści „Życie towarzyskie i uczuciowe”. Wtedy właśnie Tyrmand postanowił wyemigrować do Ameryki i tam poszukać dla siebie miejsca. Zrobił to po otrzymaniu paszportu w 1966 roku.


„Tyrmandowie. Romans amerykański” to zbiór korespondencji Leopolda Tyrmanda do trzeciej żony, Mary Ellen Fox, uzupełniony intymnymi sentymentalnymi wspomnieniami wdowy po pisarzu. Początki ich związku nie należały do łatwych. Ona była 23-letnią studentką iberystyki, on 50-letnim autorem piszącym do „New Yorkera”, mającym coraz silniejszą pozycję w środowisku intelektualnym Nowego Jorku. Choć nikt nie dawał temu związkowi szans na przetrwanie, para była ze sobą 15 lat, do końca życia Tyrmanda. Doczekali się także bliźniąt.

W korespondencji czytamy m.in. o braku akceptacji matki Mary dla autora „Złego”, obserwujemy początki rodzącej się fascynacji między Mary i Leopoldem. Ona była zafascynowana jego intelektem, on dostrzegał u niej talent literacki i mobilizował do działania w tym kierunku. Wydaje się, że namiętność i głębokie uczucie, zwłaszcza ze strony Tyrmanda, pojawiły się dużo później. Niezwykle ciekawe jest odkrycie konserwatywnej twarzy twórcy, która wyłania się z tych listów. Wygłaszał on bardzo kategoryczne sądy w kwestii małżeństwa, wierności, zazdrości.

Mary po latach wspomina męża jako człowieka o wielkiej pasji, niespotykanym intelekcie. Jednocześnie potrafi z dystansem ocenić niektóre sytuacje i zachowania pisarza. Zależy jej na częściowym zburzeniu legendy TEGO Tyrmanda, odbrązowieniu go, pokazaniu prawdziwego człowieka z licznymi wadami i słabościami. Otwarcie przyznaje, że to ona napisała pierwszy list i że być może tą intensywną korespondencją przede wszystkim go uwiodła. Mówi również o tym, że już jako żona zrezygnowała z części swoich ambicji zawodowych, choć nigdy nie zrobiła tego do końca, bo przecież dyplom doktorski niczym symbol zawisł w końcu w… łazience.

Agata Tuszyńska, inaczej niż w poprzednich swoich książkach, usunęła się w cień. Wydaje się, że celowo zmarginalizowała swoją rolę, nie komentując zdarzeń. Brakuje wypowiedzi innych osób z otoczenia pary, przez co tekst sprawia wrażenie niepełnego. Obserwujemy właściwie tylko jeden punkt widzenia. Publikację można traktować jako hołd złożony dwóm artystom – Leopoldowi Tyrmandowi oraz Henrykowi Dasko, nieżyjącemu mężowi Agaty Tuszyńskiej, który przez lata prowadził archiwum Tyrmanda.

„Tyrmandowie. Romans amerykański” to z całą pewnością wartościowa publikacja. Przede wszystkim dlatego, że pokazuje najbardziej prywatne oblicze Tyrmanda i stanowi doskonałe uzupełnienie jego opublikowanych już biografii. Dodatkowym walorem są oczywiście liczne fotografie z prywatnego archiwum. Choć książka może być pewnym zaskoczeniem dla wielbicieli stylu Tuszyńskiej, należy po nią sięgnąć chociażby po to, by poszerzyć swoją wiedzę bądź zmienić poglądy na temat kultowego dla wielu osób pisarza.



Ocena 7/10
A. Tuszyńska, „Tyrmandowie. Romans amerykański”, Wydawnictwo MG 2012.
*Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MG http://www.wydawnictwomg.pl/

2 komentarze:

  1. Odkrywam powoli świat Tyrmanda, jestem coraz bardziej zauroczona, więc to pozycja dla mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie książka była wspaniałą podróżą do świata prywatnego wyjątkowego człowieka. Poznałam Tyrmanda, który podawał swoim amerykańskim przyjaciołom tyrmandówkę i bigos...

    OdpowiedzUsuń