środa, 1 stycznia 2014

Ocalić od zapomnienia

„Umarł mi. Notatnik żałoby” to najbardziej osobista książka w dorobku Ingi Iwasiów i jedna z najbardziej przejmujących spośród tych, które ukazały się w tym roku. 

Autorka opisuje swoją żałobę po nagłej śmierci ojca. Choć zapis ma charakter jednostkowy, to jednocześnie dotyczy doświadczenia uniwersalnego, które czeka każdego z nas.


Śmierć wciąż jest tematem tabu. Nie pasuje do programu pozytywnego myślenia, który często narzucamy sobie, na co dzień. Nie potrafimy rozmawiać o niej z bliskimi, nie wiemy, jak zachować się wobec kogoś, kto właśnie przeżywa stratę. Jak mantrę powtarzamy słowa: „od nagłej i niespodziewanej śmierci…” Jakichkolwiek zaklęć byśmy nie użyli, jak bardzo starali się uciec od tematu, czy też odwrotnie oswoić go, ona zawsze, jak pisze autorka: "nastaje w czasie przyszłym, niemożliwym".


Telefon o nagłej śmierci ojca, Iwasiów odebrała w pokoju hotelowym na Wybrzeżu, tuż przed galą rozdania nagród literackich. Miał to być piękny, czerwcowy dzień, pełen przyjemności i relaksu. W jednej chwili wszystkie te okoliczności przestały mieć znaczenie. Została niewypowiedziana rozpacz, pustka i przestrzeń, którą należało wypełnić mechanicznym działaniami organizacyjno – logistycznymi, pozwalającymi na niemyślenie.

Zapiski są dokonywane pospiesznie, wkrada się w nie chaos, jakby pisarka bała się, że wspomnienia wyblakną i nikt już nie będzie pamiętał pozornie nieistotnych drobiazgów. Autorka zaznacza w tekście, że nie pisze autoterapeutycznie, nie lubi osobistych „wstawek”, ale nie sposób ich uniknąć, bo skoro ojca już nie ma, ona czuje, że musi go „zachować w sobie” jeszcze mocniej.

„Umarł mi” to pełen czułości portret ojca – zegarmistrza, oddanego swojej pracy. Sceny z życia rodzinnego, pojawiają się tu w krótkich, fotograficznych kadrach. Tatulek, jak pieszczotliwie mówiła o nim Iwasiów, jawi się w nich jako uważny słuchacz, pierwszy recenzent, niepozbawiony wad i śmiesznych przyzwyczajeń wzór mężczyzny. W żadnym wypadku nie jest on postawiony na piedestale, choć trzeba przyznać, że śmierć, zwłaszcza tak nagła zostawia tylko to, co dobre.

Poza prywatnymi wspomnieniami, pisarce udało się uchwycić emocje i doświadczenia, które są wspólne i występują w każdym procesie żałoby. Wśród nich chyba jedna z najtrudniejszych do przyjęcia refleksji, mianowicie ta, że świat się nie zatrzymał zaplanowane wydarzenia biegną swoim torem, a ludzie wokół w dalszym ciągu bawią się i śmieją, choć w tej sytuacji wydaje nam się to wyjątkowo bezduszne. Iwasiów odważnie mówi też o samotności w żałobie. Choć otaczają nas bliscy, przyjaciele, na których możemy liczyć, to jednak mimo najszczerszych chęci, dobrych intencji, nie są oni w stanie zrozumieć tego, co tak naprawdę czujemy. Inni z kolei nie wiedzą, jak się zachować: pytać o samopoczucie, czy nie, wspominać, czy milczeć? Wszystko to pogłębia rozpacz i poczucie izolacji od „normalnego świata”.

Oprócz sfery emocjonalnej są też sprawy organizacyjne, związane z pochówkiem, które wymagają załatwienia, podjęcia szybkich, niełatwych w całej sytuacji decyzji. Trzeba przejść przez wszystkie etapy, nie wolno pominąć żadnego szczegółu: decyzja o rodzaju pogrzebu, wyglądzie urny, organizacji, bądź nie stypy, aż po zredagowanie nekrologu. Wszystkie te nieistotne kwestie składają się jednak na powinność wobec bliskich, której nie może dopełnić już nikt inny. Iwasiów słusznie zauważa, że dorośli mogą rozpaczać dopiero po wypełnieniu swoich obowiązków. Pokazuje, że nawet w tak wyjątkowych okolicznościach powaga miesza się z absurdem i sala pożegnań sąsiaduje ze strzałką wskazującą WC, a do tradycyjnego obrzędu wkrada się mnóstwo komercji i trudno jej nie zauważyć.

„Umarł mi” nie ma zakończenia, tak jak umowne są granice trwania samej żałoby. Można oswoić stratę, nauczyć się z nią żyć, wypełnić czas pracą. Nie da się jednak wrócić do świata „sprzed”, już zawsze trzeba egzystować z jej świadomością. Pustka pozostanie pustką, żal żalem, a tęsknota tęsknotą, która będzie się „odzywać” i kłaść cieniem na najradośniejszych momentach życia.

Książka, choć trudna, bolesna i przejmująca może stać się swego rodzaju „przewodnikiem”, pomocą dla wszystkich, którzy takie doświadczenie szczęśliwie mają dopiero przed sobą, ale również specyficznym pocieszeniem dla tych, którzy być może właśnie ją przeżywają. Okazuje się, że ich emocje, choć jedyne w swoim rodzaju, są, w jakimś stopniu również udziałem innych. Taka świadomość pomaga w radzeniu sobie z samotnością i daje nadzieję na później.

Ocena: 9/10
I.Iwasiów, „Umarł mi. Notatnik żałoby”, Wydawnictwo Czarne 2013.
*Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne http://czarne.com.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz