poniedziałek, 30 grudnia 2013

Scenopisarstwo

Czytając nową książkę Janusza Głowackiego pt. „Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy”, trudno oprzeć się wrażeniu, że film Wajdy, który mogliśmy oglądać na ekranach kin ma bardzo nikły związek z pierwotnym zamysłem scenariuszowym pisarza, a szkoda.


Film Andrzeja Wajdy „Wałęsa. Człowiek z nadziei” budził wiele kontrowersji na długo przed premierą. Po niej zyskał tylu samo zwolenników, co przeciwników. W trakcie prac nad filmem obaj panowie zgodnie zapowiadali, że nie mają zamiaru budować pomnika. Głowacki twierdził, że nie umie takowych pisać, a reżyser, że nie o to mu chodzi. W tym miejscu wypadałoby powiedzieć: miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.


Głowacki we wstępie wyjaśnia, że zdecydował się na napisanie tej książki, bo do filmu nie weszło 20 scen, które napisał i kilka jego pomysłów, a wydają mu się na tyle ciekawe, że warto zachować je „dla potomności”. Tłumaczy oczywiście, że nie ma w tym cienia żalu, goryczy, albo rządzy odwetu. Te solenne zapewnienia są jednak mało wiarygodne, bo każda niemal strona pełna jest emocji, a przedstawione w tekście kulisy powstawania filmu i zachowania reżysera są, eufemistycznie rzecz ujmując niewesołe. Wydaje się, że to, co możemy przeczytać, to tylko wierzchołek góry lodowej, bo pisarz niczym rasowy dyplomata najpikantniejsze szczegóły współpracy pozostawił „pod dywanem”.

Autor zgodził się na napisanie scenariusza do „Wałęsy”, gdyż był pewny, że ma to być film artystyczny. W połowie drogi zorientował się, że koncepcje jego i Wajdy różnią się diametralnie, gdyż temu drugiemu chodzi o stworzenie obrazu edukacyjnego, przeznaczonego głównie dla ludzi młodych, którzy mają niewielką orientację w najnowszej historii Polski. Wszystko, co nastąpiło później było już tylko próbą niedopuszczenia do całkowitego demontażu pomysłu i obroną suwerenności artystycznej.

„Przyszłem” to właściwe zapis licznych zmian koncepcji reżysera na film, wersji scenariusza, usuwania i dopisywania scen dosłownie na ostatnią chwilę tzn. już po zakończeniu zdjęć. Znajdziemy tu również opisy reakcji osób z różnych środowisk na wieść o tym, że Głowacki zdecydował się pisać „Wałęsę”, dobre rady, których udzielano mu w nadmiarze, a także narastający w tym czasie konflikt wokół „Solidarności” i tego, kto ma prawo nazywać siebie bohaterem tamtych wydarzeń? Całość oczywiście zanurzona jest w charakterystycznych dla autora: ironii, cynizmie, a nade wszystko poczuciu humoru.

Najciekawsza jest jednak filmowa kuchnia, do której mamy wgląd. Spory toczone z reżyserem na temat projektow scenariusza. Głowacki, jako literat doskonale zdawał sobie sprawę, że interesująca postać musi mieć skazę, wątpliwości, choć przez moment się bać, stąd też jeden z pomysłów, by ramą opowieści była droga Wałęsy z domu do Stoczni Gdańskiej na sierpniowy strajk, którym miał kierować. Wajda jednak konsekwentnie „kasował” wszystkie próby „uczłowieczenia” prezydenta, wybierając opcję twardego, nieznającego strachu przywódcy, w konsekwencji bohatera. To, co możemy przeczytać o chaosie organizacyjnym wokół produkcji, w dużej mierze wyjaśnia marną, na tle innych krajów europejskich kondycję polskiego kina. Laureat Oscara jawi się tu, jako osoba mało doświadczona, zdobywająca dopiero szlify w zawodzie.

Po lekturze powstaje pytanie, dlaczego właściwie Głowacki nie wycofał się z pracy nad filmem, skoro rozbieżności były tak duże? On sam stara się zrozumieć reżysera i ma świadomość, że bierze udział czymś wyjątkowym i wycofywanie się z tego byłoby błędem.

Książkę czyta się świetnie, anegdoty są soczyste, opowieści barwne. Mam jedynie wątpliwości, czy przysłuży się ona marketingowo filmowi, czy też przypadkiem nie będzie dla niego przysłowiowym gwoździem do trumny. Wydawcy, co prawda starają się ratować sytuację, pisząc: warto porównać z filmem. Obawiam się jednak, że zarówno Andrzej Wajda, jak i producent Michał Kwieciński będą mieli problem z wybaczeniem pisarzowi, tak dużej swawoli i zerwania się z łańcucha poprawności.

Ocena: 7/10
J. Głowacki, „Przyszłem czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy”, Świat Książki 2013.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz