wtorek, 1 marca 2016

Artystka totalna

„Stryjeńska. Diabli nadali” Angeliki Kuźniak to nie tylko biografia znanej w XX – leciu międzywojennym malarki, ale przede wszystkim opowieść o samotności, niespełnieniu i trudnym losie artysty, którego talent nieustannie zderza się z prozą życia i często w starciu z nią przegrywa.

O tym, że zostanie malarką zdecydowała w wieku szesnastu lat. W tamtym okresie kobiety nie mogły jednak studiować na akademii w Krakowie. W związku z tym, wykorzystując dokumenty brata i zmieniając wygląd w 1911 roku wyjeżdża na studia do Monachium. Od tego momentu zacznie się trwająca właściwie do końca życia tułaczka Styjeńskiej Rozdarta pomiędzy Kraków, Warszawę, Zakopane, Paryż, w końcu Genewę, tak naprawdę nigdzie nie będzie miała poczucia, że jest u siebie. Poczucie wyobcowania wzrośnie jeszcze bardziej po śmierci matki. Na razie jest na początku artystycznej drogi i wydaje się, że wszystko, co najlepsze dopiero przed nią.

Talent tej drobnej, temperamentnej dziewczyny z burzą czarnych loków na głowie od początku był sprawą bezdyskusyjną . Wyróżniała się z otoczenia zarówno w czasie lekcji rysunku, pobieranych jeszcze w Krakowie, jak i w okresie studiów. Malowała pasjami, na brak weny, przynajmniej w młodości nie narzekała. W obrazach wykorzystywała motywy folklorystyczne, słowiańskie, co stało się cechą charakterystyczną dla całej jej twórczości, która w końcu przyniosła jej międzynarodową sławę i pochlebne tytuły m.in.: księżniczki polskiego malarstwa.

W przerwach od malowania, Zocha marzyła o miłości, oczywiście tej wielkiej i na całe życie. Dotychczas w tej kwestii nie działo się zbyt wiele, a ona organicznie wręcz nie znosiła nudy, która powoli zaczynała doskwierać. Aż w końcu pojawił się On – Karol Stryjeński – architekt. I wybuchło uczucie, ze strony Stryjeńskiej była to miłość z gatunku tych, które nawet, jeśli się kończą, pozostają „raz na zawsze”. On był typem bon vivanta, uwodziciela potrafiącego czarować kobiety niezależnie od wieku. Bardziej zakochał się w talencie Zochy, niż w niej samej, w związku z tym od początku tej relacji to ona była stroną, której zależało bardziej, nieustannie zabiegała o jego uwagę, czułość, docenienie. Im bardziej się starała, tym bardziej przestawał ją szanować. Zazdrosna na granicy obłędu, za wszelką cenę chciała zatrzymać go przy sobie. Jednym ze sposobów miało być urodzenie dziecka. Gdy jednak na świecie pojawiła się dziewczynka, odnotowała jedynie: „jestem wściekła”, bo marzyła o synu. Znana z ekscentrycznych zachowań, gdy dowiedziała się, że mąż ma kochankę, udała się do niej z wizytą, dotkliwie pobiła, następnie ukryła się w krzakach, czekając na rozwój wydarzeń. Niewierny mąż nie mogąc poradzić sobie z zachowaniem żony postanowił zamknąć ją w zakładzie psychiatrycznym, nie jedyny raz zresztą.

Relacje rodzinne, to obszerny mocno skomplikowany rozdział w biografii Stryjeńskiej. Jak wspomniałam powyżej narodziny córki Magdy, nie wywołały u Stryjeńskiej radości, wręcz przeciwnie złość. Instynkt macierzyński nie zadziałał, córka od początku była traktowana chłodno. Lekarstwem na podupadające małżeństwo miała być druga ciąża, jak się później okazało bliźniacza i wymarzona, malarka urodziła dwóch synów – Jana i Jacka. Przy czym Jacek był dzieckiem najukochańszym . Najstarsza z rodzeństwa Magda, siebie i brata Janka, często nazywała „dziećmi zapasowymi”. Dla Stryjeńskiej najważniejsza była sztuka, praca, a po burzliwym, ostatecznym rozstaniu ze Stryjeńskim również walka o byt. Sama przyznała, że życie rodzinne złożyła na ołtarzu sztuki. Gdy otrzymała propozycję wykonania dekoracji polskiego pawilonu na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu bez wahania zostawia dzieci rodzinie i wyjeżdża. Zdobywa tam główną nagrodę w czterech kategoriach i zyskuje międzynarodową sławę. Od tej pory dzieci nieustannie przechodzą z rąk do rąk, zamieszkując u kolejnych członków rodziny. O poczuciu bezpieczeństwa i spokojnym azylu mogą jedynie pomarzyć. Ona sama do roli matki nigdy już w pełni nie wróciła. Gdy w chwili bardziej osiadłego trybu życia próbowała budować relację, okazało się, że dzieci dorosły, straconego czasu nie da się już nadrobić, można jedynie funkcjonować w rodzinnej wspólnocie pomimo wszystko, co starała się robić do końca życia.

O ile okres dwudziestolecia międzywojennego był dla Stryjeńskiej czasem sławy i chwały, to w okresie powojennym fortuna się od niej odwróciła, zaczęła się natomiast mozolna, upokarzająca i zniechęcająca walka o przetrwanie. Wenę twórczą zastąpiło nieustanne myślenie o tym skąd wziąć pieniądze na rachunki, wychowanie dzieci, materiały malarskie Po rozwodzie ze Stryjeńskim jej pozycja towarzyska znacznie osłabła, obrazy nie budziły już takiego zachwytu, a co za tym idzie znacznie gorzej się sprzedawały. Żyła z dnia na dzień, od pożyczki do pożyczki, od zlecenia do zlecenia, łapała dosłownie wszystko co się nadarzyło. Najczęściej były to prace dla kościołów. Starała się oszczędzać, w pewnym momencie prowadziła nawet skrupulatne rachunki codziennych wydatków, prawda jest jednak taka, że pieniądze nigdy nie trzymały się Stryjeńskiej. Ta żmudna szarpanina z losem, walka o przyziemne sprawy odbierały jej systematycznie radość życia, chęć tworzenia i zwyczajnie zdrowie. Siłą rzeczy traciła na tym jakościowo jej twórczość.

„Stryjeńska diabli nadali” to kolaż złożony z zapisków, listów, fotografii, rachunków i wspomnień rodziny artystki. W dużej mierze to na nich właśnie oparta opowieść Kuźniak. Autorka analizuje je skrupulatnie, sprawdza prawdziwość niektórych faktów i na tej podstawie stara się kreślić portret artystki. W tej analizie nie posuwa się jednak za daleko, nie dopowiada życiorysów, nie zmyśla potencjalnych dialogów, co jest ostatnio częstą choć kuriozalną modą w polskiej biografistyce.

Życiorys Stryjeńskiej to gotowy scenariusz na film i wyśmienity materiał na książkę. Dobrze, że w końcu taka powstała i dobrze, że napisała ją właśnie Kuźniak, bo dysponuje czułym, wnikliwym okiem, skierowanym na losy kobiet. Choć książka jest świetnie napisana, czyta się ją jednym tchem to pozostawia jednak pewien niedosyt, Otóż jest to książka bardziej o kobiecie niż o malarce. Oczywiście pojawiają się tu tytuły najważniejszych prac, ale brakuje szczegółowych analiz twórczości, technik malarskich używanych przez Stryjeńską i opisu warsztatu pracy. Jest to jednak jedynie niewielki zarzut, który nie rzutuje na pozytywny odbiór całego tekstu. Wyłania się z niego niezwykle przejmujący obraz kobiety samotnej, rozdartej, łaknącej miłości i nie do końca spełnionej, a jednocześnie odważnej, dzielnej, walczącej z ciągłymi przeciwnościami losu, któremu do końca nie dała się złamać.

Ocena: 7/10
A.Kuźniak, „Stryjeńska. Diabli nadali”, Wydawnictwo Czarne 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz