piątek, 25 marca 2016

„Krótka książka o miłości” – duża porcja przyjemności

Najnowszą książką Karolina Korwin – Piotrowska wraca do zawodowych korzeni, źródeł i pierwszej miłości, czyli filmu. Miejmy nadzieję, że tym razem zostanie przy niej na dłużej, bo księgę, która, na szczęście krótka nie jest (664 strony) czyta się znakomicie.

Z miłością, zwłaszcza pierwszą bywa tak, że choć się kończy to zostaje czasem na całe życie. Podobnie było z Korwin – Piotrowską, która swą karierę telewizyjną rozpoczęła od prowadzenia kultowego już w pewnych kręgach programu „Filmidło” i długo właśnie z filmem była związana zawodowo. Na największych festiwalach, planach filmowych, czy też w pracach nad promocją kinowych mega produkcji, czuła się, jak ryba w wodzie, wydawało się, że jest to jej środowisko naturalne. Aż tu nagle, ku rozpaczy niektórych dziennikarka postanowiła zmienić swe życie zawodowe o 180 stopni. Miłość do filmu odwiesiła na kołku i jak w dym poszła za czymś nowym, nieznanym, pociągającym. Tym czymś okazał się polski show – biznes, który Piotrowska bacznie obserwuje i celnie komentuje, już od dziesięciu lat w programie „Magiel Towarzyski”. Jednych oburza dosadnym językiem, innych bawi do łez ciętymi ripostami. Niezależnie od reakcji, które wywołuje jedno jest pewne ma osobowość, charakter i odwagę: cechy, których próżno szukać w komplecie u większości kolegów po fachu. Nie bez przyczyny jej nazwisko pojawiło się na liście najbardziej wpływowych dziennikarek w polskich mediach.

Choć romans z show- biznesem trwa w najlepsze, bo wybranek okazuje się być wciąż atrakcyjny, to pierwsza miłość jest silniejsza, nie pozwala o sobie zapomnieć, a Korwin – Piotrowska podjęła nieśmiałą próbę powrotu na „stare śmieci”, efektem tego był program: „Kino, kanapa, książki”, który prowadziła wspólnie z Dorotą Wellman w TVN Style. Program, choć lubiany przez widzów, nie zyskał wystarczająco wysokiej oglądalności i szybko spadł z anteny. Ten bolesny zawód sprawił, że dziennikarka ponownie zawodowo odwróciła się od filmu, w tym czasie nie próżnowała, postanowiła odkrywać nowe lądy, co zaowocowało wydaniem dwóch przebojowych książek o show biznesie. Aż wreszcie jest, pojawiła się ta trzecia, najważniejsza: „Krótka książka o miłości” – w końcu, zgodnie z oczekiwaniami i przewidywaniami sympatyków dziennikarki w całości poświęcona filmowi.

„Krótka książka o miłości” jest w pełni subiektywnym wyborem dziewięćdziesięciu najlepszych, ulubionych filmów zagranicznych według Karoliny Korwin Piotrowskiej. W żadnym razie nie jest to encyklopedia, leksykon, czy historia kina od zarania do współczesności, dlatego stawienie zarzutów, że nie pojawiły się tu tytuły z okresu kina niemego, a jedne epoki są bardziej faworyzowane od innych jest bezpodstawne, subiektywizm daje przecież prawo wyboru. Niemniej jednak zwłaszcza dla młodego pokolenia „Krótka książka o miłości” może być doskonałym przewodnikiem po świecie filmu, a dla starszych okazją do przypomnienia, bądź uzupełnienia braków w kinowej klasyce.

„Krótka książka o miłości” będzie sporym zaskoczeniem dla wszystkich, którzy kojarzą Korwin – Piotrowską wyłącznie z plotkarską działalnością w „Maglu Towarzyskim” i często surowymi ocenami zachowań rodzimych gwiazd. Jeszcze większą niespodzianką będzie dla tych, którzy lubią oskarżać dziennikarkę o plucie jadem, wylewanie żółci i inne tego typu. Drodzy Państwo, muszę Was rozczarować w tej książce nie znajdziecie potwierdzeń dla swojej ulubionej tezy o podłości tej strasznej Korwin – Piotrowskiej. Tomisko to pełne jest bowiem pozytywnych uczuć: sympatii, podziwu, wzruszeń, radości, których dostarczają twórcy filmowi, aktorzy i kino jako miejsce magiczne. Dziennikarka nie zrezygnowała oczywiście z charakterystycznej dla siebie szczerości, dosadnego języka i bezpośredniości przekazu. Niektóre recenzentki zarzucają dziennikarce protekcjonalny, lekceważący ton, ale i on jest bezpodstawny. W świecie, w którym można wiedzieć coraz mniej, by zaistnieć, ona zwyczajnie ma odwagę powiedzieć: inteligentny człowiek powinien znać ten film, a nieznajomość tego jest błędem, bez względu na gust. Oczywiście można stwierdzić, że Korwin – Piotrowska po raz kolejny obraża ludzi, wywyższa się, ale można też uznać, że istnieje coś takiego jak kanon, klasyka gatunku, którą naprawdę warto znać i zamiast się bulwersować nadrobić własne zaległości.

To książka przede wszystkim o emocjach, dobrych emocjach, które wywołują filmy. Od emocji dziewięcioletniej dziewczynki, która po raz pierwszy, odświętnie ubrana wybrała się do kina na „Gwiezdne wojny” i została dosłownie pochłonięta przez magię kina począwszy, na emocjach dorosłej kobiety, która pisze o tym, że „Podwójne życie Weroniki” dosłownie zmieniło jej życie skończywszy. W czasach blogów i mediów społecznościowych recenzentem, krytykiem może być każdy, ilość gwiazdek, oceny dobry/zły przestają mieć pierwszorzędne znaczenie, to, czym kierujemy się przy wyborze filmów to wrażenia, które obraz wywołał u oglądającego i to, w jakim stopniu jest w stanie przełożyć to, co przeżył w kinie na papier. W tej książce dostajemy mnóstwo emocji, to one są najważniejsze i to one są główną siłą całości. Niewątpliwie jest to najbardziej osobista z dotychczasowych książek Korwin – Piotrowskiej – tu rzadko chowa się za ironią, trzyma gardę i dystans, tu jest prawdziwa, tu pokazuje czytelnikowi prywatną twarz i uchyla rąbek ze swojego prywatnego życia. Tu jest u siebie, co można wyczuć na każdej stronie tego tekstu. Tak, tak proszę państwa, Korwin – Piotrowska ma uczucia i nie boi się ich okazywać, zaskoczeni? I bardzo dobrze.

Ta książka jest też zaproszeniem do dyskusji, a nawet kłótni, bo, co tu robi „Amelia”, „V jak Vendetta”, czy „Igrzyska śmierci”? Gdzie podziało się „American Beauty”, „Grand Budapest Hotel” o „Hotelu Marigold” nie wspominając?  Czy klasyka filmowa może się obejść bez „Casablanki” i „Przeminęło z wiatrem”? Czy da się rozmawiać o kinie z pominięciem Jamesa Camerona? Tego typu dyskusji i przepychanek w oparciu o tę książkę można prowadzić setki. Subiektywny wybór ma swoje przywileje i zamiast tracić energię na spory warto stworzyć własną listę najważniejszych filmów.

„Krótka książka o miłości” jest także zaproszeniem do odbycia wspaniałej podróży. Obok absolutnych klasyków typu: „Ojciec chrzestny”, „Lot nad kukułczym gniazdem” „Ostatnie tango w Paryżu” pojawiają się tu tytuły dużo mniej znane szerszej publiczności, jak „Bullitt’, „Dworzec dla dwojga”, Nad złotym stawem”, „Ostatnie metro”. Pierwszą myślą po przeczytaniu tego „wyznania miłosnego” jest: muszę to obejrzeć już zaraz, natychmiast, a kolejnym krokiem gorączkowe przeszukiwanie zasobów Internetu i portfela, aby móc, jak najszybciej zaspokoić ciekawość. Taka reakcja jest największym sukcesem książki Karoliny Korwin – Piotrowskiej.

Ta książka jest gruba, ciężka, nieporęczna, trudno ją dźwigać w torebce i czytać w tramwaju. Wszystkie te niedogodności tracą jednak znaczenie, bo, gdy już zacznie się czytać, nie można przestać i koniec końców trzeba ją dźwigać w torebce i czytać wszędzie gdzie się da. Można oczywiście się czepiać, że zdjęcia „od czapy”, w przypadkowych miejscach, a zieleń okładki wali po oczach, można też przyjąć, że podkreślają one swobodny ton całości, a zieleń ma jedynie zaznaczyć radość ze spędzania wolnego czasu przed kinowym/ telewizyjnym ekranem. Wybieram zdecydowanie tę drugą opcję.

„Krótka książka o miłości” wygląda na początek filmowo – książkowej przygody, która miejmy nadzieję z czasem zamieni się w „Niekończącą się opowieść”, do której dziennikarka systematycznie będzie dopisywać kolejne rozdziały. Powroty do domu, nawet z najbardziej egzotycznych podróży są przecież najlepsze.

Ocena : 8/10
K.Korwin – Piotrowska, „Krótka książka o miłości”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2016.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz