czwartek, 12 października 2017

Demony przeszłości

"Duchy Jeremiego” Roberta Rienta to powieść inicjacyjna. Jest dokładnie taka, jak pierwsze doświadczenia: nieporadna, wzruszająca, momentami zabawna.

Pierwszą książką, która przyniosła Rientowi rozgłos był autobiograficzny reportaż „Świadek” – o wyzwoleniu ze wspólnoty Świadków Jechowy, budowaniu nowego życia od podstaw i poszukiwaniach własnej tożsamości. „Duchy Jeremiego” to, jak zapewnia autor w wywiadach fikcyjna historia, a on sam nie ma związku z głównym bohaterem. Jednak po lekturze trudno w te zapewnienia do końca uwierzyć, bo obie książki mają wiele cech wspólnych.

Jeremi jest 12 – letnim gimnazjalistą. W jednej chwili spadają na niego wszystkie nieszczęścia świata: Okazuje się, że samotnie wychowująca go matka jest chora na raka, w związku z tym, muszą wyprowadzić się z Warszawy na wieś – do chorującego na Alzheimera dziadka. Na domiar złego Jeremi dowiaduje się, że jest Żydem. Chłopiec musi sobie poradzić z tym nadmiernym bagażem. Stara się to zrobić na różne sposoby.

Rodzinę wspiera ekscentryczna siostra matki, zaprzyjaźniona z dziadkiem sąsiadka – pani Maria oraz przyjaciel Jeremiego ze szkoły – August. Każdy z dorosłych ma tu własną, skomplikowaną historię. Dziadek jest sybirakiem, Maria przeżyła obóz koncentracyjny, siostra matki ucieka do dziwnych praktyk religijnych, wierzy w ziołolecznictwo. Nikt nie rozmawia otwarcie o trudnych doświadczeniach z przeszłości.

Jeremi jest rozdarty. Z jednej strony, buntuje się przeciwko nadopiekuńczości matki, wzbrania przed jej czułościami, bo nie chce być traktowany jak dziecko, którego nikt nie traktuje poważnie, wszystko przed nim ukrywając, bo i tak nie zrozumie. Z drugiej strony, wciąż przecież jest wrażliwym dzieckiem, ma z matką silną więź i ogromną potrzebę bliskości, której nie jest w stanie wyartykułować oraz nadmiar uczuć, które wstydzi się nazwać. Do końca wierzy, że mama wyzdrowieje, nie bierze pod uwagę innej możliwości. Czuje się oszukany i ma poczucie winy, gdy dzieje się inaczej.

Główny bohater stara się odnaleźć w tym gąszczu dramatów. Doświadcza rzeczy typowych dla osób w jego wieku: pierwszych zauroczeń, kontaktu z używkami. Dużo czasu spędza ze swoim przyjacielem. Chłopcy bawią się w kapsle na torach kolejowych. W mieście Jeremi bawił się  na podwórku, grając w piłkę – za tym tęskni najbardziej. Na wsi jego rozrywki zostały znacznie ograniczone. Jest zmuszony spędzać czas z nielubianym, mrukliwym i skrytym do granic możliwości dziadkiem. Relacji obojga nie ułatwia oczywiście postępująca choroba starszego pana.

Jeremi używa do opowiedzenia swojej historii charakterystycznego języka. Przekręca znane, powiedzenia, tworzy nowe wyrazy, dodaje to książce lekkości, sprawia, że jest zabawna. O swoich emocjach opowiada w sposób otwarty, prostolinijny, chwilami lakoniczny. Język chłopca podkreśla jego osobowość : dziecięcą naiwność, emocjonalną nieporadność.

Od pierwszego zdania „Duchów Jeremiego”, które brzmi: Mama znowu spała w łazience, na podłodze, wiemy, że ta historia nie skończy się dobrze. Od samego początku współczujemy bohaterowi. Ilość tragedii, które Rient funduje małemu chłopcu, sprawia, że czytelnik czuje się szantażowany emocjonalnie, dostaje od autora gotową instrukcję odbioru książki. Pisarz pozostawia odbiorcom mało miejsca na własną interpretację.

W jednej powieści mieszczą się trzy potężne tematy literackie: śmierć, choroba, Holocaust. Obok nich, istotną dla Rienta kwestią jest, stosowane nagminnie przez rodzinę Jeremiego przemilczanie bolesnych zdarzeń z przeszłości, zamiatanie ważnych spraw pod dywan. Taki proceder zawsze kończy się katastrofą, która wydarza się w najmniej spodziewanym momencie. Bywa tak, jak w przypadku Jeremiego, że jedynym sposobem na poradzenie sobie z nią jest rozmowa z duchami.

Jeszcze inną sprawą poruszoną w tekście jest nieumiejętność zbudowania dobrej, męskiej relacji, bezkolizyjnego bycia obok siebie. Wychowywany przez matkę Jeremi został pozbawiony męskiego wzoru do naśladowania, z kolei naznaczony doświadczeniem wojennym dziadek zupełnie nie potrafi okazywać swoich uczuć, rozmawiać o nich. Wobec wnuka jest szorstki, oschły, agresywny. Największym dowodem jego miłości jest pieczenie pysznych ciastek. Wszelkie próby okazania uczuć poprzez dotyk, przytulenie kończą się jedynie zawstydzeniem z obu stron.

„Duchy Jeremiego” to powieść niedoskonała, zbyt przewidywalna. Kumulacja nieszczęść, które spotykają Jeremiego, czyni ją mało wiarygodną, wrażenie to potęgują nie zawsze udane rozwiązania fabularne i formalne. Z drugiej strony trzeba uczciwie przyznać, że ta książka działa bez pudła.

Wzruszenie ściska nam gardło od pierwszej strony i nie opuszcza do ostatniej. O Jeremim myślimy wyłącznie z czułością i troską, podziwiamy jego dzielność i trzymamy kciuki, żeby mu się udało. Jest to ten typ postaci, która nie wzbudza negatywnych uczuć. Czytamy tę książkę, mimo wad z zainteresowaniem do samego końca, właśnie po to, żeby przekonać się, jak ostatecznie poradził sobie Jeremi? 

Jedyny zarzut, który można postawić Robertowi Rientowi jest taki, że osiągnął swój cel, używając do tego zbyt oczywistych środków. Na przyszłość warto pamiętać, że mniej znaczy więcej.

Ocena: 7/10
R.Rient, „Duchy Jeremiego”, Wydawnictwo Wielka Litera 2017.

*Dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera za przekazanie egemplarza do recenzji http://www.wielkalitera.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz