"Duchy
Jeremiego” Roberta Rienta to powieść inicjacyjna. Jest dokładnie taka, jak
pierwsze doświadczenia: nieporadna, wzruszająca, momentami zabawna.
Pierwszą książką, która
przyniosła Rientowi rozgłos był autobiograficzny reportaż „Świadek” – o
wyzwoleniu ze wspólnoty Świadków Jechowy, budowaniu nowego życia od podstaw i
poszukiwaniach własnej tożsamości. „Duchy Jeremiego” to, jak zapewnia autor w
wywiadach fikcyjna historia, a on sam nie ma związku z głównym bohaterem.
Jednak po lekturze trudno w te zapewnienia do końca uwierzyć, bo obie książki
mają wiele cech wspólnych.
Jeremi jest 12 – letnim
gimnazjalistą. W jednej chwili spadają na niego wszystkie nieszczęścia świata:
Okazuje się, że samotnie wychowująca go matka jest chora na raka, w związku z
tym, muszą wyprowadzić się z Warszawy na wieś – do chorującego na Alzheimera
dziadka. Na domiar złego Jeremi dowiaduje się, że jest Żydem. Chłopiec musi
sobie poradzić z tym nadmiernym bagażem. Stara się to zrobić na różne sposoby.
Rodzinę wspiera
ekscentryczna siostra matki, zaprzyjaźniona z dziadkiem sąsiadka – pani Maria
oraz przyjaciel Jeremiego ze szkoły – August. Każdy z dorosłych ma tu własną,
skomplikowaną historię. Dziadek jest sybirakiem, Maria przeżyła obóz
koncentracyjny, siostra matki ucieka do dziwnych praktyk religijnych, wierzy w
ziołolecznictwo. Nikt nie rozmawia otwarcie o trudnych doświadczeniach z
przeszłości.
Jeremi jest rozdarty. Z
jednej strony, buntuje się przeciwko nadopiekuńczości matki, wzbrania przed jej
czułościami, bo nie chce być traktowany jak dziecko, którego nikt nie traktuje
poważnie, wszystko przed nim ukrywając, bo i tak nie zrozumie. Z drugiej
strony, wciąż przecież jest wrażliwym dzieckiem, ma z matką silną więź i
ogromną potrzebę bliskości, której nie jest w stanie wyartykułować oraz nadmiar
uczuć, które wstydzi się nazwać. Do końca wierzy, że mama wyzdrowieje, nie
bierze pod uwagę innej możliwości. Czuje się oszukany i ma poczucie winy, gdy
dzieje się inaczej.
Główny bohater stara
się odnaleźć w tym gąszczu dramatów. Doświadcza rzeczy typowych dla osób w jego
wieku: pierwszych zauroczeń, kontaktu z używkami. Dużo czasu spędza ze swoim
przyjacielem. Chłopcy bawią się w kapsle na torach kolejowych. W mieście Jeremi
bawił się na podwórku, grając w piłkę –
za tym tęskni najbardziej. Na wsi jego rozrywki zostały znacznie ograniczone.
Jest zmuszony spędzać czas z nielubianym, mrukliwym i skrytym do granic
możliwości dziadkiem. Relacji obojga nie ułatwia oczywiście postępująca choroba
starszego pana.
Jeremi używa do
opowiedzenia swojej historii charakterystycznego języka. Przekręca znane,
powiedzenia, tworzy nowe wyrazy, dodaje to książce lekkości, sprawia, że jest
zabawna. O swoich emocjach opowiada w sposób otwarty, prostolinijny, chwilami
lakoniczny. Język chłopca podkreśla jego osobowość : dziecięcą naiwność,
emocjonalną nieporadność.
Od pierwszego zdania „Duchów
Jeremiego”, które brzmi: Mama znowu spała
w łazience, na podłodze, wiemy, że ta historia nie skończy się dobrze. Od
samego początku współczujemy bohaterowi. Ilość tragedii, które Rient funduje
małemu chłopcu, sprawia, że czytelnik czuje się szantażowany emocjonalnie,
dostaje od autora gotową instrukcję odbioru książki. Pisarz pozostawia odbiorcom
mało miejsca na własną interpretację.
W jednej powieści
mieszczą się trzy potężne tematy literackie: śmierć, choroba, Holocaust. Obok
nich, istotną dla Rienta kwestią jest, stosowane nagminnie przez rodzinę
Jeremiego przemilczanie bolesnych zdarzeń z przeszłości, zamiatanie ważnych
spraw pod dywan. Taki proceder zawsze kończy się katastrofą, która wydarza się
w najmniej spodziewanym momencie. Bywa tak, jak w przypadku Jeremiego, że
jedynym sposobem na poradzenie sobie z nią jest rozmowa z duchami.
Jeszcze inną sprawą
poruszoną w tekście jest nieumiejętność zbudowania dobrej, męskiej relacji, bezkolizyjnego
bycia obok siebie. Wychowywany przez matkę Jeremi został pozbawiony męskiego
wzoru do naśladowania, z kolei naznaczony doświadczeniem wojennym dziadek
zupełnie nie potrafi okazywać swoich uczuć, rozmawiać o nich. Wobec wnuka jest
szorstki, oschły, agresywny. Największym dowodem jego miłości jest pieczenie
pysznych ciastek. Wszelkie próby okazania uczuć poprzez dotyk, przytulenie
kończą się jedynie zawstydzeniem z obu stron.
„Duchy Jeremiego” to
powieść niedoskonała, zbyt przewidywalna. Kumulacja nieszczęść, które spotykają
Jeremiego, czyni ją mało wiarygodną, wrażenie to potęgują nie zawsze udane
rozwiązania fabularne i formalne. Z drugiej strony trzeba uczciwie przyznać, że
ta książka działa bez pudła.
Wzruszenie ściska nam gardło od pierwszej strony i
nie opuszcza do ostatniej. O Jeremim myślimy wyłącznie z czułością i troską,
podziwiamy jego dzielność i trzymamy kciuki, żeby mu się udało. Jest to ten typ
postaci, która nie wzbudza negatywnych uczuć. Czytamy tę książkę, mimo wad z
zainteresowaniem do samego końca, właśnie po to, żeby przekonać się, jak ostatecznie
poradził sobie Jeremi?
Jedyny zarzut, który można postawić Robertowi Rientowi
jest taki, że osiągnął swój cel, używając do tego zbyt oczywistych środków. Na
przyszłość warto pamiętać, że mniej znaczy więcej.
Ocena: 7/10
R.Rient, „Duchy
Jeremiego”, Wydawnictwo Wielka Litera 2017.
*Dziękuję Wydawnictwu
Wielka Litera za przekazanie egemplarza do recenzji http://www.wielkalitera.pl/
*Książka na stronie
wydawcy: http://www.wielkalitera.pl/nowosci/id,180/duchy-jeremiego.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz