Czy
można umiejętnie połączyć grę komputerową z mitologią skandynawską i współczesną
historią Ameryki? Nathan Hill udowadnia, że tak. „Niksy” to wielka, nie tylko z
uwagi na objętość powieść z epickim rozmachem, rzadko już dziś spotykanym w literaturze.
W moim osobistym rankingu - zdecydowanie
najlepsza powieść zagraniczna 2017 roku.
Trudno pisać o
książkach wybitnych, które wzbudziły dużo emocji, do których nie ma się
praktycznie żadnych zastrzeżeń. Bo, jak w tej sytuacji uniknąć banału, sztampy,
nadmiernej egzaltacji? Jak stworzyć oryginalną opinię, bez powtarzania tego, co
wcześniej o książce zdążyli napisać już inni? Jak rozpisać wrażenia i emocje,
kiedy jest ich tyle, że wydaje się to niemożliwe, a wszystko, co ma się ochotę
napisać mieści się w jednym zdaniu: przeczytajcie koniecznie, naprawdę warto?
Taką właśnie lekturą były dla mnie „Niksy”. Recenzja jednak musi posiadać
tekst, zatem zacznijmy od początku.
Żeby nie było zbyt
cukierkowo i monotonnie zacznę od mankamentów. Ta książka jest gruba, ciężka i
zabiera mnóstwo czasu. Z uwagi na swoje gabaryty, w wersji papierowej nadaje
się w zasadzie wyłącznie do domowej, niespiesznej lektury. Lojalnie uprzedzam,
że jej rozpoczęcie wiąże się z porzuceniem na dłuższy czas życia rodzinnego,
towarzyskiego i zaburzeniami w życiu zawodowym ( częste spóźnienia do pracy)
Zapewniam, że nic nie będzie was frapowało bardziej od pytania, co dalej? I mimo
wyrzutów sumienia, niedotrzymanych terminów nie pożałujecie ani jednej minuty
poświęconej czytaniu powieści Hilla, co więcej, możliwe jest nawet odczuwanie
smutku, że to już koniec, tak jak to było w moim przypadku.
Wielu twierdzi, że o
jakości tekstu decyduje pierwsze zdanie. Do „Niksów” przyciąga już myśl
przewodnia zamieszczona na okładce: To,
co kochasz najbardziej, kiedyś zrani cię najmocniej. To uniwersalne, mocne
zdanie sprawia, że natychmiast mamy ochotę poznać historię bohaterów tego
opasłego tomu.
Matka była pierwszą
osobą, która w dzieciństwie opuściła Samuela. To samo powtórzyło się później z
ukochaną – Bethany i najlepszym przyjacielem - Bishopem. Uczucie odrzucenia towarzyszyło mu
przez całe życie. Schronił się przed nim w świecie gry komputerowej Elflandia. Tam był najlepszy, czuł się
doceniany i podziwiany. Uważał że w wirtualnym świecie nawiązuje zdecydowanie
lepsze relacje, tam nie musiał się bać. Przez całe życie towarzyszyło mu
również poczucie niespełnienia. Kariera pisarza, o której marzył od dziecka,
mimo wielu starań nie układała się po jego myśli. Zamiast niej sumiennie pełnił
funkcję sfrustrowanego wykładowcy literatury w środowisku mało ambitnej
młodzieży. Po pracy natychmiast wracał do swojego ulubionego elfickiego świata
i robił wszystko by zapomnieć. Nieskutecznie.
Rzeczywistość Samuela
zmienia się z dnia na dzień. Pewnego dnia z telewizyjnych wiadomości dowiaduje,
się, że jego matka została oskarżona o napaść na gubernatora. Media grzebią w
jej przeszłości nazywając hipiską, terrorystką i prostytutką. W ten mało
finezyjny sposób, po dwudziestu latach milczenia i nieobecności matka ponownie
pojawia się w jego życiu. Samuel dostrzega w tym szansę na spełnienie marzenia
o byciu znanym pisarzem. Sytuacja sprawia, że wspomnienia z dzieciństwa
wracają, pojawia się również okazja do rozwikłania tajemnic z przeszłości i
znalezienia odpowiedzi na pytanie, które nurtowało Samuela od lat: dlaczego
matka odeszła?
Akcja powieści rozgrywa
się w wielu planach czasowych. Niektóre retrospekcje sięgają lat 40. XX wieku. Historia
swym zasięgiem obejmuje okres od 1968 roku – czas rozkwitu ruchu hipisowskiego, słynnego protestu przeciwko
wojnie w Wietnamie aż do współczesności – lat dwutysięcznych – protestów przeciwko
wojnie w Iraku i tych prowadzonych przez Occupy Wall Street, wynikłych z kryzysu finansowego w 2011 roku.
Hill jawi się jako
uważny, krytyczny obserwator współczesnego świata, zwłaszcza Ameryki. Historia
Samuela staje się pretekstem do wypowiedzi o politykach, manipulacjach mediów,
wszechobecnym konsumpcjonizmie, uzależnieniu od gier komputerowych, zdrowym
odżywianiu, mankamentach amerykańskiego systemu edukacji, fobiach, brutalności
policji, ruchach społecznych. W zasadzie żadna aktualna bolączka nie uchodzi
uwadze autora.
„Niksy” to znakomita
powieść szkatułkowa, mieszcząca trzy fabuły w jednej. Misterna konstrukcja,
gąszcz wątków i różnorodność wywoływanych emocji w mistrzowski sposób buduje
napięcie u czytelników. Nie ma tu zbędnych elementów, każdy najdrobniejszy
wątek finalnie okazuje się kluczowym dla rozwiązania całej zagadki.
Bez wątpienia mocną
stroną prozy Hilla są dialogi. Napisane z rozmachem, momentami wręcz teatralne.
Niektóre z nich, jak rozmowa Samuela z jedną ze studentek o popełnionym przez
nią plagiacie, czy monolog o zdrowym odżywianiu, trafią jako wzorce na lekcje
kreatywnego pisania, dla przyszłych adeptów sztuki i znajdą swoje miejsce w
historii współczesnej literatury amerykańskiej. Właśnie w dialogach i
monologach ujawnia się poczucie humoru, ironia i dystans autora.
O wybitności „Niksów”
decydują również znakomicie narysowane postaci. Pełnokrwiste, wielowymiarowe, z
życia wzięte. Wszyscy bohaterowie zmagają się z tym, z czym zdarza się zmagać
każdemu z nas: niespełnieniem, poczuciem winy, odrzuceniem, żalem, wielorakimi
kompleksami, porażkami. Postaci drugoplanowe są równie wyraziste, w niczym nie
ustępują tym obsadzonym w głównych rolach. Sylwetka niezrównoważonego
policjanta Browna zostaje w głowie na długo po zakończeniu lektury.
Podobno pierwszą
książkę nosimy w sobie przez całe życie. Hill nie ukrywa, że w jego
debiutanckiej powieści jest wiele wątków autobiograficznych. Jest to debiut o
jakim marzy każdy autor. Jestem pewna, że po przeczytaniu tej książki każdy
piszący pomyśli sobie: właśnie tak chciałbym pisać, wielu też boleśnie
uświadomi sobie, dlaczego pisarzami/pisarkami nigdy nie zostaną. Jeśli tak wygląda
pierwsza książka, to strach pomyśleć, co będzie dalej? Bo, czy da się jeszcze
lepiej, czy można wymyślić coś bardziej interesującego?
Z tymi pytaniami
niewątpliwie będzie musiał zmierzyć się Hill. Nie będzie to łatwe, bo
poprzeczka została ustawiona bardzo wysoko, a oczekiwania czytelników po takim
debiucie będą olbrzymie. Nie dziwi, że na podstawie „Niksów” już powstaje
serial telewizyjny z Meryl Streep w roli Faye – matki Samuela. Niektórzy nawet porównują Hilla do Dickensa. Póki co jest to może zbyt daleko idące i
nieco na wyrost, ale nie zupełnie bezpodstawne. Z radością i niecierpliwością
czekam na kolejne dokonania Hilla, bo jest to niewątpliwie jeden z
najciekawszych debiutów ostatnich lat. Czas oczekiwania umilę sobie oglądając „Niksy”
w telewizji.
Niksa
to ktoś, kogo kochałeś, ale nie potrafiłeś przy sobie zatrzymać, albo coś
nieuchwytnego, czego szukasz przez całe życie , o czym marzysz, choć jest
nieosiągalne. Każdy ma swoją niksę. Właśnie dlatego każdy
powinien przeczytać tę książkę.
Ocena: 10/10
N.Hill, „Niksy”,
Wydawnictwo Znak 2017.
*Dziękuję Wydawnictwu Znak za przekazanie egzemplarza
do recenzji.
*Książka na stronie wydawcy.
*Wszystkie
cytowane fragmenty pochodzą z recenzowanej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz