Wiadomość
o ukazaniu się niepublikowanej korespondencji Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa
Herberta była dla mnie ogromną niespodzianką i największym dotychczas,
literackim zaskoczeniem tego roku. Przypuszczałam, że będzie to wyjątkowa rzecz
i nie zawiodłam się. Zbiór „Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie.
Korespondencja 1955-1996” to doskonała lektura.
Podobnie, jak wielu
innych czytelników nie wiedziałam, że tych dwoje wielkich poetów łączyła
przyjaźń. Ona – wrażliwa, delikatna, dowcipna. On sprawiał wrażenie człowieka
poważnego, osobnego, zdystansowanego. Biorąc pod uwagę te wyobrażenia, mogło
się wydawać, że mocno się różnią i pod względem osobowości mają ze sobą
niewiele wspólnego. Tym większym zaskoczeniem jest treść opublikowanej korespondencji,
która przeczy takim opiniom. Nie ulega wątpliwości, że oboje byli niedościgłymi
mistrzami sztuki epistolarnej.
Korespondencja
rozpoczyna się w listopadzie 1955 roku. Początkowo jest bardzo oficjalna,
dotyczy wyłącznie spraw zawodowych. Szymborska prosi Herberta o przysłanie
wierszy do „Życia Literackiego” – czasopisma, w którym wtedy pracowała. Listy
pisze najczęściej na papierze firmowym tygodnika.
Szanowny
Kolego,
24 listop[ada] 1955
przygotowujemy
w „Życiu” rozkładówkę poświęconą poetom, których debiuty książkowe ukażą się
niebawem. Zamieścimy kilka utworów każdego z tych poetów z króciutkim omówieniem
dokonanym przez krytyków lub wybitnych starszych poetów. Was chciałby omówić
kol.Błoński. Prosimy Was: przyślijcie Błońskiemu kilkanaście swoich utworów(na
adres „Przekroju” najlepiej) w tym dobrze by było, gdyby znalazło się parę
wierszy jeszcze nie drukowanych. Ponieważ czasu niewiele – prosimy o jak
najszybsze skontaktowanie się z Błońskim. Łączę serdeczne pozdrowienia –
Wisława
Szymborska [s. 7]
Z czasem ton listów
zmienia się na zdecydowanie bardziej poufały. Pojawia się w nich nieskrywana
czułość, duża doza sympatii, tęsknota. Przede wszystkim jednak skrzą się one
błyskotliwym poczuciem humoru, sporo w nich aluzji do niełatwej sytuacji
politycznej, ironii. Herbert umieszcza w swoich listach fikcyjną postać
Frąckowiaka, co wzmacnia efekt humorystyczny.
Wisło
Ty moja, po stokroć moja, [25 sierpnia 1961]
teraz
już wiem dlaczego nie chcesz drukować moich wierszy. Nie jesteś pewna, że Cię
kocham.
Trudno w tych krótkich słowach
wytłumaczyć wszystko. A błagam odeślij
tekściki. Zamieszczę w piśmie „Pies” lub nawet innym. Moje opus ukarze się lada
tydzień (miesiąc) i będzie się nazywało Studium Przedmiotu. Więc zwróć
rękopisy, a wiedz, ze „ani mnie mała małość wstydzi, ani…”
Tęsknię
i chciałbym z Tobą dokonać czegoś wielkiego
Słyszę
dzwony co w mej głowie chuczą
Czy
dostałaś kartkę z Pienin
Czy
mię pamiętasz.
Czy
k…
Twój
Na
wieki
Frąckowiak
[s.45]
Między dwojgiem
wybitnych poetów nie było cienia zawodowej rywalizacji. Zamiast tego odczytać
można wzajemny podziw, wsparcie i motywowanie do działania.
Zbyszko,
Poeto z Bożej Łaski! [pocz.
października 1961]
Korzystam
z fizycznej obecności Tadzia N., który już jutro poszybuje z Tobą do Pragi
(beze mnie…), żeby Ci strasznie podziękować za książeczkę, która jest piękna.
Szczerze mówiąc nawet ładniejsza od Ciebie! Zachowuj się w Pradze przyzwoicie,
nie pij piwa i notuj złote myśli. Miłość moja do Ciebie utrzymuje się stale na
wysokim poziomie. Jeszcze raz dziękuję, bo to piękna lektura.
Wisława
[ s. 52]
Wisława Szymborska uwielbiała
robić kolaże, różnego rodzaju wyklejanki. Szczodrze ozdabiała nimi listy do
poety. Jej pasją było również zbieranie, często kiczowatych pocztówek. Nimi równie
chętnie obdarowywała przyjaciela. On odwdzięczał się jej zabawnymi
rysunkami swojego autorstwa. Wszystkie te elementy dodają korespondencji
niebywałego uroku, lekkości, czaru. Są też świadectwem wyśmienitego poczucia
humoru obojga. Wirtuozerską żonglerkę słowem obserwujemy również w samych
listach. Jest ono traktowane z szacunkiem, uwagą, pieczołowitością. Dziś
niestety zdarza się to już niezwykle rzadko. Tym większą wartość ma ta
publikacja.
Na zbiór składa się
dziewięćdziesiąt jeden listów. Biorąc pod uwagę długi okres, który obejmuje
korespondencja to stosunkowo niewiele. Na podstawie tej ilości można wysnuć
wniosek, że poeci mieli ze sobą dość rzadki kontakt, zwłaszcza osobisty. Treść
listów świadczy jednak o tym, że nie miało to żadnego wpływu na ich zażyłość,
wyjątkową więź. Niewielka objętość pozostawia swego rodzaju niedosyt. Tego typu
listy można bowiem czytać bez końca. Dzięki kolażom, reprodukcjom pocztówek,
rysunkom oraz aneksowi, na który składają się niektóre z wymienionych w listach
wiersze jest to tom bogaty, barwny, kompletny. W tym miejscu warto wspomnieć,
że świetnego opracowania edytorskiego dokonał Ryszard Krynicki.
W czasach, gdy
komunikacja obrazkowa praktycznie wyparła sztukę epistolarną w tradycyjnym
wydaniu „Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955-1996” jest jak ożywczy haust świeżego powietrza. Pozwala na obcowanie z
absolutnymi mistrzami słowa, odbycie sentymentalnej podróży do świata, którego
już nie ma, ale na szczęście został utrwalony na kartach tego typu publikacji.
Lektura wywołująca same pozytywne emocje: zachwyt, uśmiech, tkliwość.
Literatura najwyższej próby.
Ocena: 10/10
W.Szymborska,
Z.Herbert, „Jacyś
złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955- 1996” , Wydawnictwo a5 2018.
*
Wszystkie cytaty pochodzą z recenzowanej książki. Pisownia oryginalna.
*Dziękuję
Wydawnictwu a5 za przekazanie
egzemplarza do recenzji.
*Książka na stronie wydawcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz