Powieść
Vilasa to gorzka pigułka, która z pewnością nie przynosi uzdrowienia ani
pocieszenia. Uświadamia za to, jak wiele chorób toczy współczesną cywilizację.
Prowadzi też do smutnej konstatacji, że wiele z nich, wcześniej czy później
dotknie każdego z nas.
Ordesę
należy
traktować przede wszystkim jako powieść autobiograficzną. Narratorem jest sam
autor. Granica między prawdą, a zmyśleniem jest tu jednak tak płynna, że ciężko
ją jednoznacznie sklasyfikować. Całość ma także dość specyficzną formę: rozdziały
mają postać miniatur. Uwagę przykuwa również niezwykle poetycki język.
Śmierć rodziców jest
dla Vilasa pretekstem do dokonania życiowego bilansu. Jawi mu się ono jako
pasmo porażek. Krytycznie patrzy na każdy aspekt swojej egzystencji i jest w
tych ocenach bezlitosny dla siebie. Uważa, że nic mu w życiu nie wyszło:
relacje z rodzicami, małżeństwo, praca, z własnymi dziećmi łączą go
jedynie powierzchowne, okazjonalne stosunki. Nie uniknął także uzależnienia od
alkoholu i leków. Ono przede wszystkim przyczyniło się do zniszczenia rodziny. Goryczy nie osładzają ani sukcesy poetyckie ani udział w bankiecie
wydanym przez króla Hiszpanii.
Mamy do czynienia z
człowiekiem przegranym, który bardzo trzeźwo patrzy na swoją sytuację.
Świadomość, że został sam na świecie sprawia, że poprzez wspomnienia chce na
nowo zbudować relację z rodzicami,
dzięki nim ma wrażenie, że ona nadal trwa. Ten proces odbudowy dotyczy również
pozostałych członków rodziny.
Vilas ostro rozlicza
się też z samą Hiszpanią. Opisuje liczne, nieudane próby wyjścia z biedy,
niemożność osiągnięcia awansu społecznego, mimo wielu lat pracy w szkolnictwie.
Sytuacji nie ułatwia trwający wciąż kryzys ekonomiczny, wysokie bezrobocie
wśród młodych ludzi, brak perspektyw.
Ordesa
to przede wszystkim opowieść o miłości. Nieumiejętności mówienia o niej i
okazywania jej. Rodzinie, którą wielu z nas docenia dopiero wtedy, gdy tej już
nie ma. Tęsknocie niemożliwej do ukojenia. Stracie, przemijaniu i dojmującej
samotności. Jest to również poruszające studium uzależnienia.
Monolog Vilasa nie daje
czytelnikowi chwili wytchnienia, nadziei. Mnóstwo tu melancholii, smutku,
przygnębienia. Jeśli pojawia się humor
to wyłącznie ironiczny, zgryźliwy. Typowy „ śmiech przez łzy”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że proces pisania
był dla autora rodzajem autoterapii. Z pewnością nie jest to łatwa lektura, nie
ulega jednak wątpliwości, że warto podjąć trud i przeczytać ją w całości. To
tekst do przeżycia, przemyślenia i wyciągnięcia wniosków.
Siła powieści Manuela
Vilasa tkwi przede wszystkim w uniwersalności. Każdy z nas nosi lub będzie
nosił taką książkę w sobie. Wcześniej, czy później wszyscy będziemy musieli
zmierzyć się z tematami ostatecznymi, o których na co dzień wolimy nie myśleć,
odsuwamy je od siebie, jak najdalej. Tego typu literatura jest ważna i
potrzebna. Poszerza świadomość, oswaja lęk, stanowi przestrogę. Mądrych książek
nigdy dość. Ta taka właśnie jest.
M.Vilas, Ordesa, tł. C. Marrodán Casas, Wydawnictwo
Rebis 2019.
*Dziękuję
Wydawnictwu
Rebis za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń