W
pierwszej chwili pomysł na napisanie biografii kota wydaje się ekscentryczny.
Pogląd ten ulega diametralnej zmianie,
gdy okazuje się, że chodzi o życiorys kota Iwana Konwickiego. Wtedy wiadomo już
na pewno, że to pomysł znakomity. Lektura tekstu potwierdza, że został on także
doskonale zrealizowany.
Ustalenie ojcostwa to
sprawa zasadnicza. Bywa, że skomplikowana, również w świecie zwierząt. Zawiłą
kwestia proweniencji kota Iwana zajmuje się we wstępie do książki prawnuczka
Jarosława Iwaszkiewicza – Ludwika Włodek. Czy ojcem Iwana był rudy kot Bazyli? A
może jego istnienie to efekt romansu matki – Jagusi z jakimś półdzikim kocurem,
który od czasu do czasu pojawiał się w Podkowie Leśnej? Zdania na ten temat są
podzielone, a wersje zdarzeń przekazywanych w rodzinie z pokolenia na pokolenie
znacznie się różnią. Pewne jest tylko jedno: Iwan został podarowany państwu
Konwickim przez Marię – córkę Iwaszkiewicza.
Iwan, jak wskazuje już
samo imię to osobnik trudny. Władczy, nieznoszący sprzeciwu, kapryśny,
złośliwy. Bez trudu zagarnął domowe terytorium i podporządkował sobie
wszystkich współlokatorów, szczególnie zaś swojego pana, pisarza – Tadeusza Konwickiego.
Gdy coś nie było po jego myśli, obrażony uciekał się do przemocy. Wymierzał
domownikom surowe kary w postaci uderzeń łapami, drapnięć, a nawet ugryzień.
Nie lubił wyjeżdżać na wakacje, zmuszał więc pana do dotrzymywania mu
towarzystwa, czemu ten, nie bez żalu oczywiście ulegał. Wspólnego mieszkania
nie ułatwiał fakt, że Iwan przez większość życia był brutalnym, niestrudzonym
mordercą. Jego ofiarami najczęściej padały wróble. Z dumą prezentował
właścicielom efekty swojej niecnej działalności. O jego względy zabiegali
przedstawiciele elity artystycznej Warszawy: Stanisław Dygat, Gustaw Holoubek.
Bezskutecznie. Zdarzało się, że jako jedyny z członków rodziny otrzymywał
zagraniczne paczki wypełnione konserwami. Bez mrugnięcia okiem uznawał, że to
mu się po prostu należało.
Iwan osiemnaście lat
swojego życia spędził w rodzinie Konwickich. Pisarz poświęcił mu liczne
fragmenty swojej twórczości. Doczekał się również osobnego tekstu: bajki Dlaczego kot jest kotem. Nie ulega
wątpliwości, że mimo niełatwego charakteru i wszystkich trudności związanych ze
wspólną egzystencją, stał się w tym czasie pełnoprawnym członkiem rodziny.
Konwiccy darzyli go ogromną miłością, przywiązaniem, podziwem.
Ta książka to dobro i piękno
w czystej postaci. Zabawna, mądra, czuła. We fragmentach poświęconych
odchodzeniu Iwana i jego pośmiertnemu życiu niezwykle wzruszająca i poruszająca.
Urokowi całości dodają śliczne ilustracje autorstwa Danuty Konwickiej.
Iwan
Konwicki, z domu Iwaszkiewicz, poleca się na wszelkie
smutki, chandry i depresje. Książka powinna być przepisywana jako lekarstwo na
różnego rodzaju dolegliwości. Natychmiastowe działanie i skuteczność
gwarantowana. Wartościowa treść w przepięknym wydaniu to duet idealny i
niezawodny.
Mało jest książek
budzących wyłącznie pozytywne uczucia. Uniwersalnych, takich, które ucieszą i
dorosłych i dzieci. Ta jest jedną z nich. Dlatego nie zastanawiajcie się dłużej
i sięgnijcie po nią czym prędzej. Jeśli jesteście zagorzałymi „psiarzami”, a na
koty macie alergię – Iwan z wrodzonym wdziękiem szybko przeciągnie was na swoją
stronę. Obiecuje.
Wracając
do Iwana, to powiem, że obecność Iwana do dzisiaj czuje. Minęło ze dwanaście
lat od czasu, kiedy on zniknął, odszedł. A mnie jeszcze się zdarza, że kiedy w
nocy przechodzę przez korytarz, to się potykam, bo mi się wydaje, że on
przebiega mi koło nóg. Nie dość tego. Mam uczucie, że on skądś tam nadzoruje
nas, naszą rodzinę.*
T.Konwicki,il.D.Konwicka,
Iwan Konwicki, z domu Iwaszkiewicz.
Biografia, Wydawnictwo Znak 2019.
*Dziękuję Wydawnictwu
Znak za przekazanie egzemplarza do recenzji.
*Cytowany fragment
pochodzi z omawianej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz