piątek, 18 października 2019

Lista. Dziennik 2005 – Anda Rottenberg


Jak pisać dziennik? Tylko tak, jak robi to Anda Rottenberg. Drugi po Berlińskiej depresji zbiór zapisków potwierdza, że obecnie jest ona jedną z najlepszych obserwatorek i komentatorek współczesności w polskim życiu publicznym.

Mam nadzieję, że odwiedzającym ten blog nie trzeba przedstawiać Andy Rottenberg. Gdyby jednak była taka konieczność, oficjalna nota biograficzna brzmi tak: historyczka i krytyczka sztuki, kuratorka wystaw. Wieloletnia dyrektorka warszawskiej Zachęty. Inicjatorka powołania i budowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Nie sposób wymienić wszystkich jej aktywności zawodowych. Jedną z najnowszych jest szefowanie działowi kultury w magazynie Vogue Polska.

Pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy, gdy myślę o Andzie Rottenberg to: erudycja, mądrość, odwaga, klasa, elegancja. Każdą z jej dotychczasowych publikacji, czytałam z dużą uwagą, zainteresowaniem, przyjemnością. Wszystkie były ucztą dla intelektu i ducha. Nie inaczej było w przypadku najnowszego dziennika.

Lista. Dziennik 2005 – obejmuje okres pół roku. Od chwili wybuchu afery związanej z tzw. „listą Wildsteina”, na której znalazło się nazwisko Rottenberg, do momentu uzyskania przez nią statusu pokrzywdzonej.

Autorka opisuje emocje związane z tą sprawą i atmosferę tamtego czasu. Siłą rzeczy sporo tu polityki i medialnego szumu. Oczywiście nie jest to jedyny temat. Obok tzw. życia z listą toczy się codzienność wypełniona podróżami, uczestnictwem w konferencjach, wystawach, spotkaniami z przyjaciółmi i rodziną. Paryż, Berlin, Kraków to tylko nieliczne z miejsc, które odwiedziła kuratorka w tym czasie. Wydarzenia towarzyskie przeplatają się z bardzo przyziemnymi sprawami: pielęgnacją ogrodu, opieką nad kotami, wizytami u fryzjera. Rottenberg odnotowuje również śmierć papieża Jana Pawła II i wrażenie, jakie wywarła na niej żałoba narodowa.

Jak najlepiej zachęcić do lektury dziennika? Dzieląc się jego fragmentami. Oto kilka smacznych kąsków na zaostrzenie czytelniczego apetytu.

Warszawa. Piątek 18 lutego 2005
Grypa Wildsteina szaleje w Naprawie. Wirus jest na płytce, pojemność siedemset mega. Gnasz do domu, jakbyś dostał w prezencie działkę brown sugar, zamykasz się i klikasz. Jeszcze tego sprawdzimy. I tego. No, no…A ta? Kto by pomyślał! Czy to na pewno ona?[…] Gorączka sobotniej nocy. Piątkowej. Wielkopostnej. Przed telewizorem.*

Warszawa. Czwartek, 3 marca 2005
Bardzo śmieszne. Rząd przechodzi do opozycji. Sam wobec siebie.

Warszawa. Sobota, 5 marca 2005
Francuzi, jeszcze jeden wysiłek! Jak spadnie adrenalina, to zacznę chorować i nigdy tego nie nadrobię. To wcale nie takie trudne, trzeba się tylko trochę skoncentrować. Kocurki, za dużo jecie, już nic nie zostało. Żadnych zapasów. Trzeba do supermarketu, jak cała Polska, hurtowo. Żeby tylko nie zapomnieć spodni do pralni Acha, przecież nie działa kablówka, dzieci znów będą narzekać, że nie działa Fox Kids. Skąd znowu tyle butelek? Prawda, rodzina była tu przez cały tydzień, chyba zapraszali gości! Awizo! Nie, poczta nie! Na pewno znów zaświadczenie o braku dochodów. Gdzie tu zaparkować? Może uda się wjechać w tę bryłę śniegu? […]*

Warszawa. Poniedziałek, 4 kwietnia 2005
Wszystko odwołane. Wszystko zamiera. Ulga, że mogę nie jechać do Gdańska. I do Moskwy. Przepraszam, ale wyłoniły się inne okoliczności. Życzę owocnych obrad. Na chwilę nie muszę uczestniczyć w codziennym kontredansie. Na chwilę mogę się wyłączyć. Zwolnić tempo. Jechać sześćdziesiąt na godzinę wśród innych, którzy też przestali się spieszyć i zaczęli ustępować pierwszeństwa. Patrzeć na zawiązki tulipanów i nabrzmiewające pąki na drzewach w moim ogrodzie. Jechać z kotem do lekarza, żeby mu wyleczyć skaleczenie dowodzące jego wzmożonej wiosennej aktywności […]*

Warszawa. Niedziela, 10 kwietnia
Po elegijnym tygodniu wypełnionym modlitwą, miłością i gestami pojednania – nawet Lechu pojednał się z Olkiem – wracamy do rzeczywistości. Najpierw otrząsa się motłoch w szalik  ach, ryczący na dworcach i stadionach swoje nienawistne zaklęcia. Do telewizji wraca reklama, zawsze głośniejsza od bieżących programów. Potem obudzą się inne upiory. Zmarł Jerzy Grzegorzewski. Chyba był bardzo zmęczony.*

Lista. Dziennik 2005 to znakomita książka. Jej jedyną wadą jest to, że jest za krótka, a można by ją czytać jeszcze i jeszcze. Bez końca. Mnogość wydarzeń kulturalnych, w których uczestniczy Anda Rottenberg, erudycja i lekkość, z jaką pisze, może zawstydzić niejednego czytelnika. Świadomość, ilu rzeczy nie wiemy i jak wiele pozostało do odkrycia, wywołuje pozytywne uczucie „intelektualnego głodu” i chęć nadrobienia zaległości. Chcę czytać już tylko takie dzienniki, a moja sympatia dla autorki wzrasta z każdą kolejną jej książką.

Żyjemy w czasach deficytu autorytetów w sferze publicznej i dewaluacji elementarnych wartości. Głos Andy Rottenberg jest tym, którego chce się słuchać i którego warto słuchać uważnie. Gdy inni kalkują, czy warto zabrać głos w ważnych społecznie sprawach, ona odważnie, nie zważając na konsekwencje mówi to, co myśli. W spolaryzowanym społeczeństwie, mediach, w których dominuje język nienawiści, ona pokazuje, że można rozmawiać, różnić się, zachowując przy tym szacunek dla oponentów. Mam nadzieję, że nie będziemy długo czekać na kolejną książkę Andy Rottenberg i, że jej aktywność zawodowa wbrew zapowiedziom nie zmniejszy się, bo szczególnie teraz jest nam bardzo potrzebna.

A.Rottenberg, Lista. Dziennik 2005, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2019.
*Dziękuję Wydawnictwu Krytyki Politycznej za przekazanie egzemplarza do recenzji.
*Wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz