Jak
pisać dziennik? Tylko tak, jak robi to Anda Rottenberg. Drugi po Berlińskiej depresji zbiór zapisków
potwierdza, że obecnie jest ona jedną z najlepszych obserwatorek i komentatorek
współczesności w polskim życiu publicznym.
Mam nadzieję, że
odwiedzającym ten blog nie trzeba przedstawiać Andy Rottenberg. Gdyby jednak
była taka konieczność, oficjalna nota biograficzna brzmi tak: historyczka i
krytyczka sztuki, kuratorka wystaw. Wieloletnia dyrektorka warszawskiej Zachęty.
Inicjatorka powołania i budowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Nie
sposób wymienić wszystkich jej aktywności zawodowych. Jedną z najnowszych jest
szefowanie działowi kultury w magazynie Vogue
Polska.
Pierwsze słowa, które
przychodzą mi do głowy, gdy myślę o Andzie Rottenberg to: erudycja, mądrość,
odwaga, klasa, elegancja. Każdą z jej dotychczasowych publikacji, czytałam z
dużą uwagą, zainteresowaniem, przyjemnością. Wszystkie były ucztą dla intelektu
i ducha. Nie inaczej było w przypadku najnowszego dziennika.
Lista.
Dziennik 2005 – obejmuje okres pół roku. Od chwili
wybuchu afery związanej z tzw. „listą Wildsteina”, na której znalazło się
nazwisko Rottenberg, do momentu uzyskania przez nią statusu pokrzywdzonej.
Autorka opisuje emocje
związane z tą sprawą i atmosferę tamtego czasu. Siłą rzeczy sporo tu polityki i
medialnego szumu. Oczywiście nie jest to jedyny temat. Obok tzw. życia z listą
toczy się codzienność wypełniona podróżami, uczestnictwem w konferencjach,
wystawach, spotkaniami z przyjaciółmi i rodziną. Paryż, Berlin, Kraków to tylko
nieliczne z miejsc, które odwiedziła kuratorka w tym czasie. Wydarzenia
towarzyskie przeplatają się z bardzo przyziemnymi sprawami: pielęgnacją ogrodu,
opieką nad kotami, wizytami u fryzjera. Rottenberg odnotowuje również śmierć
papieża Jana Pawła II i wrażenie, jakie wywarła na niej żałoba narodowa.
Jak najlepiej zachęcić
do lektury dziennika? Dzieląc się jego fragmentami. Oto kilka smacznych kąsków
na zaostrzenie czytelniczego apetytu.
Warszawa.
Piątek 18 lutego 2005
Grypa
Wildsteina szaleje w Naprawie. Wirus jest na płytce, pojemność siedemset mega.
Gnasz do domu, jakbyś dostał w prezencie działkę brown sugar, zamykasz się i
klikasz. Jeszcze tego sprawdzimy. I tego. No, no…A ta? Kto by pomyślał! Czy to
na pewno ona?[…] Gorączka sobotniej nocy. Piątkowej. Wielkopostnej. Przed
telewizorem.*
Warszawa.
Czwartek, 3 marca 2005
Bardzo
śmieszne. Rząd przechodzi do opozycji. Sam wobec siebie.
Warszawa. Sobota, 5
marca 2005
Francuzi,
jeszcze jeden wysiłek! Jak spadnie adrenalina, to zacznę chorować i nigdy tego
nie nadrobię. To wcale nie takie trudne, trzeba się tylko trochę skoncentrować.
Kocurki, za dużo jecie, już nic nie zostało. Żadnych zapasów. Trzeba do
supermarketu, jak cała Polska, hurtowo. Żeby tylko nie zapomnieć spodni do
pralni Acha, przecież nie działa kablówka, dzieci znów będą narzekać, że nie
działa Fox Kids. Skąd znowu tyle butelek? Prawda, rodzina była tu przez cały
tydzień, chyba zapraszali gości! Awizo! Nie, poczta nie! Na pewno znów
zaświadczenie o braku dochodów. Gdzie tu zaparkować? Może uda się wjechać w tę
bryłę śniegu? […]*
Warszawa.
Poniedziałek, 4 kwietnia 2005
Wszystko
odwołane. Wszystko zamiera. Ulga, że mogę nie jechać do Gdańska. I do Moskwy. Przepraszam,
ale wyłoniły się inne okoliczności. Życzę owocnych obrad. Na chwilę nie muszę
uczestniczyć w codziennym kontredansie. Na chwilę mogę się wyłączyć. Zwolnić
tempo. Jechać sześćdziesiąt na godzinę wśród innych, którzy też przestali się
spieszyć i zaczęli ustępować pierwszeństwa. Patrzeć na zawiązki tulipanów i
nabrzmiewające pąki na drzewach w moim ogrodzie. Jechać z kotem do lekarza,
żeby mu wyleczyć skaleczenie dowodzące jego wzmożonej wiosennej aktywności […]*
Warszawa.
Niedziela, 10 kwietnia
Po
elegijnym tygodniu wypełnionym modlitwą, miłością i gestami pojednania – nawet
Lechu pojednał się z Olkiem – wracamy do rzeczywistości. Najpierw otrząsa się
motłoch w szalik ach, ryczący na
dworcach i stadionach swoje nienawistne zaklęcia. Do telewizji wraca reklama,
zawsze głośniejsza od bieżących programów. Potem obudzą się inne upiory. Zmarł
Jerzy Grzegorzewski. Chyba był bardzo zmęczony.*
Lista.
Dziennik 2005 to znakomita książka. Jej jedyną wadą jest to, że jest za krótka, a można by ją
czytać jeszcze i jeszcze. Bez końca. Mnogość wydarzeń kulturalnych, w których
uczestniczy Anda Rottenberg, erudycja i lekkość, z jaką pisze, może zawstydzić
niejednego czytelnika. Świadomość, ilu rzeczy nie wiemy i jak wiele pozostało do
odkrycia, wywołuje pozytywne uczucie „intelektualnego głodu” i chęć nadrobienia
zaległości. Chcę czytać już tylko takie dzienniki, a moja sympatia dla
autorki wzrasta z każdą kolejną jej książką.
Żyjemy w czasach deficytu
autorytetów w sferze publicznej i dewaluacji elementarnych wartości. Głos Andy
Rottenberg jest tym, którego chce się słuchać i którego warto słuchać uważnie. Gdy
inni kalkują, czy warto zabrać głos w ważnych społecznie sprawach, ona
odważnie, nie zważając na konsekwencje mówi to, co myśli. W spolaryzowanym
społeczeństwie, mediach, w których dominuje język nienawiści, ona pokazuje, że
można rozmawiać, różnić się, zachowując przy tym szacunek dla oponentów. Mam
nadzieję, że nie będziemy długo czekać na kolejną książkę Andy Rottenberg i, że
jej aktywność zawodowa wbrew zapowiedziom nie zmniejszy się, bo szczególnie
teraz jest nam bardzo potrzebna.
A.Rottenberg, Lista. Dziennik 2005, Wydawnictwo
Krytyki Politycznej 2019.
*Dziękuję Wydawnictwu Krytyki
Politycznej za przekazanie egzemplarza do recenzji.
*Wszystkie cytaty
pochodzą z omawianej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz