Sex,
drugs and rock'n'roll – to powszechne wyobrażenie o życiu muzyków, zwłaszcza
rockowych, nie tylko na świecie, ale również w Polsce. Na pierwszy rzut oka wydaje się krzywdzące i
niesprawiedliwe. Bardzo często okazuje się jednak zgodne z prawdą. Potwierdza je także autobiografia Muńka
Staszczyka autorstwa Rafała Księżyka.
Po serii trudnych
tematycznie i obciążających emocjonalnie lektur, w święta Bożego Narodzenia
postanowiłam sięgnąć po coś lżejszego, bardziej relaksującego. Mój wybór padł
na stojącego od jesieni na półce Kinga.
Duża ilość wolnego czasu podczas przerwy świątecznej sprawiła, że nie
przestraszyłam się srogiej objętości tomu (523 strony). Całość czyta się znakomicie, mówiąc kolokwialnie
jednym tchem. Czy była to lektura lekka i relaksująca? Nie do końca, bo
pozostawiła po sobie dość ponure refleksje. Niemniej jednak, nie żałuje
poświęconego na nią czasu.
Staszczyk od dawna nie
jest już bohaterem mojej muzycznej bajki. W młodości natomiast, jak większość
osób z pokolenia 30-40 latków zdarzało mi się nucić Warszawę, Kinga, czy później, atakujący zewsząd, mocno popowy super
hit Chłopaki nie płaczą. Dziś
pozostał mi sentyment do piosenek i sympatia dla ich twórcy. Do książki
bardziej od głównego bohatera przyciągnęło mnie jednak nazwisko autora
autobiografii, przeprowadzającego rozmowy – Rafała Księżyka.
W kategorii
wywiadów – rzek z muzykami jest on niekwestionowanym mistrzem, a jego nazwisko
na okładce książki stanowi gwarancję jakości. Wydaje się, że dysponuje on
wiedzą tajemną i posiada specjalny klucz do otwierania swoich rozmówców. W
rozmowach z nim wszyscy są szczerzy, mówią to, czego nie powiedzieli dotąd
nikomu innemu. Czasem na granicy ekshibicjonizmu Jakby czuli, że ściemniać Księżykowi
to po prostu wstyd. Szczerość czyni te wywiady wyjątkowymi. Niejednokrotnie
brzmią one, jak spowiedź. Doskonałe przygotowanie autora, redakcja i układ
tekstu sprawiają, że życiorysy muzyków czytamy z napięciem porównywalnym do
lektury najlepszej powieści przygodowej, czy scenariusza filmowego. Duża to
sztuka.
Po Tomaszu Stańce,
Robercie Brylewskim, Tymonie Tymańskim Kaziku Staszewskim i Marcinie
Świetlickim, przyszedł czas na Zygmunta Staszczyka. Ten ostatni sam zabiegał o
rozmowę z Księżykiem. Nic w tym dziwnego, znaleźć się w takim towarzystwie to
zaszczyt.
Można powiedzieć, że
historia zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem jest już tylko lepiej. W 2018
roku, po 35 latach Muniek postanowił zawiesić działalność zespołu T.Love. W związku z tym jest pytany o to, jak się
żyje na „emeryturze” i, czy w końcu dojrzał do tego, by stać się Zygmuntem i
czy w ogóle mu na tym zależy.
Dalej jest już
klasycznie, czyli od początku: o domu rodzinnym, podwórkowym życiu, szkole,
burzliwej młodości, pierwszych miłościach, wreszcie o małej rodzinnej
stabilizacji. Z tej części wyłania się obraz chłopaka z częstochowskiego
osiedla bloków z wielkiej płyty, który wychował się z kluczem na szyi, bo
zapracowani rodzice mieli dla niego mało czasu. Mimo to dostawał w domu dużo
miłości, akceptacji, a przede wszystkim wyniósł z niego etos pracy. W okresie
liceum zafascynował się muzyką rockową, która w czasach PRL-u była odskocznią
od rzeczywistości. Dzięki niej poczuł, że z dobrze znanego podwórka warto
wyruszyć w świat. Pierwszym szczytem marzeń była stolica. Konsekwentnie
zrealizował swój plan.
Przyszedł czas na
muzykę. Pierwsze zespoły, piosenki, roszady w składach, koncerty reakcje
publiczności. Zanim nastała era T. Love było kilka innych formacji. W końcu
stało się i na scenie pojawił się T. Love – o początkach, pisaniu tekstów,
koncertach, relacjach w zespole, Staszczyk opowiada barwnie, racząc nas różnymi
anegdotami.
Wraz z piosenką
Warszawa przyszła popularność i pierwsze poważne pieniądze. Potem pojawiły się
kolejne przeboje, nastąpił skręt zespołu w stronę popu i wejście do mainstreamu
„na pełnej petardzie”, wraz z hitem Chłopaki
nie płaczą. King to w dużej mierze
opowieść o zachłyśnięciu się sławą, które często oznaczało jazdę po bandzie,
brak hamulców, nieustanną imprezę. Popularność zespołu, sympatia publiczności i
osobowość Muńka sprawiły, że zaczął być on postrzegany jako autorytet i był
proszony o zabranie głosu w debacie publicznej na różne, poza muzyczne tematy. Jak
sam mówi, poczuł wtedy mocne uderzenie sodówki.
Sława to jednak nie
tylko blaski, ale także, a może przede wszystkim cienie. Te pojawiły się
szybko. Używki, głównie alkohol, który z czasem stał się warunkiem koniecznym
pracy i dobrego funkcjonowania również poza sceną. Zainteresowanie fanek,
zdrady małżeńskie, o których Staszczyk opowiada z rozbrajającą szczerością.
Kryzysy nie ominęły też zespołu, w którym z czasem zaczęła się walka o
dominację i wpływy. Sukces komercyjny sprawił, że oczekiwania wobec zespołu
wzrosły. Oczekiwano, że każda kolejna piosenka stanie się szlagierem radiowym,
co nie zawsze szło w parze z satysfakcją artystyczną. Kapela miała być maszynką
do zarabiania pieniędzy. Wszystko to finalnie doprowadziło Muńka do depresji i
decyzji o zawieszeniu działalności zespołu.
Funkcjonowanie w
show-biznesie wiąże się z nawiązywaniem relacji. Opowieści o przyjaźni z
Kazikiem Staszewskim, Robertem Brylewskim, Janem Benedkiem, czy Janem Nowickim,
a także o znajomości z Korą są istotnym elementem książki. Dzięki nim poznajemy
nie tylko spory kawałek historii polskiej muzyki, ale także popkultury. Równie
istotne są tu inspiracje i fascynacje muzyczne, w tym ta największa:
twórczością Boba Dylana.
Ważnym tematem rozmów
jest wiara , nawrócenie.. Już w piosence Bóg
Staszczyk
śpiewał: Tak bardzo chciałbym zostać
kumplem twym. Wygląda na to, że w końcu mu się to udało. Choć jak sam mówi,
cały czas miewa wątpliwości, wadzi się z Absolutem i poszukuje najlepszej dla
siebie formy relacji.
King, to w sumie dość gorzka książkowa pigułka.
Wyłania się z niej obraz człowieka doświadczonego, pogubionego, samotnego. Po
lekturze trudno uniknąć refleksji, że spokój i równowagę należy mieć w sobie. Nie gwarantują ich wcale sukces
zawodowy, satysfakcja finansowa, rodzina, czy przyjaciele i wydawałoby się
spełnione życie.
Życie dopisało do tej
autobiografii kolejny, smutny rozdział. W lipcu ubiegłego roku, po koncercie
Boba Dylana w Londynie, Staszczyk doznał wylewu. Cudem uszedł z życiem, nie doznając
przy tym większego uszczerbku na zdrowiu. Niemniej jego aktywność zawodowa i
promocja drugiego solowego albumu została na jakiś czas przymusowo wstrzymana.
Tekst czytany z tą świadomością nabiera nowego znaczenia. Czyni całość jeszcze mocniejszą,
bardziej dojmującą.
Rozliczenia życiowe,
podsumowania, przemyślenia dotyczące kondycji ludzkiej, czynią z Kinga lekturę
uniwersalną, która będzie interesująca nie tylko dla zagorzałych fanów artysty.
Tych ostatnich naturalnie nie trzeba do czytania zachęcać.
King! Muniek Staszczyk.
Autobiografia. Rozmawia Rafał Księżyk,
Wydawnictwo Literackie 2019.
*Dziękuję Wydawnictwu
Literackiemu za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz