niedziela, 19 stycznia 2020

King! Muniek Staszczyk. Autobiografia – rozmawia Rafał Księżyk


Sex, drugs and rock'n'roll – to powszechne wyobrażenie o życiu muzyków, zwłaszcza rockowych, nie tylko na świecie, ale również w Polsce. Na pierwszy rzut oka wydaje się krzywdzące i niesprawiedliwe. Bardzo często okazuje się jednak zgodne z prawdą.  Potwierdza je także autobiografia Muńka Staszczyka autorstwa Rafała Księżyka.

Po serii trudnych tematycznie i obciążających emocjonalnie lektur, w święta Bożego Narodzenia postanowiłam sięgnąć po coś lżejszego, bardziej relaksującego. Mój wybór padł na stojącego od jesieni na półce Kinga. Duża ilość wolnego czasu podczas przerwy świątecznej sprawiła, że nie przestraszyłam się srogiej objętości tomu (523 strony).  Całość czyta się znakomicie, mówiąc kolokwialnie jednym tchem. Czy była to lektura lekka i relaksująca? Nie do końca, bo pozostawiła po sobie dość ponure refleksje. Niemniej jednak, nie żałuje poświęconego na nią czasu.

Staszczyk od dawna nie jest już bohaterem mojej muzycznej bajki. W młodości natomiast, jak większość osób z pokolenia 30-40 latków zdarzało mi się nucić Warszawę, Kinga, czy później, atakujący zewsząd, mocno popowy super hit Chłopaki nie płaczą. Dziś pozostał mi sentyment do piosenek i sympatia dla ich twórcy. Do książki bardziej od głównego bohatera przyciągnęło mnie jednak nazwisko autora autobiografii, przeprowadzającego rozmowy – Rafała Księżyka. 

W kategorii wywiadów – rzek z muzykami jest on niekwestionowanym mistrzem, a jego nazwisko na okładce książki stanowi gwarancję jakości. Wydaje się, że dysponuje on wiedzą tajemną i posiada specjalny klucz do otwierania swoich rozmówców. W rozmowach z nim wszyscy są szczerzy, mówią to, czego nie powiedzieli dotąd nikomu innemu. Czasem na granicy ekshibicjonizmu Jakby czuli, że ściemniać Księżykowi to po prostu wstyd. Szczerość czyni te wywiady wyjątkowymi. Niejednokrotnie brzmią one, jak spowiedź. Doskonałe przygotowanie autora, redakcja i układ tekstu sprawiają, że życiorysy muzyków czytamy z napięciem porównywalnym do lektury najlepszej powieści przygodowej, czy scenariusza filmowego. Duża to sztuka.

Po Tomaszu Stańce, Robercie Brylewskim, Tymonie Tymańskim Kaziku Staszewskim i Marcinie Świetlickim, przyszedł czas na Zygmunta Staszczyka. Ten ostatni sam zabiegał o rozmowę z Księżykiem. Nic w tym dziwnego, znaleźć się w takim towarzystwie to zaszczyt.

Można powiedzieć, że historia zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem jest już tylko lepiej. W 2018 roku, po 35 latach Muniek postanowił zawiesić działalność zespołu T.Love.  W związku z tym jest pytany o to, jak się żyje na „emeryturze” i, czy w końcu dojrzał do tego, by stać się Zygmuntem i czy w ogóle mu na tym zależy.

Dalej jest już klasycznie, czyli od początku: o domu rodzinnym, podwórkowym życiu, szkole, burzliwej młodości, pierwszych miłościach, wreszcie o małej rodzinnej stabilizacji. Z tej części wyłania się obraz chłopaka z częstochowskiego osiedla bloków z wielkiej płyty, który wychował się z kluczem na szyi, bo zapracowani rodzice mieli dla niego mało czasu. Mimo to dostawał w domu dużo miłości, akceptacji, a przede wszystkim wyniósł z niego etos pracy. W okresie liceum zafascynował się muzyką rockową, która w czasach PRL-u była odskocznią od rzeczywistości. Dzięki niej poczuł, że z dobrze znanego podwórka warto wyruszyć w świat. Pierwszym szczytem marzeń była stolica. Konsekwentnie zrealizował swój plan.

Przyszedł czas na muzykę. Pierwsze zespoły, piosenki, roszady w składach, koncerty reakcje publiczności. Zanim nastała era T. Love było kilka innych formacji. W końcu stało się i na scenie pojawił się T. Love – o początkach, pisaniu tekstów, koncertach, relacjach w zespole, Staszczyk opowiada barwnie, racząc nas różnymi anegdotami.

Wraz z piosenką Warszawa przyszła popularność i pierwsze poważne pieniądze. Potem pojawiły się kolejne przeboje, nastąpił skręt zespołu w stronę popu i wejście do mainstreamu „na pełnej petardzie”, wraz z hitem Chłopaki nie płaczą. King to w dużej mierze opowieść o zachłyśnięciu się sławą, które często oznaczało jazdę po bandzie, brak hamulców, nieustanną imprezę. Popularność zespołu, sympatia publiczności i osobowość Muńka sprawiły, że zaczął być on postrzegany jako autorytet i był proszony o zabranie głosu w debacie publicznej na różne, poza muzyczne tematy. Jak sam mówi, poczuł wtedy mocne uderzenie sodówki.

Sława to jednak nie tylko blaski, ale także, a może przede wszystkim cienie. Te pojawiły się szybko. Używki, głównie alkohol, który z czasem stał się warunkiem koniecznym pracy i dobrego funkcjonowania również poza sceną. Zainteresowanie fanek, zdrady małżeńskie, o których Staszczyk opowiada z rozbrajającą szczerością. Kryzysy nie ominęły też zespołu, w którym z czasem zaczęła się walka o dominację i wpływy. Sukces komercyjny sprawił, że oczekiwania wobec zespołu wzrosły. Oczekiwano, że każda kolejna piosenka stanie się szlagierem radiowym, co nie zawsze szło w parze z satysfakcją artystyczną. Kapela miała być maszynką do zarabiania pieniędzy. Wszystko to finalnie doprowadziło Muńka do depresji i decyzji o zawieszeniu działalności zespołu.

Funkcjonowanie w show-biznesie wiąże się z nawiązywaniem relacji. Opowieści o przyjaźni z Kazikiem Staszewskim, Robertem Brylewskim, Janem Benedkiem, czy Janem Nowickim, a także o znajomości z Korą są istotnym elementem książki. Dzięki nim poznajemy nie tylko spory kawałek historii polskiej muzyki, ale także popkultury. Równie istotne są tu inspiracje i fascynacje muzyczne, w tym ta największa: twórczością Boba Dylana.

Ważnym tematem rozmów jest wiara , nawrócenie.. Już w piosence Bóg  Staszczyk śpiewał: Tak bardzo chciałbym zostać kumplem twym. Wygląda na to, że w końcu mu się to udało. Choć jak sam mówi, cały czas miewa wątpliwości, wadzi się z Absolutem i poszukuje najlepszej dla siebie formy relacji.

King, to w sumie dość gorzka książkowa pigułka. Wyłania się z niej obraz człowieka doświadczonego, pogubionego, samotnego. Po lekturze trudno uniknąć refleksji, że spokój i równowagę należy  mieć w sobie. Nie gwarantują ich wcale sukces zawodowy, satysfakcja finansowa, rodzina, czy przyjaciele i wydawałoby się spełnione życie.

Życie dopisało do tej autobiografii kolejny, smutny rozdział. W lipcu ubiegłego roku, po koncercie Boba Dylana w Londynie, Staszczyk doznał wylewu. Cudem uszedł z życiem, nie doznając przy tym większego uszczerbku na zdrowiu. Niemniej jego aktywność zawodowa i promocja drugiego solowego albumu została na jakiś czas przymusowo wstrzymana. Tekst czytany z tą świadomością nabiera nowego znaczenia. Czyni całość jeszcze mocniejszą, bardziej dojmującą.

Rozliczenia życiowe, podsumowania, przemyślenia dotyczące kondycji ludzkiej, czynią z Kinga lekturę uniwersalną, która będzie interesująca nie tylko dla zagorzałych fanów artysty. Tych ostatnich naturalnie nie trzeba do czytania zachęcać.

King! Muniek Staszczyk. Autobiografia. Rozmawia Rafał Księżyk,  Wydawnictwo Literackie 2019.        
*Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za przekazanie egzemplarza do recenzji.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz