To
książka przyjemna, lekka i łatwa, w najlepszym znaczeniu tych słów. Idealna do
zapomnienia o całym świecie i złapania oddechu W sam raz na ten niespokojny,
pandemiczny czas.
Rząd zapowiada
stopniowe odmrażanie gospodarki i wspaniałomyślnie pozwolił obywatelom na
ponowne spacery po parkach i lasach. W związku z tym, i ja postanowiłam
wskrzesić blog i wydobyć go ze stanu hibernacji, w którym trwał od końca
lutego.
#zostańwdomu znienawidziłam
już po trzech dniach, podobnie było z falą wszelkich poleceń kulturalnych,
która zalała Internet z siłą tsunami i presją wywieraną przez mniej lub
bardziej znanych użytkowników mediów społecznościowych, by czas kwarantanny i
przymusowej izolacji społecznej był okresem nadrobienia zaległości kulturalnych
i innych, zdobywania nowych umiejętności, pieczenia chleba, umacniania więzi
rodzinnych i koniecznie rozwoju duchowego. Wiedziałam, że jak zawsze pójdę pod
prąd.
Tęskniłam za tym, by głównym tematem Faktów,
zamiast ponurych statystyk i jeszcze bardziej ponurych prognoz, znów stał
się palec posłanki Lichockiej, kamienica Mariana Banasia, czy brawurowe loty
marszałka Kuchcińskiego. Chciałam natychmiast iść do kina, zjeść ciastko w
ulubionej kawiarni i obiad w ulubionej restauracji, leżeć na plaży w
zatłoczonym kurorcie i kąpać się w zimnym, stalowoszarym Bałtyku, spędzać czas
w miłym towarzystwie, grając przy okazji w niewymagające intelektualnie gry
planszowe J. Marzeniem
mojego życia stała się wizyta u fryzjera i posiadanie domku w lesie. Uznałam,
że to nie jest dobry czas na prowadzenie bloga, a pisanie o książkach było
ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę.
Cały czas jednak dużo
czytam, a książki pozostały dla mnie jedną z nielicznych, niezmiennych rzeczy w
tej tzw. „nowej rzeczywistości”. Stosy lektur do przeczytania na szczęście
wciąż piętrzą się na moim biurku i w innych częściach mieszkania. Są obecne
również na czytniku i wszelkich innych możliwych nośnikach. To daje poczucie
bezpieczeństwa i stałości w chaosie. Chwilowo odpadła wymówka braku czasu i
nadmiaru pracy, zatem najwyższa pora
odkurzyć swój „kawałek podłogi”.
Podzielę się z wami swoimi wrażeniami z
lektur, które przeczytałam do tej pory w czasie kwarantanny. Nie zawsze będą to
wybory oczywiste i „ku pokrzepieniu serc”. Żeby was jednak nie zniechęcić do
zaglądania na moje łamy, zaczynam od przyjemnej nowości wydawniczej, która w
dodatku idealnie pasuje do obchodzonego dzisiaj święta, czyli Międzynarodowego Dnia
Książki i Praw Autorskich. Od kilkunastu lat dla mnie jest to podwójne święto.
Droga M. dzisiejsza recenzja jest ze szczególną dedykacją dla Ciebie J.
Oglądanie księgozbiorów
znajomych, podczas pierwszej wizyty w ich domach, jest dla mnie zawsze jednym z
najprzyjemniejszych momentów. Możliwość zajrzenia do domowych bibliotek pisarzy
i innych osób znanych, które lubię i podziwiam, od zawsze jest na liście moich
marzeń. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach książkę Pokaż mi swoją bibliotekę Aleksandry Rybki, wiedziałam, że będzie to
idealna lektura dla mnie. Nie pomyliłam się. Dzięki autorce mogłam odbyć swoją
wymarzoną „podróż”.
Rybka obejrzała domowe
biblioteki: Jerzego Bralczyka i jego żony Lucyny Kirwil, Sylwii Chutnik, Jacka
Dehnela, Anny Dziewit-Meller, Michała Rusinka, Agaty Tuszyńskiej, Krzysztofa
Vargi, Pawła Dunina-Wąsowicza, Macieja Sieńczyka, Małgorzaty
Gutowskiej-Adamczyk, Michała Cichego, Alicji Gęścińskiej, Jerzego Jarniewicza,
Macieja Roberta. O niektórych księgozbiorach jedynie rozmawiała z ich
właścicielami.
Każdy z nas ma swoją
prywatną historię czytania. Począwszy od
sposobu ułożenia książek na półkach, przez najważniejszych autorów, na
rytuałach czytelniczych i ulubionych miejscach do lektury kończąc. O tym
wszystkim jest właśnie Pokaż mi swoją
bibliotekę.
W ten sposób
dowiadujemy się m.in. , że Jerzy Bralczyk ciągle wraca do tych samych lektur
zaliczanych do klasyki literatury, wciąż korzysta z tradycyjnych słowników i
mają z żoną odrębne księgozbiory, bo ona posiada głównie literaturę fachową,
związaną ze swoim zawodem (psychologia),a dla relaksu sięga po nowości
wydawnicze. Z kolei dla Jacka Dehnela decyzja o połączeniu księgozbiorów z
partnerem była jedną z najpoważniejszych decyzji związkowych. Justyna
Sobolewska i Krzysztof Varga cierpią na abibliofobię, czyli lęk, że nie będą
mieli co czytać, bo zabraknie im książek np. podczas urlopu. Anna
Dziewit-Meller wraz z mężem ulubione książki trzymają w toalecie, ponieważ jest
to miejsce najbardziej sprzyjające spokojnej lekturze. Sylwia Chutnik jest „dziewczyną
z papiernika”. Paweł Dunin-Wąsowicz nie zaprasza nikogo do domu, bo książki całkowicie
opanowały przestrzeń i nie da się tam swobodnie poruszać.
Autorka zadaje
wszystkim te same pytania, dodatkowo rozwija wątki podjęte przez swoich
rozmówców. Wśród stałych pytań są te o trzon księgozbioru, ważne książki z
dzieciństwa, ulubionych autorów, literackie guilty pleasure, stosunek do
pożyczania książek innym, korzystanie z bibliotek, czy miesięczne limity
finansowe na zakupy książkowe. Jedyne czego osobiście zabrakło mi jako
uzupełnienie tych ciekawych rozmów to zdjęcia całych bibliotek lub choćby
pojedynczych regałów. Wtedy poczucie podglądania przez dziurkę od klucza byłoby
już w pełni zaspokojone.
Pokaż
mi swoją bibliotekę to książka która budzi wyłącznie
pozytywne uczucia. Bardzo dużo w niej ciepła, domowej atmosfery. W każdym
momencie czuje się, że autorka jest autentycznie ciekawa swoich rozmówców, nie
rozmawia wyłącznie z zawodowego obowiązku. Można tę książkę czytać od deski do
deski, lub na wyrywki. Można znaleźć tu inspiracje dla siebie i porównać swoje
zwyczaje i doświadczenia z innymi. Przede wszystkim jest to jednak książka, w
której można się rozgościć, rozsmakować i z przyjemnością zatracić, zapominając
przy tym o świecie dookoła. Co najważniejsze jest to też książka, do której
można wielokrotnie wracać i wciąż odkrywać coś nowego. Lektura obowiązkowa dla
każdego mola książkowego i nie tylko. Nie przegapcie!
A.Rybka, Pokaż mi swoją bibliotekę, Wydawnictwo
Znak 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz