niedziela, 24 maja 2020

Wierzyliśmy jak nikt – Rebecca Makkai


O tej książce powiedziano i napisano już prawie wszystko – wszędzie. W zasadzie zebrała same pochlebne opinie. Z reguły taka sytuacja budzi moje podejrzenia i natychmiast mam ochotę sprawdzić, jak jest naprawdę? W tym przypadku okazało się, że wszystkie te peany są w pełni uzasadnione, a w okładkowych blurbach nie ma cienia przesady, czy marketingowej ściemy. Dlatego postanowiłam dołączyć swój głos do tego chóru zachwytów.

Tak wiem – obiecywałam zmartwychwstanie bloga i bardziej regularne sprawozdania z kwarantannowych lektur. Jeśli zapytacie, gdzie byłam, gdy mnie nie było? Bez wahania odpowiem, że podobnie, jak większość Polaków walczyłam z ostrym cieniem mgły – to oczywiste, prawda?  Gdy otrząsnęłam się z szoku i przetarłam oczy ze zdumienia, okazało się, że nowa normalność jest zupełnie nienormalna.

Mieszkający na warszawskim Żoliborzu właściciel kota, wpada na genialny pomysł unieważnienia wyborów, które się nie odbyły. Inny, cierpiący na ogromny ból…głowy Pan z Myśliwieckiej, postanawia unieważnić notowanie Listy Przebojów, które wygrała piosenka Kazika. Wszystko to oczywiście w trosce o obywateli – samodzielne myślenie zagraża przecież ich zdrowiu i życiu.

W ten sposób rzeczywistość po raz kolejny przerosła literaturę i mnie. Zamiast pisania o książkach wybrałam poszukiwanie nowej drogi zawodowej. Idąc w ślad za Masłowską, zastanawiam się: jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu?

Jako osoba konsekwentnie niekonsekwentna niespodziewanie wracam jednak do pisania. I tu znów mały zgrzyt: czytanie powieści o epidemii AIDS w Stanach Zjednoczonych, podczas pandemii koronawirusa na świecie nie jest dobrym, oryginalnym pomysłem? Jest, pod warunkiem, że to świetna powieść.

Makkai rozgrywa fabułę powieści równolegle w dwóch planach czasowych. Pierwszy: połowa lat 80. XX wieku – Gej Yale Tishman, pojawia się na spotkaniu zorganizowanym po pogrzebie swojego przyjaciela -  Nica, który zmarł na AIDS. Wraz z jego siostrą  - Fioną i grupą pozostałych przyjaciół oddają się wspomnieniom z czasów młodości. 

Druga oś czasowa to 2015 rok – Fiona przybywa do Paryża w poszukiwaniu swojej córki, która zerwała z nią kontakt wiele lat temu.  Zatrzymuje się u przyjaciela z dawnych lat, co zmusza ją do rozliczeń z niełatwą przeszłością.

Yale, z jednej strony wiedzie uporządkowane, ciekawe życie. Jest dyrektorem w jednej z chicagowskich galerii sztuki, ma stałego partnera, obraca się w środowisku bohemy artystycznej i intelektualnej. Z drugiej strony żyje w epicentrum epidemii śmiertelnej choroby, mierzy się z nieustannym poczuciem zagrożenia, potęgowanym przez odchodzenie kolejnych osób z kręgu najbliższych przyjaciół.

Powieść jest świetnie napisana i skonstruowana. Losy bohaterów poznajemy powoli, fabuła płynnie przechodzi z jednej osi czasowej w drugą. Mimo epickiego rozmachu (620 stron) przez cały czas udaje się utrzymać ciekawość czytelnika. Z niecierpliwością przewracałam kolejne strony, by dowiedzieć się co będzie dalej? Choć od początku domyślamy się, jak skończy się ta historia, mimo wszystko trzymamy kciuki za bohaterów. Postaci są wyraziste, pełnokrwiste, dzięki temu łatwo jest współodczuwać z nimi, utożsamiać się.

Makkai bardzo zadbała o realizm swojej powieści. Bohaterowie, choć fikcyjni zostali umieszczeni w rzeczywistych miejscach i wydarzeniach społecznych. Doskonały research sprawił, że autorka świetnie oddała atmosferę tamtych czasów i środowiska gejowskiego.

 Często są tu opisywane dramatyczne, bolesne, złe zdarzenia. Mimo to nie mamy poczucia, że jesteśmy szantażowani emocjonalnie, że ktoś wymusza na nas współczucie. To trudna sztuka i jak pokazuje przykład Małego życia Hanyi Yanagihary, nie zawsze się udaje. Tu udało się przede wszystkim dzięki językowi oraz zastosowaniu kilku nieoczywistych rozwiązań fabularnych.

Przy wykorzystaniu samych wielkich motywów literackich, jak: miłość, przyjaźń, zdrada, choroba, śmierć, bardzo łatwo o przesadę, popadnięcie w patos, czy moralizatorstwo. Tutaj – dzięki oszczędnym środkom wyrazu, nie mamy do czynienia z nadmiarem w żadnym aspekcie. Powieść jest wiarygodna, jak najbardziej realistyczna i przez to, jeszcze bardziej poruszająca, piękna, a momentami wręcz wstrząsająca.

Czy czytanie o epidemii podczas pandemii to dobry pomysł?  Dla mnie zdecydowanie tak. Wielu pewnie zapyta, po co jeszcze bardziej się dołować, skoro mamy wystarczająco dużo dramatów dookoła?

Lektura Wierzyliśmy jak nikt jest bardzo pomocna w przywróceniu właściwych proporcji temu, czego aktualnie doświadczamy. Wystarczy małe odświeżenie pamięci, żeby zrozumieć, że świat bardzo rzadko bywał bezpiecznym, stabilnym miejscem, a epidemie, kataklizmy, kryzysy ekonomiczne i inne globalne nieszczęścia pojawiały się od bardzo dawna i powracają z dużą regularnością. Bardzo często niestety są nieuniknione. Ta świadomość w jakimś stopniu przywraca spokój i równowagę. Daje też nadzieję, ze mimo wszystko przetrwamy, nawet jeśli dzisiaj wydaje nam się to niezwykle trudne.

R.Makkai, Wierzyliśmy jak nikt, tł. S.Musielak, Wydawnictwo Poznańskie 2020.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz