Normalni ludzie, to normalna książka, z normalną, niewiele
mówiącą okładką. Co zatem sprawia, że zasysa od pierwszych stron i nie można
się od niej oderwać do samego końca?
Gdyby ktoś zaledwie
kilka miesięcy temu powiedział mi, że ja – doświadczona czytelniczka, w średnim
wieku będę się zachwycać perypetiami pary nastolatków, następnie studentów –
nie uwierzyłabym. A jednak. Po raz kolejny: nigdy nie mów nigdy okazało się
prawdą, bo pozory mylą, tak jest w tym przypadku.
Connell i Marianne
chodzą razem do liceum. Ona pochodzi z bogatego domu, jego matka pracuje tam
jako sprzątaczka. Widują się często, z czasem rodzi się między nimi
specyficzna, głęboka więź. Zaczynają ze sobą sypiać. Mimo tego w szkole cały
czas udają, że się nie znają. On jest gwiazdą drużyny piłkarskiej, duszą
towarzystwa. Ona uchodzi za dziwną, odklejoną od rzeczywistości. Często pada
ofiarą kpin i złośliwości ze strony rówieśników.
Czas mija, a emocje
łączące głównych bohaterów narastają. Oboje boją się nazwać to, co ich naprawdę
łączy. Siła wzajemnego przyciągania jest ogromna, podobnie jak dynamika uczuć. Wydaje
się jakby znali się od zawsze, wzajemnie przeniknęli do swoich wnętrz, stali
się jednością. Bez słów odczytują wzajemnie swoje nastroje, gesty, potrzeby.
Mimo to, w tak zwanym świecie zewnętrznym nie są w stanie porozumieć się i wspólnie
funkcjonować. Dlaczego? Tchórzostwo, niechęć do wzięcia odpowiedzialności, różnica
klas społecznych, a może jeszcze coś innego?
Przy okazji mamy tu
nakreślone tło społeczno-polityczne. Akcja powieści rozpoczyna się w 2011 roku,
tuż po pierwszej fali kryzysu ekonomicznego. Są więc rozważania o podziale klasowym,
rosnącym rozwarstwieniu społecznym. Jest być może trochę stereotypów i schematów.
Wszystko to nie ma jednak absolutnie żadnego znaczenia. Bo ważne jest tylko
jedno pytanie: czy oni będą jednak razem? Czyta się, a w zasadzie połyka tę
książkę tylko po to, by na końcu znaleźć na nie odpowiedź.
Normalni
ludzie to nie jest wielka, wybitna literatura. I zdaje
się, że nie ma nawet do takiej pretensji. Na czym zatem polega fenomen książki, na podstawie której już powstaje serial na zlecenie BBC?
Rooney udało się
stworzyć uniwersalną opowieść o samotności, niedopasowaniu, lęku, niemożności
porozumienia, nieumiejętności komunikacji, które często wynikają ze złamań i
wewnętrznych blizn, które nosimy w sobie. Wielu może przejrzeć się w Normalnych ludziach, jak w lustrze i
zobaczyć tam fragmenty własnego doświadczenia życiowego, czy młodości.
Siłą tej książki jest
sposób opowiedzenia historii. Magnetyzm przyciągający postaci, dynamika ich
emocji, zmiany planów czasowych, które sprzyjają utrzymaniu doskonałego tempa
całości. Dzięki temu czytelnik trwa w napięciu i nie traci zainteresowania do
ostatniej strony.
Sukces frekwencyjny na
spotkaniach autorskich Irlandki i sprzedażowy w księgarniach, wynika być może z
tego, że wielu z nas ma w głowie wizję szczęśliwej miłości i chce, żeby się
ziściła, nawet jeśli to tylko literatura.
S. Rooney, tł. J.
Kozłowski,Normalni ludzie,
Wydawnictwo W.A.B. 2020.
* Dziękuję Wydawnictwu
W.A.B. za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz