David Sedaris jest amerykańskim pisarzem. Do tej pory napisał kilkanaście książek przetłumaczonych na wiele języków. Przede wszystkim jednak jest znanym i lubianym komikiem i stand-uperem. Do tej pory w Polsce ukazała się tylko jedna jego książka Zjem to, co ma na sobie (Znak 2006)- przeszła zupełnie bez echa. Nowo powstałe warszawskie wydawnictwo Filtry założone przez Dorotę Nowak i Ewę Wieleżyńską, postanowiło przypomnieć o Sedarisie czytelnikom i przywrócić go do łask publiczności.
Głównymi bohaterami gawęd Dawida Sedarisa jest on sam - z pochodzenia Grek, gej niskiego wzrostu (160 cm.)jego rodzina - partner - Hugh, rodzeństwo ( piątka), stary ojciec, nieżyjąca matka oraz społeczeństwo amerykańskie. Autor nie ma litości dla nikogo, na czele z samym sobą. Jest dziwny, ekscentryczny, ekshibicjonistyczny. Dlaczego zatem warto mimo wszystko przeczytać tę książkę?
Początkowo wszystko wydaje się tu przewidywalne i proste: garść zabawnych historyjek o parze gejów - hedonistów, rodzeństwie lubiącym robić kompulsywne zakupy i nosić dziwne ubrania z japońskiego butiku. Letni dom przy plaży jest miejscem spotkań rodzinnych i niezobowiązujących gier towarzyskich przy drinkach. Zwykły spacer nie jest dla Sedarisa tylko przyjemnością, ale przede wszystkim okazją do obsesyjnego liczenia kroków i zdobywania pochwał od urządzenia fitbit. Uśmiech nie schodzi nam z ust. Trafiliśmy do bezpiecznej krainy amerykańskiego stand-upu.
Schody zaczynają się w momencie, gdy okazuje się, że w istocie mamy do czynienia z wysoce dysfunkcyjną, choć bardzo kochającą się rodziną. Matka okazuje się alkoholiczką, rodzeństwo przez lata utrzymuje zmowę milczenia wokół jej nałogu, sprawiający wrażenie łagodnego staruszka ojciec, kiedyś wyrzucił syna z domu za homoseksualizm i nigdy do końca nie zaakceptował. Jedna z sióstr zmagała się z chorobą psychiczną, w wyniku tych problemów popełniła samobójstwo. Jej nieobecność stanowi wyrwę w rodzinnej układance.
Śmiech natychmiast grzęźnie w gardle, zamieniając się w rozpacz i przerażenie. Bezlitosna ironia okazuje się jedynie zasłoną dymną mającą ukryć lęk przed śmiercią i ułatwiającą poradzenie sobie ze stratą.
Sedaris co krok przesuwa granice wstydu i intymności, bez problemu opowiadając o przebiegu grypy jelitowej, czy kłopotach fizjologicznych. Humor skatologiczny jest tu osobną kategorią. Dla autora tabu zdaje się nie istnieć, choć w niektórych kwestiach jest zaskakująco pruderyjny. Nie pasuje do żadnych ram i schematów. Jego matka często mawiała : To niemożliwe, żeby ktoś tak postąpił, ojciec z kolei kwitował zdaniem: słowo daje, poziom tej dyskusji pozostawia wiele do życzenia.** Czytelnik ma dokładnie takie same wrażenia, co chwilę zadając sobie pytanie: dlaczego jeszcze czytam tę książkę? I jednocześnie nie mogąc się od niej oderwać.
Autor nieustannie prowokuje, zadaje niewygodne pytania, wytrąca ze strefy komfortu. Momentami powoduje fizyczną wręcz niechęć ( historia o karmieniu żółwia tłuszczakiem)
Calypso z całą pewnością nie jest książką dla wszystkich, ale za to jest książką o wszystkich. Każdy z nas ma swoje własne dziwactwa, słabości, lęki. Nawet jeżeli różnie je przeżywamy, różnie sobie z nimi radzimy są to rzeczy uniwersalne. Dlatego w historiach Sedarisa można się przeglądać jak w lustrze i większość z nas odnajdzie w nich fragmenty własnych biografii.
Po raz kolejny też okazuje się, że miał rację Gogol pisząc:
Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie.***
Calypso D. Sedaris, tł. P.Tarczyński, Wydawnictwo Filtry 2020.
*Dziękuję Wydawnictwu Filtry za przekazanie egzemplarza do recenzji.
** Cytaty pochodzą z omawianej książki.
*** Rewizor, M.Gogol, tł. Julian Tuwim, Wydawnictwo M.Kot 1950.
**** Blais Cendrars.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz