Formalnie
ciągle mamy lato, choć pogoda za oknem sprawia, że łatwo o tym zapomnieć. Dla
podtrzymania dobrego nastroju i ożywienia wakacyjnych wspomnień cały czas
wybieram lektury lekkie i przyjemne. Zgodnie z powyższym założeniem, tym razem
sięgnęłam po „Historię moich zębów” Valerii Luiselli. Lektura spełniła swoje
zadanie. Jest zabawnie, błyskotliwie i lekko. Momentami aż nadto.
„Historia moich zębów”
to intelektualna rozrywka w czystej postaci, książka – żart, dlatego trudno
przykładać do niej poważne kryteria oceny. Zważywszy jednak na to, że otrzymała
nagrodę „Los Angeles Times” Prize for Best Fiction i znalazła się w finale
National Book Critics Circle Award, wypadałoby to zrobić, a przynajmniej
spróbować.
Gustavo Sánchez Sánchez
przez przyjaciół nazywany Szosą, urodził się z czterema przedwczesnymi zębami i
ciałem porośniętym warstwą czarnego włosia. Ten osobliwy wygląd zdeterminował
jego późniejsze życie. Marzył o pięknym uzębieniu. Od najmłodszych lat imał się
różnych zajęć. Rozmowa z przypadkowo spotkanym kolegą, zaprowadziła go w końcu na
kurs licytatorski. Szybko okazało się, że ma talent. Postanowił więc uczynić z
tego swój zawód i wreszcie zrealizować marzenie.
Pewnego wieczoru sam
wziął udział w aukcji i szczęśliwym trafem wylicytował zęby, które kiedyś podobno należały do Marylin Monroe…Uznał, że będą dla niego idealne. Marzenie się
spełniło. Po wizycie w gabinecie dentystycznym mógł rozpocząć nowe życie. Jak
słusznie podejrzewacie to dopiero pierwszy z wielu szalonych pomysłów Szosy.
Dalej jest tylko lepiej i jeszcze bardziej.
Szosa został
specjalistą w swoim fachu. Wśród stosowanych przez niego metod licytacji były: hiperbole,
parabole, alegorie, elipsy i koliste. Brzmi znajomo, prawda?
Sáncheza cechuje
niebywały spryt, elokwencja i fantazja. Gdy dowiadujemy się, że jego sąsiadem
był w dzieciństwie Márquez, wśród stryjów ma m.in. Prousta, Joyce’a i Fuentesa przestaje nas to
dziwić, podobnie jak pomysł, by sprzedać swoje stare, wadliwe i niekompletne
uzębienie jako zęby sławnych postaci. Z zapartym tchem śledzimy rozwój akcji,
przede wszystkim po to, by przekonać się, jak daleko jeszcze zostanie
przesunięta granica absurdu i dokąd zaprowadzą Szosę jego śmiałe poczynania.
„Historia moich zębów”
w całości jest zabawą literacką. Mnóstwo tu nawiązań do historii literatury,
cytatów oraz wspomnianych już wcześniej nieprzypadkowo alegorii. Z pewnością
jest to świetna rzecz dla wielbicieli zagadek humanistycznych, wychwytywania
tropów. Często stosowany w literaturze iberoamerykańskiej realizm magiczny
tutaj używany jest do woli. W związku z tym,
u niektórych, nie będących wielkimi fanami tego nurtu czytelników może
pojawić się uczucie przesytu.
Autorka na 171 stronach
udowodniła, że posiada niczym nieograniczoną wyobraźnię i fantazję , a także
elokwencję oraz znakomitą umiejętność zabawy językiem. Dzięki temu zręcznie
łączy style i gatunki. To, co na początku było atutem, czyniąc treść zabawną i
błyskotliwą, pod koniec sprowadziło Luiselli na manowce. Wydaje się, że pisarka
w ostatniej części zagubiła się w gąszczu swoich pomysłów. Sprawia to, że
odbiorcy czują się równie zdezorientowani, a w konsekwencji znużeni całym tym
bogactwem. Szkoda, ale to tylko potwierdza zasadę, że czasem mniej znaczy
więcej.
„Historia moich zębów”
to lektura idealna dla cierpliwych detektywów z dużym poczuciem humoru i
dystansem do świata. Śmiertelnie poważne podejście do niej, już na starcie
odbierze całą przyjemność z lektury.
Ocena: 7/10
V.Luiselli. „Historia
moich zębów”, Wydawnictwo W.A.B. 2017.
*Dziękuję Wydawnictwu
W.A.B. za przekazanie egzemplarza do recenzji http://www.gwfoksal.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz