wtorek, 12 września 2017

Wróżka-zębuszka

Formalnie ciągle mamy lato, choć pogoda za oknem sprawia, że łatwo o tym zapomnieć. Dla podtrzymania dobrego nastroju i ożywienia wakacyjnych wspomnień cały czas wybieram lektury lekkie i przyjemne. Zgodnie z powyższym założeniem, tym razem sięgnęłam po „Historię moich zębów” Valerii Luiselli. Lektura spełniła swoje zadanie. Jest zabawnie, błyskotliwie i lekko. Momentami aż nadto.

„Historia moich zębów” to intelektualna rozrywka w czystej postaci, książka – żart, dlatego trudno przykładać do niej poważne kryteria oceny. Zważywszy jednak na to, że otrzymała nagrodę „Los Angeles Times” Prize for Best Fiction i znalazła się w finale National Book Critics Circle Award, wypadałoby to zrobić, a przynajmniej spróbować.

Gustavo Sánchez Sánchez przez przyjaciół nazywany Szosą, urodził się z czterema przedwczesnymi zębami i ciałem porośniętym warstwą czarnego włosia. Ten osobliwy wygląd zdeterminował jego późniejsze życie. Marzył o pięknym uzębieniu. Od najmłodszych lat imał się różnych zajęć. Rozmowa z przypadkowo spotkanym kolegą, zaprowadziła go w końcu na kurs licytatorski. Szybko okazało się, że ma talent. Postanowił więc uczynić z tego swój zawód i wreszcie zrealizować marzenie.

Pewnego wieczoru sam wziął udział w aukcji i szczęśliwym trafem wylicytował zęby, które kiedyś podobno należały do Marylin Monroe…Uznał, że będą dla niego idealne. Marzenie się spełniło. Po wizycie w gabinecie dentystycznym mógł rozpocząć nowe życie. Jak słusznie podejrzewacie to dopiero pierwszy z wielu szalonych pomysłów Szosy. Dalej jest tylko lepiej i jeszcze bardziej.

Szosa został specjalistą w swoim fachu. Wśród stosowanych przez niego metod licytacji były: hiperbole, parabole, alegorie, elipsy i koliste. Brzmi znajomo, prawda?

Sáncheza cechuje niebywały spryt, elokwencja i fantazja. Gdy dowiadujemy się, że jego sąsiadem był w dzieciństwie Márquez, wśród stryjów ma m.in.  Prousta, Joyce’a i Fuentesa przestaje nas to dziwić, podobnie jak pomysł, by sprzedać swoje stare, wadliwe i niekompletne uzębienie jako zęby sławnych postaci. Z zapartym tchem śledzimy rozwój akcji, przede wszystkim po to, by przekonać się, jak daleko jeszcze zostanie przesunięta granica absurdu i dokąd zaprowadzą Szosę jego śmiałe poczynania.

„Historia moich zębów” w całości jest zabawą literacką. Mnóstwo tu nawiązań do historii literatury, cytatów oraz wspomnianych już wcześniej nieprzypadkowo alegorii. Z pewnością jest to świetna rzecz dla wielbicieli zagadek humanistycznych, wychwytywania tropów. Często stosowany w literaturze iberoamerykańskiej realizm magiczny tutaj używany jest do woli. W związku z tym,  u niektórych, nie będących wielkimi fanami tego nurtu czytelników może pojawić się uczucie przesytu.

Autorka na 171 stronach udowodniła, że posiada niczym nieograniczoną wyobraźnię i fantazję , a także elokwencję oraz znakomitą umiejętność zabawy językiem. Dzięki temu zręcznie łączy style i gatunki. To, co na początku było atutem, czyniąc treść zabawną i błyskotliwą, pod koniec sprowadziło Luiselli na manowce. Wydaje się, że pisarka w ostatniej części zagubiła się w gąszczu swoich pomysłów. Sprawia to, że odbiorcy czują się równie zdezorientowani, a w konsekwencji znużeni całym tym bogactwem. Szkoda, ale to tylko potwierdza zasadę, że czasem mniej znaczy więcej.

„Historia moich zębów” to lektura idealna dla cierpliwych detektywów z dużym poczuciem humoru i dystansem do świata. Śmiertelnie poważne podejście do niej, już na starcie odbierze całą przyjemność z lektury.

Ocena: 7/10
V.Luiselli. „Historia moich zębów”, Wydawnictwo W.A.B. 2017.


*Dziękuję Wydawnictwu W.A.B. za przekazanie egzemplarza do recenzji http://www.gwfoksal.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz