„Manhattan
pod wodą”, to niezwykle udany debiut literacki utalentowanej córki wybitnego
ojca. Po lekturze powstaje tylko jedno pytanie: dlaczego autorka, tak długo
czekała z pokazaniem światu swojej twórczości?
Zuzanna Głowacka na swój „pierwszy raz”, wybrała wyjątkowo trudną materię. Książka jest bowiem zbiorem felietonów, opublikowanych dotychczas w miesięczniku „Bluszcz”. Tak naprawdę, trudno jednoznacznie zdefiniować tę formę. Wydawca, co prawda określa teksty mianem felietonów, faktycznie są to jednak krótkie opowiadania.
Autorka, która mieszka
w Nowym Jorku, a z powodu osobistych relacji coraz częściej bywa w Warszawie,
opowiada o tym, co dobrze zna i, co jest jej bliskie: byciu ciągle w drodze,
życiu pomiędzy światami, nieustannym gubieniu i odnajdywaniu siebie w wielkim
mieście. Osobiste historie, o szkole, studiach, współpracy z „New York
Timesem”, przeplatają się tu, z refleksjami socjologicznymi.
Pod pozornie lekkimi,
przyjemnymi opowieściami, kryją się głębsze refleksje o tolerancji, samotności
w tłumie, różnicach kulturowych. Doskonały zmysł obserwatorski, pozwala
Głowackiej na celne wypunktowanie braków i dostrzeżenie zalet obu krajów.
Pisarka nie broni bardziej któregoś z miejsc, nie opowiada się wyraźnie po
jednej stronie.
Wydaje się, że jedynym celem, jaki sobie postawiła jest
odczarowanie Nowego Yorku w oczach Polaków i ponowne oswojenie Warszawy w
swoich.
Zawiodą się, więc wszyscy ci, którzy po „Manhattanie pod wodą”,
spodziewają się peanów na cześć Ameryki, bądź gorzkich żali na temat stolicy
Polski. Felietonistka, pokazuje raczej, że mimo wielu różnic, największe i
najważniejsze problemy ludzi są niemalże identyczne i miejsce zamieszkania, nie
ma tu absolutnie żadnego znaczenia.
Największą zaletą tego
zbioru tekstów jest niewątpliwie styl, w jakim zostały napisane. Do
wspomnianego już wyżej zmysłu obserwatorskiego, należy dołączyć błyskotliwość,
poczucie humoru, a nade wszystko ironię autorki. Głowacka ma rzadką umiejętność
pisania zabawnie o rzeczach w gruncie rzeczy strasznych i refleksyjnie o
zabawnych. Wszystko to, sprawia, że opowiadania zostają w głowie, zmuszając
do przemyśleń.
Bardzo dobrym pomysłem
było też rozpoczęcie przygody pisarskiej od zbioru krótkich form wypowiedzi. W
ten sposób przecięto bowiem wszelkie spekulacje pt.: „jedzie na nazwisku, czy
„tatuś pomógł w karierze”.
Nie od dziś wiadomo, że felieton jest jedną z
najtrudniejszych form dziennikarskich, a zmierzenie się z nim wymaga odwagi.
Wszyscy, którzy sięgną po „Manhattan pod wodą”, przekonają się, że Ona Ma
Talent i stwierdzą, podobnie, jak ja, że warto było czekać na taki debiut.
Ocena 7/10
Z. Głowacka, „Manhattan pod wodą”, Wydawnictwo Elipsa Sp. z o. o . 2012.
* Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Elipsa Sp. z o. o .
Bardzo chciałabym przeczytać... Kusisz:)
OdpowiedzUsuńI, o to chodzi :-)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, a teraz mam ochotę ją przeczytać :) Bardzo lubię krótkie formy, a dobry felieton to dla mnie coś wspaniałego przy filiżance kawy albo w autobusie (najczęstsze miejsce, w którym ostatnio czytam). Będę musiała rozejrzeć się za tą książką :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę polecam,a z tego, co wiem jest dostępna bez problemu w księgarniach Matras.
OdpowiedzUsuńCiekawa książka :) Muszę zajrzeć
OdpowiedzUsuńwczoraj zaczęłam czytać. Po wizycie w NY czytam wszystko o tym mieście co wyszło spod rąk Polaków. bardzo przyjemne, lekkie. dobrze się czyta choć jednocześnie czuć, że to początki pisarstwa.
OdpowiedzUsuńPoważnie przymierzam się do przeczytania tej pozycji... mam nadzieje, że się nie zawiodę :>
OdpowiedzUsuń