„Rosso Istanbul” to niezwykle udany debiut literacki tureckiego reżysera Ferzana Özpeteka. Proza kameralna, zmysłowa, czuła. Do przeczytania w jeden wieczór.
Nie znałam żadnego z filmów Özpeteka. Pewnego dnia przeczytałam recenzję na blogu Parapet literacki i stwierdziłam: muszę przeczytać tę książkę, koniecznie! Opowieść o mieście i o miłości musi być dobra. Nie pomyliłam się.
Przeplatają się tu dwie historie: biograficzna i fikcyjna. Autor odbywa sentymentalną podróż do rodzinnego miasta. Wraca myślami do czasów dzieciństwa. Spogląda z dystansu na relacje rodzinne, sekrety z przeszłości, pierwsze miłości, dawne przyjaźnie.
Wątek fikcyjny to opowieść o kobiecie , która niespodziewanie znajduje się na życiowym zakręcie i musi odnaleźć się w nowych okolicznościach. Losy obojga bohaterów krzyżują się w finale.
„Rosso Istanbul” to przede wszystkim hołd złożony rodzinie i miastu. Autor wyraża się o bliskich z ogromną czułością i wdzięcznością. Dotyczy to zwłaszcza matki, która ponosiła największy trud jego wychowania. Wydaje się akceptować nawet trudne doświadczenia, jako te, które go ukształtowały, miały decydujący wpływ na charakter.
Na miasto z kolei patrzy z troską i obawą o przyszłość. Przybywa do Stambułu w momencie trwania gwałtownych protestów społecznych przeciwko polityce premiera Erdogana: likwidacji starego kina Emek oraz wybudowaniu centrum handlowego w miejsce parku Gezi. Wydarzenia te, kładą się cieniem na sielankowym obrazie miasta, zapamiętanym z dzieciństwa.
Özpetek przekonuje, że największą wartością w życiu jest miłość. To ona daje siłę, chroni i ocala przed złem. Tylko ona jedna ma sens. Trudno się z nim nie zgodzić.
Do tej pory wydawało mi się, że mistrzem w opowiadaniu o Stambule jest Orhan Pamuk. Muszę jednak przyznać, że turecki reżyser robi to równie zmysłowo. Jego barwne, drobiazgowe opisy sprawiają, że tekst pochłania się w mgnieniu oka. Pozostaje żal, że to już koniec.
Dla mnie zaś Stambuł to miasto kolorów. Błękit meczetu Rustama Paszy, pokrytego ceramiką z Izniku w Anatolii, gdzie była wytwarzana i zdobiona. I lazur nieba. W niektóre dni wygląda tak, że masz ochotę być latawcem.*
Stambuł to czerwień i błękit, które czasem stapiają się podczas zachodu słońca nad Bosforem. To czerwień wózków ulicznych sprzedawców simitów : ciepłych precli z sezamem, które kupuje od razu, jak tylko przyjeżdżam. To płomienna czerwień starych tramwajów. Dziś został już tylko jeden. Turyści przemierzają nim serce miasta. Pomarańczowa czerwień zdobiąca podstawki, na których niegdyś w kahve podawano herbatę: gorącą, serwowaną w szklankach. Czerwień lakieru do paznokci mojej matki, która wcześniej lubiła tylko jasne, delikatne kolory. Czerwień dresu Adidasa, o który poprosiła, więc wiozę go dla niej w prezencie.*
„Rosso Istanbul” koi i daje nadzieje, a to niezwykle cenne w dzisiejszym świecie.
Dla mnie zaś Stambuł to miasto kolorów. Błękit meczetu Rustama Paszy, pokrytego ceramiką z Izniku w Anatolii, gdzie była wytwarzana i zdobiona. I lazur nieba. W niektóre dni wygląda tak, że masz ochotę być latawcem.*
Stambuł to czerwień i błękit, które czasem stapiają się podczas zachodu słońca nad Bosforem. To czerwień wózków ulicznych sprzedawców simitów : ciepłych precli z sezamem, które kupuje od razu, jak tylko przyjeżdżam. To płomienna czerwień starych tramwajów. Dziś został już tylko jeden. Turyści przemierzają nim serce miasta. Pomarańczowa czerwień zdobiąca podstawki, na których niegdyś w kahve podawano herbatę: gorącą, serwowaną w szklankach. Czerwień lakieru do paznokci mojej matki, która wcześniej lubiła tylko jasne, delikatne kolory. Czerwień dresu Adidasa, o który poprosiła, więc wiozę go dla niej w prezencie.*
„Rosso Istanbul” koi i daje nadzieje, a to niezwykle cenne w dzisiejszym świecie.
F. Özpetek, Rosso Istanbul, tł. Gabriela Hałat, Wydawnictwo Claroscuro 2016.
*Cytaty pochodzą z omawianej książki.
*Cytaty pochodzą z omawianej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz