Wbrew
temu, co sugeruje tytuł, książka Wojciecha Manna nie jest klasyczną
autobiografią. Zawiodą się więc wszyscy poszukiwacze pikantnych szczegółów
życia prywatnego autora, wziętych wprost z „psiego” portalu plotkarskiego.
„Rock-Mann, czyli jak nie zostałem
saksofonistą” to barwne wspomnienia człowieka, którego życie niemalże od
początku zrośnięte jest z muzyką. Znajdziemy w niej nie tylko opis pierwszych
muzycznych fascynacji, które wpłynęły na całe życie dziennikarza, ale także
celne obserwacje na temat egzystencji i tzw. świata show-biznesu w siermiężnych
czasach PRL-u.
Książka Wojciecha Manna jest kopalnią
wiedzy i anegdot. Młodsze pokolenie czytając ją ma szansę poznania obcego dla
nich świata, starsze natomiast z rozrzewnieniem może wspominać czasy swej
młodości.
Zamiast odpowiedzi na pytania, z kim
sypia, co jada i jak mieszka autor, dostajemy o wiele ciekawsze, np. z kim
chciałby wystąpić na scenie, jak udało mu się zorganizować koncertowy „Taniec z
gwiazdami” oraz dlaczego słynny przebój „Mała Chinka” powinien wywołać wojnę
polsko-azjatycką? Nie mogło również zabraknąć wspomnień związanych z trwającą
do dziś przygodą telewizyjną Manna. Smaczkami tego okresu są m.in. wizyta na
targach telewizyjnych w Cannes czy współtworzenie legendarnego „Studia 2” .
Największym atutem wydawnictwa jest
fakt, że powstało ono bez intencji, by stworzyć dzieło epokowe. Autor ma
doskonałą świadomość tego, że nie jest pisarzem, i jak sam mówi to, co napisał,
nie jest książką w przyjętym przez niego rozumieniu tego słowa.
Wojciech Mann dla większości z nas jest
gwarantem klasy, dobrego humoru, dystansu do świata i ironii. Między innymi z
tych powodów jego wspomnienia czyta się jednym tchem, z czystą przyjemnością.
Dodatkową zaletą książki jest bogaty materiał fotograficzny, mówiący czasem
więcej niż słowa.
Po zakończonej lekturze pozostaje
uczucie niedosytu i ochota na więcej. Mann niczym wytrawny pisarz kończy swe
wspomnienia w najciekawszym momencie. Takie działanie pozostawia nadzieję na
ciąg dalszy w przyszłości. Oby tylko nie trzeba było zbyt długo czekać.
W zalewie wydawanych ostatnio,
prezentujących raczej mierny poziom, książek różnej maści celebrytów „Rock-Mann,
czyli jak nie zostałem saksofonistą” jest dowodem na to, że aby skłonić
czytelnika do kupna książki, nie trzeba zapraszać go do łóżka, kuchni czy
łazienki. Wystarczy mieć po prostu interesujące życie zawodowe.
Ocena 9/10
W. Mann, „Rock-Mann, czyli jak nie
zostałem saksofonistą”, Kraków 2010
* Tekst opublikowany wcześniej w Gazecie Młodych http://gazeta.mlodych.pl/
* Tekst opublikowany wcześniej w Gazecie Młodych http://gazeta.mlodych.pl/
Tak, to bardzo miła do czytania książka, a poczucie humoru bezcenne:)
OdpowiedzUsuń