niedziela, 22 kwietnia 2012

Melomann


Wbrew temu, co sugeruje tytuł, książka Wojciecha Manna nie jest klasyczną autobiografią. Zawiodą się więc wszyscy poszukiwacze pikantnych szczegółów życia prywatnego autora, wziętych wprost z „psiego” portalu plotkarskiego.

„Rock-Mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą” to barwne wspomnienia człowieka, którego życie niemalże od początku zrośnięte jest z muzyką. Znajdziemy w niej nie tylko opis pierwszych muzycznych fascynacji, które wpłynęły na całe życie dziennikarza, ale także celne obserwacje na temat egzystencji i tzw. świata show-biznesu w siermiężnych czasach PRL-u. 

Książka Wojciecha Manna jest kopalnią wiedzy i anegdot. Młodsze pokolenie czytając ją ma szansę poznania obcego dla nich świata, starsze natomiast z rozrzewnieniem może wspominać czasy swej młodości.

Zamiast odpowiedzi na pytania, z kim sypia, co jada i jak mieszka autor, dostajemy o wiele ciekawsze, np. z kim chciałby wystąpić na scenie, jak udało mu się zorganizować koncertowy „Taniec z gwiazdami” oraz dlaczego słynny przebój „Mała Chinka” powinien wywołać wojnę polsko-azjatycką? Nie mogło również zabraknąć wspomnień związanych z trwającą do dziś przygodą telewizyjną Manna. Smaczkami tego okresu są m.in. wizyta na targach telewizyjnych w Cannes czy współtworzenie legendarnego „Studia 2”.

Największym atutem wydawnictwa jest fakt, że powstało ono bez intencji, by stworzyć dzieło epokowe. Autor ma doskonałą świadomość tego, że nie jest pisarzem, i jak sam mówi to, co napisał, nie jest książką w przyjętym przez niego rozumieniu tego słowa.

Wojciech Mann dla większości z nas jest gwarantem klasy, dobrego humoru, dystansu do świata i ironii. Między innymi z tych powodów jego wspomnienia czyta się jednym tchem, z czystą przyjemnością. Dodatkową zaletą książki jest bogaty materiał fotograficzny, mówiący czasem więcej niż słowa.

Po zakończonej lekturze pozostaje uczucie niedosytu i ochota na więcej. Mann niczym wytrawny pisarz kończy swe wspomnienia w najciekawszym momencie. Takie działanie pozostawia nadzieję na ciąg dalszy w przyszłości. Oby tylko nie trzeba było zbyt długo czekać.

W zalewie wydawanych ostatnio, prezentujących raczej mierny poziom, książek różnej maści celebrytów „Rock-Mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą” jest dowodem na to, że aby skłonić czytelnika do kupna książki, nie trzeba zapraszać go do łóżka, kuchni czy łazienki. Wystarczy mieć po prostu interesujące życie zawodowe.

Ocena 9/10

W. Mann, „Rock-Mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą”, Kraków 2010 
Tekst opublikowany wcześniej w Gazecie Młodych http://gazeta.mlodych.pl/






1 komentarz:

  1. Tak, to bardzo miła do czytania książka, a poczucie humoru bezcenne:)

    OdpowiedzUsuń