poniedziałek, 16 kwietnia 2012

O sobie samym


Tajny dziennik” Mirona Białoszewskiego został okrzyknięty najważniejszym wydarzeniem literackim 2012 r. na długo przed ukazaniem się na rynku. Publikacja została już wielokrotnie omówiona, skomentowana, oceniona. Ten tekst będzie więc kolejnym głosem w dyskusji. Czy „Dziennik” faktycznie coś odtajnia, przekonają się tylko ci najbardziej wytrwali, którzy zdołają przebrnąć przez ponad 900 stron książki.


Białoszewski, któremu największą popularność przyniósł „Pamiętnik z powstania warszawskiego”, opublikowany w 1970 r., swój dziennik prowadził od 1975 r. praktycznie do śmierci. „Tajny dziennik” składa się z czterech części: „Dokładne treści”, „Nadawanie”, „Pogorszenie” (tzw. nowy dziennik, który był prowadzony od grudnia 1981 r.) oraz „Listy do Eumenid”, czyli prof. Marii Janion, Małgorzaty Barańskiej oraz Marii Żmigrodzkiej, pisane podczas pobytu w szpitalu w Aninie.

„Tajny dziennik” w całości jest zapisem codzienności tego niezwykłego pisarza. Ta codzienność natomiast wyraźnie skupiona jest wokół kilkunastu najbliższych osób. Wśród nich dominujące role odgrywają: Jadwiga Stańczakowa, Ludwig Hering, Ludmiła Mariańska, Leszek Soliński oraz Anna i Tadeusz Sobolewscy. Ponadto znajdziemy w nim zapisy z podróży, opisy żmudnego procesu twórczego, a także działalności teatralno-dziennikarskiej Białoszewskiego. Nade wszystko jest to jednak kronika życia kulturalno-towarzyskiego w czasach PRL.

Jest to lektura trudna i wymagająca. Białoszewski opisuje wszystkie zdarzenia z bardzo bliska, co jest jednocześnie zaletą i wadą tej książki. Z jednej strony mamy okazję poznać nieznaną twarz pisarza, z drugiej jednak poziom szczegółowości opisu zdarzeń, miejsc, postaci wydaje się momentami przesadny i czyni tekst nużącym. Ilość nazwisk i przypisów, które pojawiają się w tekście, na pierwszy rzut oka wydaje się zatrważająca. Wszystko to sprawia, że jest to lektura dla cierpliwych, doświadczonych czytelników.
Zawiodą się też wszyscy łowcy sensacji i pikantnych szczegółów życia prywatnego. Białoszewski co prawda mówi wprost o swoim homoseksualizmie, wymienia związki i przygody miłosne, tym razem jednak oszczędza nam prywatnych detali i starannie ukrywa to, co powinno zostać ukryte. Nie znajdziemy tu też komentarzy do wydarzeń polityczno-społecznych tamtego okresu. Zostały one odnotowane, jednak bez specjalnego zaangażowania emocjonalnego.
Po lekturze pozostaje wrażenie, że nadal nie poznaliśmy „prywatnego Białoszewskiego”, a szczegółowe opisy zdarzeń tylko uwypuklają jego osobność, samotność w tłumie i oderwanie od rzeczywistości. Znający dokładnie całą twórczość autora nie znajdą w „Tajnym dzienniku” niczego nowego, gdyż, jak sam mówił, Białoszewski nigdy nie oddzielił życia od twórczości. 

Ocena 6/10
M.Białoszewski, "Tajny dziennik", Znak, Kraków 2012

*Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak http://www.znak.com.pl/
*Tekst opublikowany wcześniej w "Gazecie Młodych" http://gazeta.mlodych.pl/

3 komentarze:

  1. Fajna lektura, ale równie dobrze mogłaby mieć 300 zamiast 800 stron, nic by nie straciła

    OdpowiedzUsuń
  2. ... w odróżnieniu od "Dziennika" Mrożka, który mógłby zostać skrócony do 50 stron, bo inaczej jest absolutnie przerażający. Nie chciałam poznać takiego jego blicza, nikt na okładce nie uprzedza, że to grafomaństwo, łzy nad brutalnością świata, który przyznaje nagrody Gombrowiczowi, nie jemu, banalny egotyzm i wymachiwanie butelką wódki. Zgroza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Borosko,objętość "Tajnego dziennika" faktycznie mogłaby być mniejsza. Cal, "Dziennika" Mrożka niestety nie czytałam,także nie mogę się w żaden sposób odnieść ani porównać.

    OdpowiedzUsuń